Rozdział 1

123 8 1
                                    

Ohayo ^^

Oto jest! Rozdział! Hura!

Jedna dość istotna sprawa "~~~~" oznacza zmianę postaci. A to, po to by ukazać odmienność dwóch światów.

Miłego czytania :D


~~~~


   - Yoshiro, pora wstawać - usłyszałem ciepły kobiecy głos, po czym moje oczy uderzyła fala światła. 

- Jeszcze chwile.. - odrzekłem i odwróciłem się w stronę ściany.

- O nie, nie mój drogi. Wstajesz - powiedziała i zerwała ze mnie pierzynę.

 - Mamo! Oddaj mi kołdrę! - zerwałem się, aby odzyskać okrycie. 

Nie udało się...Kobieta zmieniła się w lisa i uciekła. Poległem... Nie mając innego wyjścia powlokłem się do małej drewnianej szafki i wyciągnąłem z niej swoje ubrania. Wrzuciłem je na siebie i wyszedłem.

„Zapowiada się ładny dzień"- pomyślałem.

Patrząc przed siebie widziałem taki sam obraz jak co rano. Wysokie aż do nieba drzewa, przez które przebijały się strugi światła słonecznego zapierały dech w piersiach. Jednak to co bardziej interesujące działo się na dole. Między pniami przechodziły liczne istoty. Szukając wśród nich mojej mamy, dostrzegłem tylko kilka faunów, dwa spierające się o coś centaury i trójkę małych zmiennokształtnych bawiących się urwisów. Co szersze drzewa były wydrążone i przekształcone w swego rodzaju domy. Mieszkałem w jednym z nich.

Kiedy straciłem nadzieję na znalezienie mojej mamy ruszyłem w stronę strumienia, żeby przemyć twarz i napić się wody. Na szczęście był on z dala od tego porannego zgiełku. Nie miałem ochoty mijać się z nimi wszystkimi i kolejny dzień znosić ich spojrzenia w moją stronę.

Kiedy dotarłem do wody poczułem obcy zapach. Zacząłem węszyć. Nie należał on do żadnego z "naszych", ale nie był zmieszany z żelazem, jak u mieszkańców.. Było to dziwne, postanowiłem to sprawdzić. Wszedłem w głąb lasu, przykucnąłem, żeby lepiej złapać trop.

„Mam cię. Nie uciekniesz mi."

~~~~

- Co ja tu właściwie robię? Rozumiem, że potrzebowałem przerwy od tego wszystkiego, ale co mi strzeliło do głowy, żeby zapuszczać się na tereny wroga?! W dodatku bez niczego do obrony! Zgłupiałem? - mówiłem sam do siebie idąc lasem należącym do moich przeciwników. - Będę miał przesrane jeśli mnie tu przypadkiem znajdą.

Szedłem tak jeszcze przez chwilę. Mimo moich wcześniejszych narzekań na siebie nie wróciłem do miasta. Szedłem głębiej w las. Nie wiem sam co w nim takiego było, ale przyciągał mnie do siebie. Czułem się tu taki odprężony i wolny od całej wojny.

- TY! CZEGO TU?! - usłyszałem za plecami.

Odwróciłem się, a moim oczom ukazał się chłopak o śnieżno białej skórze, od której odbijały się promienie słońca co sprawiało, że wydawała się błyszczeć. Białe włosy delikatnie opadały na czoło i zakrywały jedno z jego czerwonych oczu. To co najbardziej mnie zdziwiło, to fakt że miał lisie uszy i ogon, a z jego palców wyrastały pazury. Ubrany był w zieloną koszulkę i brązowe spodnie za kolana, a na rękach miał czarne rękawiczki bez palców. Jego postawa dawała do zrozumienia, że jest gotowy zaatakować mnie w każdej chwili.

Nie wiedziałem do końca co powinienem zrobić. Jeśli powiedziałbym, że nie jestem tu z zamiarem walki pewnie by mi nie uwierzył i zabił... 

- ODPOWIADAJ! - przerwał moje rozmyślania.

 - Ja... Tu tylko przechodzę.. Wyszedłem na spacer, widzisz? - pokazałem mu, że nie mam ze sobą broni. - Nie mam złych zamiarów.

Chyba dobrze zrobiłem mówiąc prawdę, bo jakby trochę odpuścił.

~~~~

Co miałem zrobić w takiej sytuacji? Przecież nie zabiję bezbronnego. Mam swój honor! A to byłoby tchórzenie. 

W sumie nie zaszkodziłaby mi chwila odpoczynku.. W lesie życie nie jest łatwe...

-  Aha... Lepiej dla ciebie, żebyś stąd poszedł. Nie wszyscy tu pozwolą ci żyć tylko dlatego, że nie masz czym się bronić. Nie żeby obchodziło mnie co z tobą będzie - powiedziałem.

- Domyślam się.. - odpowiedział mi, chyba nadal się bał, że mogę coś mu zrobić. Słusznie. - A wiesz może gdzie można trochę odpocząć... Bez większego ryzyka...?

- Może. Tylko dlaczego niby miałbym ci powiedzieć? - Czy ten gościu jest normalny? Miejsce bez większego zagrożenia? On jest na naszym terenie. Jesteśmy wrogami. - Niech zgadnę. Jesteś jakimś elfickim żołnierzem, ale masz dość ciągłej walki na froncie? Chociaż nie... Nie wyglądasz mi na elfa.. W sumie nie ważne kim jesteś nie obchodzi mnie to. Na razie.

Na jego twarzy wymalowała się zdziwienie.

- Hahaha... Jakbyś czytał mi w myślach... - widać, że nie wie co odpowiedzieć.

- Eh... Dobra niech będzie. okaże ci jedno takie miejsce. Ale nie myśl, że pozwolę ci zostać tam samemu. Będę cię pilnować. Jeden fałszywy ruch i cie nie ma, czaisz? - W odpowiedzi tylko pokiwał głową. Chyba osiągnąłem rezultat jaki chciałem.

Poszedłem przed siebie, a blond włosy nieznajomy szedł obok mnie. Szliśmy w ciszy co dało mi chwilę, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Miał zielone oczy, prawie jak wiosenna trawa. Był wyższy ode mnie o głowę, ale nadal to ja miałem przewagę. Jego ubiór i postawa sprawiały wrażenie bycia wojownikiem, tyle że na urlopie. Czarne spodnie, biała koszulka i bordowa kurtka. Z tego co mi wiadomo w mieście bordowy jest kolorem żołnierzy.

Szliśmy tak jeszcze przez jakąś chwilę. Aż w końcu stanąłem przed jaskinią, która była celem naszej podróży.

- To tutaj - powiedziałem.




Miłość nie zna granicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz