3

692 34 0
                                    

- Morgan! Szybciej, za 20 min odjeżdża pociąg! - krzyknęła z salonu mama.
Po raz ostatni przejrzałam moje rzeczy, upewniając się, że mam wszystko, co będzie mi potrzebne (czyt. to, co potrzebne i miliard innych "nieprzydatnych" rzeczy), i zawlokłam moje torby na dół, gdzie mama z Lindsey już na mnie czekały.
- Wreszcie - odetchnęła z ulgą moja siostra - Dobra, idę pierwsza - powiedziała i zniknęła w kominku.
Po niej przyszła moja kolej, więc weszłam do kominka, nabrałam trochę proszku fiuu i rzuciłam go na ziemię wyraźnie mówiąc "Stacja King's Cross peron 9 i 3/4". Chwilę później już byłam przy czerwonym pociągu, mającym za kilka minut odjechać do Hogwartu. Pożegnałam się szybko z mamą (Lindsey dawno już poszła do swoich koleżanek) i pobiegłam w stronę pociągu, aby zająć sobie miejsce. Tak jak się spodziewałam, większość przedziałów była już zajęta, ale udało mi się znaleźć jeden pusty, do którego natychmiast zniosłam wszystkie moje bagaże i wygodnie usiadłam. Niedługo potem, kilka minut po odjeździe pociągu, do mojego przedziału wpadła jakaś dziewczyna.
- Hej - powiedziała - Mogę się przysiąść? - spytała, i nie czekając na odpowiedź, weszła.
- Jestem Morgan. Morgan Lee - przywitałam się.
- Hermiona Granger - uśmiechnęła się.
Reszta drogi minęła nam na rozmowie i było całkiem miło, jak na czas spędzony z kimś z mugolskiej rodziny. Gdy dojechaliśmy, był już wieczór.
- Pirszoroczni, za mną! - zawołał jakiś wielki, kudłaty...człowiek? - Jestem Hagrid, gajowy w Hogwarcie - wyjaśnił, widząc nasze zaskoczone spojrzenia.
Zaprowadził nas nad jezioro, przy którego brzegu stały już ustawione łodzie, do których wsiadaliśmy czwórkami. Razem z Hermioną dosiadłyśmy się do dziewczyn, które przedstawiły się jako Pansy i Millicenta, i wydawały się całkiem w porządku. Na brzegu czekała na nas jakaś czarownica.
- Witajcie w Hogwarcie. Jestem profesor McGonagall, opiekunka Gryffindoru - uśmiechnęła się - zaraz wejdziemy do Wielkiej Sali, gdzie odbędzie sie przydział domów. Każdy z was trafi do jednego z nich. Są to : Gryffindor, Huffflepuff, Ravenclow i Slytherin. Będę was po kolei wywoływała, a wy podejdziecie i nałożycie na głowę tiarę przydziału, która oceni waszą przynależność - powiedziała, po czym zaprowadziła nas do wielkiej sali. Było tam niesamowicie. Cztery długie stoły, po jednym dla każdego domu (jak się domyśliłam), były prawie całkowicie zapchane, a wszyscy rozmawiali i śmiali się. Za końcu sali znajdował się jeszcze jeden stół, za którym siedzieli nauczyciele, a pośród nich Dumbledore - dyrektor Hogwartu, o którym nawet ja słyszałam. Najpiękniejszy jednak był sufit. Albo... jego brak. Było to bowiem rozgwieżdżone niebo, i unoszące sie w powietrzu świece. Efekt był wspaniały.
- Jest tak zaczarowany, aby wyglądał jak niebo w nocy - wyjaśniła Hermiona.
W końcu podeszliśmy do krzesła, na którym leżała stara czapka.
- Tiara przydziału - szepnęła Hermiona.
- Davis John - wyczytała z listy McGonagall. Ten, ciężkim krokiem podszedł do tiary i włożył ją na głowę.
- Hufflepuff! - wykrzyknęła tiara, a wszyscy pierwszoroczni podskoczyli jak na zawołanie.
- Straszna ta czapka - szepnęłam do Hermiony.
- Racja - zachichotała.
- Curtis Brooke - czytała dalej McGonagall.
- Ravenclow! - stwierdziła tiara, gdy Brooke nałożył ją na głowę.
- Granger Hermiona - rzekła pani profesor, a dziewczyna uścisnęła mnie i wyszła na środek.
- Gryffindor! - wykrzyknęła czapka, jeszcze zanim Hermiona zdążyła do końca ją nałożyć.
- Potter Harry - zaległa całkowita cisza, a po chwili po sali rozległy sie szepty:
- Ten Harry? Wybraniec? Chłopiec Który Przeżył jest w Hogwarcie! Obalił Voldemorta i potrzebuje nauki?
- Cisza! - krzyknęła jednak McGonagall i skutecznie wszystkich uciszyła.
- Gryffindor - odrzekła po chwili tiara.
- Malfoy Draco - wyczytała McGonagall, a ja nie mogłam powstrrzymać sie od śmiechu na dźwięk tego imienia. Na środek sali wyszedł chłopak o platynowych włosach, ten sam, który obrażał mnie na Pokątnej.
- Slytherin - wykrzyknęła zdecydowanie tiara, na co chłopak zadowolony odszedł.
- Lee Morgan - zamarłam, gdy tylko McGonagall wyczytała moje nazwisko, jednak po chwili odetchnęłam i powoli udałam się do tiary przydziału.
- Odważna, pasujesz do Gryffindoru - zastanawiała sie tiara - i całkiem mądra. Nie. Wydaje mi się, że twoje miejsce jest gdzie indziej.
Czyżbym nie pasowała do żadnego domu? Coraz bardziej się denerwowałam.
- Stytherin! - krzyknęła w końcu, a ja, dalej nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co dzieje się wokół mnie, udałam się do stołu mojego nowego domu. Slytherinu.

Czarna PaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz