Można by rzec, że póki co przyjaciele nie zrobili nic ciekawego, ale chyba właśnie ta bezużyteczność sprawiała im największą radość. Nie rozbili namiotu, nie wybrali miejsca na rozbicie go. Zdążyli za to wyśpiewać „Mamo, jest mi tu dobrze” Kabanosa, „House Of Fire” Coopera, przy którym wymieniali się znaczącymi spojrzeniami, kilka innych utworów Kabanosa oraz zasłyszaną niedawno w radiu piosnkę, której tytułu nie spamiętali, lecz słowa refrenu tak.
Gdy się już wykrzyczeli, rozbili nieumiejętnie namiot, który zdążył spaść na Rafała z dziesięć razy i napisali do biednej Mariolki, która siedziała w domu, zamiast na woodstockowym polu namiotowym.
„Hej! Żyjesz tam?”, napisał Norbert do Marioli Kamińskiej. Po kilku chwilach padła krótka, owiana grozą wiadomość: „Nie”. „Wyślemy Ci zdjęcia z koncertu Kabanosa!”, pocieszył ją. „Miło”, odpisała lakonicznie. „A z Pamelą jak? Ten mały troll żyje?”, napisał żartobliwie. „Jest wami zniesmaczona. Siedzi sama w domu i czyta Ferdydurke. No i słucha Mozarta, jakżeby inaczej”. „Przejdzie jej, Mariolko.” „Zawsze przechodzi, Norberciku.”
— Mariola żyje? — upewnił się Robert, gdy Norbert odłożył komórkę.
— Żyje — zapewnił.
— A Pamela? — dopytał Rafał.
— Czyta Ferdydurke.
— Czyli żyje.
— Dobra, powinniśmy się zbierać. Trzeba zająć dobre miejsca!
Wincenty wstał, pociągnął za rękę Teodora, zmuszając go do wstania i pociągnął o kilka kroków w przód.
— Na co czekacie? — Spojrzał na przyjaciół, a ci wstali.
— Polska Kiełbaso, nadchodzimy!
I poszli, bawili się świetnie. Kochali tę atmosferę — kurz unoszący się w powietrzu, niesiony głos wokalisty i dźwięk instrumentów, krzyk ludzi, pogo, uśmiechy, radość, wolność. Wszystko. Cząstki doskonałości nie da się opisać.
O późnej porze, deczko spici, napisali do Marioli. „Mamy zdjęcia! Pokażę ci je, jak wrócimy. I było zarąbiście. Mam nadzieję, że żyjesz!” — wysłał smsa Norbert.
~*~
Pierwszy obudził się Norbert. Usłyszał dobiegające zewnątrz radosne okrzyki i podśpiewywanie woodstockowiczów. Po chwili stwierdził, że mu niewygodnie i uniósł nogi, po czy gwałtowanie je opuścił. Ktoś poderwał się i zaklął szpetnie.— Kurde, stary, nie po jajach! — Robert trzepnął brata puszką po piwie w twarz.
— Spałem na tobie. Och. — Norbert ziewnął ostentacyjnie.
— Idiota — warknął Rob.
Robert zamyślił się, a Norbert sięgnął po wodę i zaczął ją łapczywie pić.
— Czy Teodor gada przez sen? — Robert przymrużył oczy. Bliźniak Roberta odłożył — a raczej rzucił — wodę i wsłuchał się. Teodor ewidentnie wymawiał słowo „kamyk”.
— Teodora kręcą kamienie! — zaśmiał się Robert.
— Obstawiałbym raczej Mariolkę, ale co kto lubi — dorzucił po chwili Rafał. Bliźniacy spojrzeli na kolegę, który właśnie przecierał oczy.
— Długo nie śpisz?
— Od „kurde, stary, nie po jajach”. Ciekawa rozmowa, swoją drogą. — Rzucił im rozbawione spojrzenie.
Norbert westchnął głęboko, obrzucił wnętrze namiotu obojętnym spojrzeniem namiot i rzekł:
— Nudno. Budzimy chłopaków.
— Koncert Kabanosa był świetny — stwierdził Wincenty.
— To musi być genialne — stoisz na scenie, a tłumy ludzi drą się i skaczą bez opamiętania! — Teodor gestykulował energicznie. — Wyobrażacie sobie, jak to być tym patrzącym na taki zgiełk?
— Załóżmy kapelę! Tak spontanicznie! — Norbert aż podskoczył. — Ja gram na basie, Rob na elektryku, Wincenty ma głos godny samego Coopera! — Entuzjazmował się, a reszta kolegów patrzyła na niego jak na wariata. — Teodor jest perkusistą! Mamy skład!
— Ekhm — odchrząknął Rafał. — Jeszcze ja.
— Jesteś skrzypkiem! Hunter ma skrzypka i grają fantastycznie! Kamyk ma smykałkę do fotografii, to i z obsługą kamery sobie dziołcha poradzi!
Chłopacy zaśmiali się, ale po kilku sekundach w napięciu patrzyli po sobie. Każdy o tym marzył — stanąć na scenie z mikrofonem przed twarzą, kablem od wzmacniacza plączącym się pod nogami, pałeczkami w dłoni, a w przypadku ze smyczkiem w palcach.
— A naz... — zaczął Wincenty, jednak tę niesamowitą chwilę przerwał mu dźwięk wiadomości. Norbert zdenerwowany sięgnął po telefon i odczytał wiadomość od Marioli Kamińskiej — czyli ich Kamyka.
— Kamień pisze: „Ratuj! Czajka mnie męczy, że w wiadomościach ode mnie żaden ener i akapit się nie pojawiają! Ona mnie wymęczy!” — zaśmiał się Norbert. Po chwili jego usta ułożyły się w wąską kreskę, a twarz przybrała wyraz skupienia. — Co wy na to, żeby nazwać zespół Ener?
— To... To jest dobre! — Wincenty uśmiechnął się. Prawie wszystko już mieli!
— Jestem za! — Teodor rozweselił się. Rob z Norbertem przybili sobie piątkę, a Rafał na typowy dla siebie sposób przygryzł dolną wargę.
— Rafał, co tak myślisz? — zaśmiał się serdecznie Teodor.
— Dodajmy do tego „of rock” — powiedział. — Ener of Rock.
Chłopaki patrzyli po sobie, lecz po chwili Wincenty rzucił się na nich jak Reksio na szynkę z okrzykiem: „MAMY KAPELĘ!!!”.
~*~
Następnego ranka zobaczyłam wiadomość od Norberta. Jak ja im zazdroszczę... Teraz zamiast być na Woodstocku, muszę siedzieć z tym, jak to ujął Norbert, małym trollem, który nieustannie czyta Ferdydurke i słucha Mozarta...
Napisałam do przyjaciela: „Nadal żyję. Nie mogę się doczekać waszego powrotu”.
Norbert nie odpisywał przez dłuższy czas, więc stwierdziłam, że pójdę na zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Gdy byłam w sklepie mój telefon zawibrował. Odblokowałam go i weszłam w wiadomości. „Kamień, stworzyliśmy zespół — ENER OF ROCK! Będziesz kamerzystką!”~*~
Zegar w salonie zaczął wybijać godzinę.
Jeden. Wstrzymałam oddech.
Dwa. Zacisnęłam pięści.
Trzy. Monotonny dźwięk odbijał się w głowie.
Cztery. Wzięłam głęboki wdech.
Pięć. Poluźniłam ucisk dłoni.
Sześć. Pochyliłam się.
— Pamiętam.
Gorzkie łzy kapały na podłogę.
CZYTASZ
Ener Of Rock
Teen FictionWiesz, chyba każdy miłośnik rocka kiedyś marzył - albo nadal marzy, aby stanąć na scenie z mikrofonem przed sobą, kablem od wzmacniacza plączącym się pod nogami lub z pałeczkami w dłoniach albo choćby pod sceną z kamerą w ręce. Kilkoro nastolatków...