Rozdział 10

4.3K 188 8
                                    

Pół następnego dnia spędziłam na sali treningowej. Nie miałam ochoty się z nikim widzieć, a co gorsza rozmawiać. Świadomość braku możliwości swobodnego opuszczenia budynku mnie dobijała. Mimowolnie powracały do mnie te same odczucia jak w Hydrze. Myśl zamknięcia w klatce, bez możliwości ucieczki.

Z coraz większą siłą uderzałam w worek dając tym samym upust emocjom. Gniew buzujący w żyłach z czasem zaczął przeradzać się w rozpacz i niemoc. W moich oczach pojawiły się łzy, a z ust uciekł cichy szloch. Przestałam uderzać w worek i oparłam zrezygnowana głowę o przedmiot. Wzięłam kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić nim ktoś by mnie usłyszał. Niestety nie udało się to.

-Hej, w porządku?-usłyszałam za sobą Pietra. Szybkim ruchem wytarłam mokre policzki i obróciłam się w stronę chłopaka.

-W jak najlepszym-odparłam sztucznie się uśmiechając.

-Właśnie widzę-powiedział Maximoff podchodząc bliżej i spoglądając na mnie troskliwym wzrokiem-Nie musisz udawać.

-Wiesz, że nie mówię od tak tego co mi leży na sercu, więc nie naciskaj-rzuciłam wywracając oczami. Chwyciłam swój ręcznik i nie oglądając się za chłopakiem ruszyłam do wyjścia. Ten jednak chwycił mnie za ramię zmuszając do zatrzymania.

-Nie możesz wiecznie dusić w sobie emocji. Wyobraź sobie, że niektórym zależy na tobie i chcą wiedzieć co jest grane.

-Ale ja nie chcę by wiedzieli. Do tej pory nikt się tym nie przejmował, dlaczego miałoby się to zmienić?-zapytałam. Nie oczekując odpowiedzi wyrwałam rękę z uścisku Pietra i opuściłam pomieszczenie.

Przeklinając pod nosem Morgana i całą sytuację poszłam do pokoju. Jakie było moje zdziwienie, gdy po otworzeniu drzwi zobaczyłam leżącą na łóżku śliczną sukienkę. Spojrzałam szybko na korytarz licząc, że zobaczę osobę potencjalną do zostawienia mi ubrania. Nie dostrzegając jednak nikogo weszłam do sypialni i podeszłam do łóżka. Tuż obok materiału leżała karteczka, którą chwyciłam by przeczytać.

Katty przygotuj się na wyjście o godzienie 16.30

Tony

Szczerze, nie miałam ochoty nigdzie iść. Zrobić na złość i zostać w wieży usprawiedliwiając się, że przecież może coś się stać. Jednak chęć wyrwania się z ogromnego budynku była silniejsza. Fakt, że nie mogłam sama nigdzie wyjść sprawiał, że coraz bardziej tego chciałam. Niczym zakazany owoc. Zerknęłam na zegarek dostrzegając, że mam godzinę do umówionego wyjścia. Nie ociągając się poszłam do łazienki wziąć prysznic i się umalować. Gdy to już zrobiłam przebrałam się w podarowaną sukienkę, do której dobrałam buty na niewielkim obcasie. Na sam koniec zaplotłam włosy w luźnego warkocza, pozostawiając dwa pasma, które swobodnie opadały delikatnie na twarz.

Nim się obejrzałam nastała 16.30. Wraz z jej wybiciem po pokoju rozniósł się dźwięk pukania do drzwi. Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i podeszłam do drzwi, otwierająć je. Uniosłam ze zdziwienia brwi lekko do góry, ponieważ moim oczom ukazał się nie Tony, a Steve.

-Hej, co tu robisz?-zapytałam mierząc wzrokiem jego sylwetkę. Miał na sobie granatową koszulę, która idealnie podkreślała jego mięśnie.

-Przyszedłem po ciebie-odparł uśmiechając się.

-Ale ja byłam umówiona z Tonym-odparłam nie rozumiejąc co się dzieje.

-Tony będzie na ciebie czekał na miejscu. Prosił mnie, abym cię tam zaprowadził-powiedział blondyn proponując mi ramię. Niepewnie je przyjęłam i ruszyliśmy w kierunku windy.

-Poprosił cię? My mówimy o tym samym Starku?-zapytałam podejrzliwie. Kapitan zaśmiał się cicho i puścił moje słowa mimo uszu.

-Pięknie wyglądasz-stwierdził, gdy weszliśmy do windy.

Na moje policzki zapłonęły czerwienią, a usta wykrzywiły w delikatnym uśmiechu. Odpowiedziałam cichym dziękuję na co Rogers puścił mi oczko. Winda zatrzymała się zaledwie 5 pięter niżej co jeszcze bardziej mnie zdezorientowało. Nim zdążyłam zadać pytanie, Steve chwycił mnie za rękę i poprowadził do jednej z sal konferencyjnych. Jak dżentelmen przepuścił mnie w drzwiach pozwalając wejść do ciemnego pomieszczenia. Niespodziewanie światła się zapaliły, a ja nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Sala wypełniona była balonami, z czego niektóre układały się w napis "Wszystkiego najlepszego" i serpentynami. Stoły zostały rozsunięte, robiąc miejsce na parkiet. Avengers i Pepper zaczęli śpiewać mi sto lat, co przyprawiło mnie o łzy. Kolejny raz w ciągu dnia.

-Nie podoba się? Mówiłem, żeby zrobić to z rozmachem-powiedział Tony, gdy nie odezwałam się po wysłuchaniu piosenki.

-Podoba się, po prostu... Nie spodziewałam się i brak mi słów, aby wyrazić jakie to miłe-powiedziałam trochę się jąkając. Naprawdę byłam pod wrażeniem i nie wiedziałam jak złożyć zdanie.

-Pijemy!-krzyknął uradowany Clint, jakby tylko czekał na aby to zrobić.

Prawie wszyscy zaczęli się bawić, gdy ja stałam i z uśmiechem się w nich wpatrywałam. Wyczuwając na sobie czyjś wzrok spojrzałam w lewo, zauważając Steva. Blondyn dostrzegając, że go przyłapałam na gapieniu się, odchrząknął cicho i powiedział:

-Wszystkiego najlepszego Katty.

Wręczył mi prezent i już miał ruszyć do reszty, ale go zatrzymałam. Oplotłam ręce wokół jego szyi przyciągając tym samym do uścisku. Rogers od razu odwzajemnił gest. Mogłam się domyślić, że uśmiechał się pod nosem. Naszą chwilę przerwała Natasha, która pociągnęła mnie do prowizorycznego barku, aby zrobić mi drinka.

Impreza trwała w najlepsze. Wszelkie rozterki czy niepewności zostały odsunięte na bok, zastąpione alkoholem, tańcami i sprośnymi żartami Anthonego. Choć na chwilę zapomnieliśmy, że poza murami Stark Tower ktoś planuje zemstę. Pierwszy raz w swoim życiu bawiłam się tak dobrze, nie przejmując się niczym. Siedząc na kanapie razem z Wandą obserwowałam jak Clint porwał do tańca Bruca. Widok był komiczny, ponieważ naukowiec robił wszystko byle by odsunąć od siebie wstawionego już łucznika. Ten jakże zabawny widok został mi zasłonięty przez umięśnioną, męską sylwetkę.

Jesteśmy jednością | Steve Rogers/Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz