Gdy wyszliśmy już na zewnątrz budynku wziąłem głęboki oddech i usmiechnąłem się do blondynki.
- Nie uważasz, że to trochę zabawne? - spytałem.
- Może... odrobinę - zaśmiała się - no dobrze, troszkę bardziej niż odrobinę.
- Teraz powiedz mi, czy wiesz gdzie może być teraz Jacob?
- Tak, to znaczy pewnie.
- A więc, gdzie?
- W piekarni - jej w jednej chwili oczy posmutniały - albo w mieszkaniu.
- Często bywasz w piekarni?
- Rzadko, gdy jestem smutna zawsze chodzę tam i kupuję mojego ulubionego pączka z czekoladą.
- Czemu tylko, gdy jesteś smutna?
- Zawsze poprawia mi to nieco humor, gdy mogę spojrzeć w jego oczy... - w końcu łza spłynęła po jej policzku.
- Jesteś pewna, że chcesz go wziąć?
- Jestem - otarła łzę.
- Kieruj!
Queenie złapała za moją dłoń, pociągnęła i zaczęła prowadzić. Przeszliśmy przez kilka ulic, tunel, aż w końcu ujrzałem piekarnię. Wygląda nie tak jak sobie to wyobrażałem. Jest dość ciemna, nie zachęca do wejścia. Nad drzwiami wisi drewniany napis "Piekarnia u JC".
Podeszliśmy bliżej, ujrzałem kilka stolików, są one zupełnie puste. W środku tylko stoi zmarnowany Jacob i czeka na choć jednego klienta. Weszliśmy do środka, Jacob od razu się ożywił.- Witam - rzekłem.
- Witam! - krzyknął radośnie patrząc od początku naszego wejścia na blondynkę - co mogę podać?
- Dwa pączki poproszę.
- Te co zawsze? - Queenie przytaknęła.
Sięgnął pod ladę i wyjął papierowe torebeczki. Włożył do nich nasze pączki, zapłaciłem i dałem dziewczynie jej torebkę.
- Co teraz? - spytała dziewczyna.
- Nie mam kompletnie pojęcia - odpowiedziałem.
Po jej polikach spłynęły kolejne łzy.
- Chwilkę! - krzyknął Jacob.
- Tak? - spytaliśmy z Queenie niemalże w tym samym momencie.
- Skąd ja was znam? Z gazety?
- Nie, ja nie mieszkam tutaj, to niemożliwe - zaprzeczyłem i usiedliśmy przy stoliku.
- Dałbym sobie rękę uciąć, że gdzieś was już widziałem - powiedział po chwili.
- Może w piekarni kiedyś.
- Możliwe - odpowiedział przyglądając nam się jeszcze bardziej.
- Chcesz się do nas przysiąść? - spytała Queenie z lekkim zakłopotaniem.
- Jasne - wyszedł zza lady i wziął jedno z krzeseł stojących przy stoliku obok.
- Musimy Cię o coś spytać - wziąłem się w końcu w garść.
- Słucham.
- Bo... - zacząłem.
- Newt, przestań, i tak się dowie - powiedziała stanowczo blondynka.
- Newt? Skądś mi się kojarzy. Mam wrażenie, jakby mnie coś z wami łączyło. Coś takiego, innego. Poza tym, nikt oprócz ślicznej pani nie odwiedza już mojej piekarni, a tym bardziej nie wraca do niej i nie wychodzi z uśmiechem na twarzy, mówiąc "było cudowne".
____
Jestem leniem, nie sprawdziłam.
CZYTASZ
Mów mu Newt || Newt Scamander
FanfictionCo prawda próbuję sobie w końcu wytłumaczyć, że to nie ja szukam prawdy, a ona mnie - Newt Scamander.