No cześć ( ͡° ͜ʖ ͡° ) dziś mamy piątek trzynastego ( ͡° ͜ʖ ͡° ) Postanowiłam napisać dla was one-shota, bo wiecie, w piątki trzynastego dzieją się różne, dziwne rzeczy...
⛧
Wnętrze jak zwykle było ciemne, mroczne i tajemnicze, mimo iż oświetło je delikatne światło świec.
Wszyscy ubrani w czerwone szaty z symbolem sekty na plecach. Każdy z członków miał założony na głowę kaptur. Stali ściśnięci obok siebie, szeptając dziwne słowa w obcym języku.
Piedestał, z którego przemawiał do nich Jordie był skąpany w blasku tysiąca świec.
Ubrany w taką samą pelerynę jak pozostali, wszedł po schodach i zaczął mówić:
-Dziś spotykamy się bracia i siostry w cudownym dniu. Za kilka minut rozpoczniemy ceremonię. Już niedługo... Wysztko będzie nasze - obrócił się w stronę ołtarza stojącego za mównicą.
Nie przypominał niczego. Ołtarz był zwyczajną płaskorzeźbą wykonaną z kamienia przez nigdy niepoznanego autora.
Jordie był wyraźnie podniecony, rozkoszował się każdą sekundą.
Szeptał tą samą modlitwę co inni, stojąc tyłem do nich.
-Już czas - powiedział nagle.
Ktoś wprowadził nagą dziewczynę. Była młoda, szczupła, średniego wzrostu. Miała rude, kręcone włosy opadające jej na ramiona i częściowo zakrywające piersi. Szła z uniesioną głową, jakby dumna z tego co robi.
Kazał położyć jej się na stole, a dziewczyna bez niczego wykonała jego rozkaz. Ręce zostały przymocowane stalowymi obręczami do górnej części, zaś nogi, do dolnej.
Nikt nie zwracał na to uwagi, wszyscy nadal szeptali dziwne słowa.
Dwaj mężczyźni, którzy przyprowadzili kobietę, stanęli po obu stronach stołu i położyli nań dłonie.
-Będzie dobrze, wszystko w imię wyższego dobra - mówił gładząc ją po policzku.
Usmiechnęła się delikatnie.
-Nastąpił dzień oczyszczenia! Oto nasza ofiara! Jesteśmy wdzięczni, za to, że poświęca się dla nas byśmy mogli otworzyć drzwi naszym przyjaciołom z tamtego świata!
Stał nad nią z rozłożonymi rękoma.
Nad stołem był okrągły świetlik. Światło słoneczne, które wpadało przez niego do środka nagle przygasło.
Jordie stał nad dziewczyną jeszcze przez kilka sekund, potem wziął stojący obok ogromny, złoty kielich wypełniony czerwoną cieczą i zaczął malować nią znaki na jej ciele, twarzach i rękach obojgu mężczyzn oraz na swojej twarzy i rękach.
Następnie wypił łyk tego, co zostało i podał im a nastepnie napoił dziewczynę. Po czym odstawił kielich i zaczął mówić donośnym głosem:
-Hanc gemmam puro mali mutare porta venit princeps venit, id est in terra! Hanc gemmam puro mali mutare porta venit princeps venit, id est in terra! Hanc gemmam puro mali mutare porta venit princeps venit, id est in terra! - powtarzał w kółko tą samą sentencje coraz głośniej i głośniej, a ludzie powtarzali każde słowo tworząc echo.
Nagle symbole na ciele rudowłosej zaczęły świecić, podobnie te na twarzach i rękach pozostałej trójki. Następnie wydobył się z niej przeraźliwy krzyk, a ona wygięła się w pół. Na jej twarzy widać było ekstazę. Zaczęły się konwulsje, szarpała się i miotała. Jeden mężczyzna przyłożył dłonie do jej skroni, a drugi złapał ją za kostki. Dziewczyna znów wygięła się w pół i rozbłysła dziwnym, niebieskim światłem.
Jordie odchylił głowę. Jego oczy stały się białe. Coraz głośniej i głośniej.
W wolnym tłumaczeniu słowa te znaczyły: Ten klejnot czyste zło zrodziło, on w portal się przemieni, nadchodzi władca, nadchodzi teraz, to koniec dla tej ziemi.
Niebieskie światło oświetliło ciemne pomieszczenie. Jordie znów obrócił się w stronę ołtarza, gdzie unosiła się biała kula światła, która powoli zaczynała rosnąć i rosnąć coraz bardziej.
-Nareszcie! Oto portal do innego świata! Tam mieszkają nasi przyjaciele!
Dziura między dwoma wymiarami rozszerzyła się prawie na całą ścianę.
-O wszystkie duchy tamtego świata! Nadszedł wasz czas! Czas oczyszczenia! Otwieramy te drzwi byście mogli zejść na ziemię i oczyścić nasz świat ze wszystkich nieszczęść!
Z ogromnej dziury zaczęła wydobywać się szara mgła, a następnie wyleciało z niej mnóstwo dziwnych cieni.
Jordie wydobył z siebie demoniczny śmiech, gdy jakiś cień dosłownie wniknął w jego ciało. Jego oczy stały się czerwone a ciało czarne niczym smoła. Na plecach wyrosły skrzydła niczym u nietoperza a na głowie miał rogi. Wyglądał jak demon z dna piekieł.
Obrócił się w stronę ludzi i wyszczerzył zaostrzone kły.
-Bracia i siostry! Bierzcie co chcecie i idźcie siać chaos i zniszczenie! - mówił grubym, gardłowym głosem.
Przemawiał nie do członków sekty, te słowa były skierowane do cieni kłębiących się pod sufitem.
Po jego słowach, demony rzuciły się w dół i zaczęły zbierać swe krwawe żniwo. Niczym dementorzy z Harrego Pottera wysysały duszę z każdej napotkanej, żywej istoty. Ludzie zaczęli uciekać w popłochu wypuszczając bezlitosne stworzenia na świat.
W oddali słychać było tylko okropnie przeraźliwy głos Jordiego, albo raczej demona, którym teraz był