Rozdział 2: Julek próbuje zorganizować imprezę

167 15 0
                                    

WIKTORIA

Zrezygnowana zaczęłam iść korytarzem w kierunku (jak mi się wydawało) sali, w której miało odbyć się oficjalne rozpoczęcie. Z sąsiednich drzwi wyszła brązowowłosa dziewczyna, trzymając w drżących rękach granatową pelerynę. W mojej głowie zrodził się pewien pomysł.

— Hej! — krzyknęłam i podbiegłam do dziewczyny, która rozejrzała się niepewnie. Na mój widok zmarszczyła brwi. — Nie chciałabyś się zamienić?

— Co? — zapytała zdziwiona. — Niby czym?

— Peleryną — odparłam z pewnością w głosie. — No wiesz... ja ci dam moją, a ty dasz mi swoją i zamienimy się domami.

Szatynka spojrzała wątpiąco na fioletowy materiał w mojej dłoni.

— Wiesz, że to tak nie działa, co nie? — powiedziała w końcu powoli, jakby mówiła do wyjątkowo głupiego dziecka. — To tylko symbol... W sensie no... nie zmienisz w ten sposób domu.

— To co mam ci jeszcze oddać? — zapytałam zrezygnowana. — Łóżko?

Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariatkę i zaczęła powoli się wycofywać.

— Wiesz... ja już chyba muszę iść...

— Nie, zaczekaj! Ja... — Głos mi się załamał. Zwiesiłam głowę i zaczęłam bawić się skrawkiem peleryny. — Bo ja zawsze chciałam być Wilkiem... dla brata.

— Wiesz...

— Łooo, co tam się właśnie wydarzyło?! — Odwróciłam się na dźwięk nieznajomego głosu. Z jednej z sal wyszedł ciemnowłosy chłopak o wesołych niebieskich oczach. Na jego twarzy błąkał się uśmieszek. W dłoni trzymał granatową pelerynę.

— Eee... — zająknęłyśmy się obie.

— Miałyście to samo? W sensie etapy? — zapytał, podchodząc do nas.

— Eliksiry, przedmioty, drogi, książki i pudełka — wyliczyłam.

— Ja też — przyznał.

— Przecież wszyscy mieli to samo — wtrąciła stojąca obok dziewczyna. — Te same kategorie, ale inne możliwości wyboru.

— Ja cię znam. — Przyjrzał jej się chłopak, gdy tylko się odezwała. — Spotkaliśmy się w pociągu. — Zmarszczył brwi, zapewne usilnie próbując przypomnieć sobie imię dziewczyny. — Lena?

Brązowowłosa uśmiechnęła się.

— Emilia — sprostowała.

— A — brunet nawet się nie zmieszał  — Julek jestem.

— Wiktoria — przedstawiłam się. — Serio żadne z was się nie zamieni? — jęknęłam.

— Jak to "zamieni"? — zdziwił się Julek, patrząc pytająco to na mnie, to na szatynkę.

— Koleżanka chce zmienić domy — wyjaśniła Emilia uprzejmie.

— Eee... Ale zdajesz sobie sprawę, że to tak nie działa? — zapytał chłopak, na co przewróciłam oczami. Czy oni się jakoś zgadali? — To znaczy, no wiesz, raczej nie da się zmienić domu. Zostałaś przydzielona do — spojrzał na moją pelerynę — Szakali, bo tam pasowałaś najbardziej.

— Właśnie — przytaknęła dziewczyna. — Zresztą ja tam się cieszę, że jestem w Wilkach.

— Ja też — przyznał Julek. — Ale przecież nie ma też nic złego w Szakalach.

— Czy ja wiem? Przecież tam cię uczą czarnej magii — powiedziała Emilia z powątpiewaniem.

— Eee tam. — Brunet machnął lekceważąco ręką. — Przyda jej się, jak kogoś nie polubi.

— Obawiam się, że możemy być pierwszymi królikamy doświadczalnymi. — Zaśmiała się brązowowłosa.

— Jeszcze spotkamy się w jednym domu, zobaczycie — prychnęłam.

— Granatowe szczeniaczki, do mnie! — Usłyszeliśmy sympatyczny głos, należący do wysokiej blondynki z granatową peleryną. — No już, szybko. Inni uczniowie chcą jeść!

— To cześć. — Pomachał mi Julek.

— Tak, daj znać jak już coś wymyślisz. — Uśmiechnęła się Emilia i oboje podeszli do starszej Wilczycy.

— Jeszcze się zdziwicie — mruknęłam pewnie, kierując się w stronę czarnowłosego chłopaka w fioletowej pelerynie, nawołującego młode Szakale.

***

JULIAN

— Dawajcie chłopaki, robimy impreeeeezkę! — krzyknąłem, wbiegając do dormitorium. Zaraz jednak zatrzymałem się pod zaskoczonym wzrokiem czterech dziewczyn.

— Ups... Pomyliłem drzwi. — Wyszczerzyłem zęby, przypatrując się Wilczycom, którym właśnie zakłóciłem święty spokój. — O, Emilka. — Zauważyłem koleżankę. — To ja tu już zostanę — oznajmiłem, opadając na łóżko brązowowłosej. Ta tylko pokręciła głową ze śmiechem.

— Żebyś widział swoją minę...

Laska ewidentnie się ze mnie naśmiewała.

— Ach tak? — mruknąłem. — Ładnie się tak śmiać z pomyłki biednego kolegi? — zapytałem retorycznie i rzuciłem się, zaczynając ją łaskotać.

— Przestań — wykrztusiła po chwili, próbując otrzeć łzy. — Julek no weź! Zostaw mnie.

— Idźcie sobie. — Usłyszałem zmęczony głos jakiejś blondyny. — Ludzie próbują spać.

— Jest dwudziesta pierwsza — zauważyłem. — Normalni ludzie dopiero zaczynają robić cokolwiek.

— Ta — prychnęła. — Imprezkę z chłopakami.

Otworzyłem usta, by zaraz je zamknąć.

— Kolejna — zwróciłem się do Emilki, pokazując kciukiem na łóżko blondyny. — Wszystkie takie zabawne jesteście, czy tak mi się trafiło?

— Kolor włosów zobowiązuje. — Wzruszyła ramionami dziewczyna, odrzucając blond kosmyki.

— Oj chodź. Dajmy dziewczynom odpocząć. — Emilka zaśmiała się, po czym złapała mnie za nadgarstek i zaciągnęła do drzwi.

— Cześć wam! — krzyknąłem jeszcze w progu. — Pa, nieznajoma blondi!

Kilka chwil później siedzieliśmy przy ognisku w Wilczym Salonie, wymyślając sobie przezwiska i gadając o nas samych, Blondynie, nauczycielach, betach (no takich jakby pomocników opiekunów, którzy pilnują porządku i odejmują punkty. Oczywiście mogą też dodawać, ale bety są wkurzone, bo nie dostały tytułu alfy. Taka moja teoria), naszych kolegach Wilkach z rocznika i, oczywiście, tej dziewczynie z Szakali, co próbowała podmienić peleryny. Z tej to będzie niezłe ziółko.

Polska Szkoła Magii i Czarodziejstwa Canidae Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz