IV. Pedro

112 7 0
                                    

*dwa tygodnie poźniej*

Parapapapam - zanuciłam melodyjkę z McDonalds i wyszłam z domu. Mega się cieszę, bo w końcu mogę iść na zakupy i wydać cały haj$, który ukradłam matce.

-One way or another nananaa, NANANANAAAAA - śpiewałam na głos moją ulubioną piosenkę. Nie ważne, że byłam w autobusie. Przecież One Direction to mój ulubiony zespół! Od czasu porwania bardzo się z nimi zaprzyjaźniłam i myślę, że oni też mnie lubią.

Byłam już na parkingu, kiedy podszedł do mnie podejrzanie wyglądający człowiek. Miał ciemną karnację, dziewiczego wąsa i był baaardzo wysoki. Miał na sobie żółte spodnie przetarte na dupie i granatową bluzę z H&M.

- Gitaraaa siemaaa - przwitał się i zrobił daba na znak pojednania.
- Kontrabas elo - odpowiedziałam seksownym głosem bo mężczyzna bardzo mi się spodobał.
- Jestem Pedro, mam 69 lat i jestem z Włoch.
- Ja jestem Elza i pochodzę stąd.
- A ile liczysz wiosen piękna?
- Kobiet o wiek się nie pyta hihi - odparłam i lekko się odsunęłam, gdy zobaczyłam, że Pedro rozpina rozporek.

Włoch zaczął się zbliżać, więc uruchomiłam ultradźwięki i zaczęłam wołać o pomoc.
- Już biegnę kochanie! - usłyszałam głos Jacoba i zamarłam, ponieważ chłopak zatrzymał się w środku trasy i zawrócił, a następnie uciekł piszcząc jeszcze głośniej ode mnie. Chcąc sprawdzić co przestraszyło tego cwela odwróciłam się na pięcie i złamałam obcas. Cholera.

- Haha i co teraz lasencjo - zaśmiał się Pedro, a ja zobaczyłam wreszczie co spłoszyło Jacoba. Pers. Włoch wyjął go ze spodni i wypuścił przed siebie, a następnie zasunął rozporek.
- Ale c-co ty... - wyjąkałam i popełznęłam dalej od mężczyzny(nadal leżałam na betonie).
- No wiesz, przemycam koty przez granicę. Nie mam pieniędzy na życie, więc dorabiam w tej robocie i dzięki temu stać mnie na bluzy z H&M.
- Uaaau!!!!! - pisnęłam, a Pedro złapał się za uszy - Dasz mi jakiegoś kotka? Plissska no.
- No jasne, jakiego chcesz? Chodź, pokażę ci siedem małych puszystych koteczków - powiedział odsuwając drzwi czarnego vana stojącego za nim.

Mężczyzna przesunął się aby dać mi zobaczyć koty, jednak van był pusty.
- Gdzie koteczki? - wyjąkałam.
- Ty jesteś moim koteczkiem -powiedział Pedro niskim tonem i wepchnął mnie do vana głaszcząc mnie po stópkach.

- Beng beng nie ruszać się! -usłyszałam znajomy głos a chwilę potem Pedro wypadł z vana.
- Dobre pomarańczowe -wyszeptał Włoch ostatkami sił a następnie dednął. Potrzebowałam chwili na otrząśnięcie się więc godzinę później wyprostowałam się i spojrzałam na tego gangstera, który strzelał do Pedra. To była mafia One Direction! Wszyscy chłopcy byli ubrani w granatowe garnitury, pasujące kapelusze, złote laski i mieli cygara w ustach.

- No to nieźle - powiedział Harry.

- Co nie? Kolejny skasowany - odparł Louis i poprawił włosy.
Chcę ich dotknąć. I jak pomyślałam tak zrobiłam, a Louis wcale nie był zdziwiony.

- Kocham cię - wyszeptałam mu do ucha.

- Aha - mruknął i się odsunął a ja zostałam na parkingu i patrzyłam jak odchodzi razem z resztą chłopaków.

Było mi bardzo smutno więc gdy wróciłam do domu rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać, ale z tej rozpaczy zapomniałam jak się oddycha więc przez chwilę rzucałam się po łóżku jak śledź próbując złapać powietrze. Po tym wszystkim było mi jescze smutniej, więc poszłam szukać żyletki, ale jej nie znalazłam. Trzeba sobie jak radzić. Wzięłam więc tęperówkę i pociełam sobie ręce i nogi bo jak szaleć to na maksa.

Rany bardzo bolały dlatego poszłam po tabletki przeciwbólowe i postanowiłam się ogólnie zabić. Wysypałam garść tabletek na rękę i połknęłam popijając whiskey matki. Leżałam umierająca pod stołem przez kilka minut, jednak stwierdziłam, że coś jest nie tak. Okazało się, że połknęłam witaminy i popiłam je sokiem jabłkowym.

Zajebiście.

I z tą myślą poszłam spać.




Love hurts sometimes... E. J.F 1D J.B & ect.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz