Rozdział 1

1K 64 14
                                    

kilka miesięcy wcześniej

Obudził mnie dziwny, jednostajny hałas. Słońce, świecące przez duże okna, było już wysoko, ale ja nie miałam głowy do podziwiania pięknej pogody. Po ciężkiej nocy, spędzonej na wieczorze panieńskim jednej ze Strażniczek Absyntu, marzyłam tylko o tym, by przespać całą wieczność.
— Erika! Eriiiika! — wołaniu zza drzwi towarzyszyło cykliczne skrobanie. To Reila, nadpobudliwa Cieniaska i jedna z psychofanek Nevry, uważała się za inkarnację kota i w związku z tym uporczywie uskuteczniała drapanie w cudze futryny.
Zignorowałam ją. Obserwowanie prób zmieszczenia się na fotelu w formie kłębka i pytania czy wiem, w czyim pokoju nasz szef spędził ostatnią noc, przerastały mnie nawet na co dzień. Po dużej dawce nowego hitu dziewczyńskich imprez — bezglutenowego bimbru o smaku coli i limonki, takie doznania mogły sprawić, że odgryzę komuś jego spiczaste, dorobione uszka.
— Eriiiiiiikaaaa!
Naprawdę podziwiałam ludzi, którzy nie poddają się, zanim nie osiągną tego, czego chcą. Pod warunkiem, że nie jest to zaciągnięcie przed ołtarz Świątyni Nietoperza Ludojada najmniej zaciągalnego kawalera w Eldaryi.
— E—RI—KA! E—RI—KA!
A niechby zresztą. Byleby bez mojego udziału...
Skrobanie w drzwi nie ustawało, a ja kolejny raz przeklęłam swoje miękkie serce. Taka już byłam — grałam pyskatą, ale w głębi duszy zależało mi na tym, by ludzie mnie lubili. Kiepsko na tym wychodziłam, dając się naciągać na różne przysługi. Wpuszczenie Reili za próg nie jeden raz musiałam odreagowywać przy melonowej nalewce, cudownym remedium na wewnętrzne fuj.
Bez szczególnego pośpiechu, wstałam i poszłam otworzyć.
— No nareszcie! — Reila, rozpromieniona, wpadła do środka, i od razu rozsiadła się w moim ulubionym fotelu. Z pewnym wysiłkiem podciągnęła nogi pod siebie, próbując upozować się wdzięcznie.
Pseudokocica wbrew swoim aspiracjom była nieduża i pulchna, z wystającym tyłkiem i perkatym noskiem. Nie ustawała jednak w wysiłkach, by osiągnąć wymarzony wygląd — dorabiając przy pilnowaniu sierot ze Schroniska Eel, zafundowała sobie już uszy i ogon, a smukłe kształty usiłowała wypracować biorąc specyfik autorstwa samego Ezarela — Supertalię 2. Miała też małego Ciralaka, którego jajo wygrała na ostatniej loterii w urodziny Miiko. Była całkiem miła, choć na dłuższą metę toksyczna — jak pączek z różanym nadzieniem, który nadgryzasz z przyjemnością, czujesz to mięciutkie ciasto, a potem... Nienawidziłam różanego nadzienia. A jednak za każdym razem sięgałam po pączki upieczone przez wszechstronnego Eza właśnie, choć przeczuwałam, że i tym razem, z dedykacją dla mnie, były napchane różaną konfiturą. Tak samo było z Reilą, wpuszczałam ją do swojego pokoju i życia, wiedząc, że kryję się w tym g...
— ...a na noc poślubną wezmę śliwkową koszulkę, żeby nawiązać do Cienia, albo srebrną, pod kolor jego oczu, co sądzisz?
Szlag. Miałam skłonność do wyłączania się — to chyba mechanizm obronny organizmu przed skażeniem mózgu głupotami.
— Eee... Rei. Powtórzysz końcówkę?
Trzeba kocicy przyznać, że wszelkie chowanie urazy, strzelanie fochów i tym podobne, były jej obce. Roześmiała się perliście i irytująco.
— Pytam, czy uważasz, że Nev wolałby mnie zobaczyć w śliwkowej koszulce, czy srebrnej? Ostatecznie noc poślubna to wyjątkowa okazja, nie chcę nawalić!
— Noc poślubna? Może najpierw niech się z tobą umówi?
Zaczynała boleć mnie głowa. Jednocześnie uświadomiłam sobie, że hałasem, który mnie obudził, nie było wcale skrobanie w drzwi. Dobiegał cały czas z góry, z sypialni Ezarela. Czy ten typ zamierzał od rana zatruwać mi życie, jak nie we wspomnieniach o różanych pączkach, to jakimś dziwacznym stukaniem w sufit?
— ... to mocny eliksir, więc powinien podziałać od razu! Ez powiedział, że...
Och, czyżby?
— Nie chcę wiedzieć, co powiedział. Błagam, Rei. A tak w ogóle, to muszę wypić kefirek, umieram.
Wstałam z trudem i skierowałam się w stronę sprytnego pojemnika z lodowymi wkładami, tutejszego odpowiednika lodówki. Przewidująco napełniłam go wczoraj moim ulubionym anty—kacowym napojem. Produkcja kefiru z mleka Crylasmów była jedną z moich niewątpliwych zasług dla Eldaryi. Pociągnęłam łyk, i nagle zachłysnęłam się, jakby z mlecznym smakiem do mojego mózgu trafił dopiero pełny sens słów Reili.
— Eliksir? Czyś ty spadła z Rawista? Chcesz napoić Nevrę eliksirem, żeby go zmusić do ślubu???
Reila spojrzała na mnie wielkimi oczami w kolorze marynowanych oliwek. Od razu przypomniały mi się przystawki na wczorajszej imprezie i poczułam falę mdłości.
— Erika, no gdzie tam! — zachichotała, a ja odetchnęłam z ulgą i zapiłam oliwkowe wspomnienia kolejnym łykiem kefiru. — Nie muszę go zmuszać, po tym eliksirze sam będzie chciał się ze mną ożenić. Tak powiedział Ez!
— I pewnie kazał sobie zapłacić tonami ciastek? — zapytałam z pozornym spokojem, czując, jak wypełnia mnie wściekłość, jeszcze silniejsza od pobimbrowej migreny.
— Cóż, tak... — Reila wyraźnie przygasła — Poszła na to większość moich oszczędności na odsysanie tłuszczu z pośladków, ale nie żałuję, bo wiesz — mrugnęła do mnie łobuzersko — jeśli Nev się we mnie zakocha, to nie ma aż takiego pośpiechu z tym chudnięciem, prawda?
— Zaczekasz chwilę? — rzuciłam przez zaciśnięte zęby, i biegiem wypadłam z pokoju, kierując się w stronę schodów na piętro. Po drodze mijałam wielkie lustra, w których migała mi moja wymięta sukienka z wczoraj, blada twarz z resztkami makijażu i wielki, czerwony kołtun zamiast włosów. Nieistotne, ostatecznie nie szłam się oświadczyć, tylko zażądać od elfa odrobiny przyzwoitości i odpowiedzialności.
Łapiąc oddech po biegu, właśnie zamachnęłam się do walnięcia w drzwi pięścią, gdy zostały nagle otwarte z drugiej strony. W efekcie, poleciałam na twarz, w samo centrum ezowego torsu, przyodzianego w biały jak kefir kitelek roboczy. Tym samym wsmarowałam w niego sporą ilość farbki do rzęs oraz połyskującego pudru w odcieniu Słodka Brzoskwinka.
— Fuj! Co ty wyprawiasz! — wydarł się na mnie z iście elfią subtelnością, i jednocześnie odskoczył w tył, po czym zaczął oglądać naruszoną czystość swojego wdzianka — Zwariowałaś? Wyglądam teraz jak świnia.
— I w dodatku masz puder na kitlu — odburknęłam, wparowując jednocześnie do środka pokoju. Był jasny, optymistyczny, i totalnie nie pasował do właściciela, który nadął się jak purchawka na krótką chwilę, by zaraz zmienić wyraz twarzy na zwykły, ironicznie—spokojny.
— Po pierwsze, haha, jaki świetny żart! Stary jak stara panna—ziemianka! Po drugie, czemu tu wlazłaś? Mówiłem, że nie mam jeszcze mikstury na zmarszczki.
— A wiesz, że ja właśnie w tej sprawie? — uśmiechnęłam się do elfa słodko, i patrząc mu w oczy, rozsiadłam się na fotelu, opierając obute stopy na ręcznie haftowanym patchworku okrywającym pościel.
Niemal widziałam trybiki gniewu, obracające się pod niebieską burzą jego włosów. W jednym zielonym oku zobaczyłam gotowość do wybuchu, a w drugim iskierkę ciekawości. Pewnie naprawdę liczył na to, że przyszłam prosić o balsam na wąsik, lub coś równie wdzięcznego, o czym będzie mógł później rozpowiedzieć w całej Osadzie Eel.
Nadzieja na nową rozrywkę wygrała i Ez usiadł naprzeciwko, uprzednio zrzuciwszy moje stopy z łóżka.
— No dobrze, to co leczymy? Grzybicę, rozstępy? Uprzedzam — położył dłoń na sercu, z twarzą poważną, ale dołeczkiem w policzku drgającym od wewnętrznego ubawu — nie mogę nic zrobić z twoim wiekiem. Ani ze słabym powodzeniem. Nie będę Cię oszukiwał, nie jestem jakimś tanim szarlatanem.
— Tanim? — prychnęłam z pogardą — To na pewno nie. Domyślam się, ile zdarłeś z Reili za eliksir, dzięki któremu ma zostać pierwszym w historii kotem zeżartym przez wampira.
Przez twarz elfa przemknął cień zawodu, bo już wiedział, z czym do niego przyszłam.
— No dobrze, dobrze — wstał, niedbale strzepując z rękawa jakiś niewidoczny pyłek — Jeśli ceny moich usług to wszystko, o czym chciałaś porozmawiać...
— O nie, nie, panie elfie — podniosłam się również i podeszłam bardzo blisko. Stojąc tuż przed łóżkiem, nie mógł się wycofać i widziałam, że to wyprowadza go z równowagi. Dla wzmocnienia efektu, wbiłam mu w okolice żołądka palec wskazujący, zakończony długim paznokciem — Przede wszystkim, chciałabym wiedzieć, dlaczego wciskasz biednym, zdesperowanym idiotkom fałszywe eliksiry?
— To prawdziwy eliksir! I zabierz to łapsko!
— Jesteś najbardziej kłamliwą łajzą, jaką spotkałam, Ez — napawałam się faktem, że jako (mimo wszystko) dżentelmen, nie będzie się szarpał z kobietą i musi tak przede mną stać, póki nie skończę — Wszyscy wiedzą, że nie ma takich mikstur!
— Nie doceniasz moich umiejętności, panienko — wycedził, nie bez pewnej satysfakcji — Otóż dowiedz się, że udało mi się stworzyć ten eliksir. I owszem, działa.
— Testowałeś go? Chyba nie na sobie? — zaśmiałam się na tę wizję — To fakt, gdyby jakaś podejrzana nalewka spowodowała u ciebie przypływ pozytywnych uczuć do kogokowiek...
— To co? Kupiłabyś ją?
Podniosłam wzrok, zdumiona tym pytaniem, i na moment przestałam dziabać elfa paznokciem. Wyglądał... dziwnie, i po raz pierwszy poczułam się zmieszana przez jego spojrzenie. Ale to wrażenie trwało tylko kilka sekund — już po chwili na jego twarz powrócił jeden z uśmiechów, ten łobuzerski i bezczelny.
— W sumie się nie dziwię — rzucił lekko — Jestem doskonałą partią, a już ty napewno nie miałabyś co spodziewać się lepszej. Ktoś by w końcu finansował twoje odmładzające zabiegi, kto wie, może droższe pomogą? Ale nie licz na to — nawet ja nie umiem stworzyć mikstury, po której... AUUU!
Doigrał się, bo słuchając tych obelg w końcu wkręciłam ostry paznokieć zbyt głęboko, co (jak pomyślałam z satysfakcją) musiał odczuć przez cienki materiał kitla.
— Słuchaj, Ty złośliwy ogrze — dla Twojej informacji, warzenie eliksów miłosnych jest tu nielegalne, na wypadek, gdyby komuś się to jednak udało, a ty właśnie przyznałeś się do tego procederu, o czym Z PRZYJEMNOŚCIĄ poinformuję Miiko. I powiem Nevrze, że chciałeś go ożenić. Wbije Ci za to kły po samą d...
Urwałam, bo coś w otoczeniu zwróciło moją uwagę. Ten dźwięk! Obudził mnie rano, potem był słyszalny przez całą wizytę Reili, a teraz przybrał na sile. Drewniane stukanie dochodziło z ustrojstwa, wyglądającego jak coś pomiędzy aparaturą destylacyjną a maszyną do szycia. To jej samoczynnie obracająca się korba wydawała charakterystyczny, drewniany stukot. Urządzenie widocznie kończyło właśnie pracę, bo po chwilowym przyspieszeniu, wypuściło kłąb pary i ucichło. W powietrzu uniósł się słodki, dobrze znany mi zapach.
Ezael zauważył moje spojrzenie i uśmiechnął się lekko.
— Tak, wiem... To świeża, melonowa nalewka, z tegorocznych zbiorów. Jeszcze nie do końca przefiltrowana, tak, jak lubisz. Zatem... może się jakoś dogadamy?
Chęć powieszenia go na drzewie w roli piniaty walczyła we mnie ze skłonnością do nalewki. Była dość rzadka, bo nie wszystkie melony się na nią nadawały, a nikt nie umiał uwarzyć jej tak, jak Ez. Ostatecznie — mogę nim dalej gardzić w zaciszu pokoju, mając na pocieszenie kieliszek naleweczki, prawda?
— Niech będzie. Ale dasz mi trzy butelki. I na spróbowanie — nie biorę kota w worku!
Odsunęłam się, by mógł pójść do aparatury i nalać mi odrobinę melonowego trunku. Spróbowałam — miał piękny, waniliowy kolor, był gęsty i aromatyczny. Choć zdawało mi się, że w dobrze znanym smaku wychwyciłam obcą nutę.
— Muszę przyznać, Ez — powiedziałam, po chwili delektowania się jego wyrobem — że może jesteś bucem, ale znasz się na nalewkach. A tym razem przeszedłeś sam siebie. Co to jest, ten dodatek? Jakieś zioła?
— Tak — odpowiedział, a w jego głosie usłyszałam nutę rozbawienia — Levisticum maximus.
— Levisticum? To lubczyk, tak? — zapytałam, nie wiedząc czemu, i nagle zaczęłam jakby gorzej widzieć stojącego przede mną elfa.
— Tak, wyjątkowo silna odmiana. W przeciwieństwie do tradycyjnej, oddziałuje mocno na mózg, dlatego świetnie się nadaje... do eliksirów miłosnych. Zwłaszcza w reakcji z pikantnym melonem.
Sens jego słów dotarł do mnie dopiero po chwili. Rzuciłam się na elfa z pięściami, ale dziwnie osłabłam, i w efekcie upadłabym, gdyby mnie nie złapał. Kolejny raz tego dnia wylądowałam z twarzą w jego kitlu, ale dopiero teraz skonstatowałam, że pachnie miodem i miętą. To odkrycie tak mocno zajęło mój coraz mniej jasny umysł, że zapomniałam o steku obelg, którymi zamierzałam obrzucić Ezarela. Zamiast tego spytałam cicho:
— Co ze mną będzie?
Zabrzmiało to bezradnie i absolutnie nie tak, jak bym sobie życzyła w jakimkolwiek kontakcie z tą podstępną szują. Ez zaśmiał się lekko i pogłaskał mnie po włosach, jakby... pocieszająco?
— Cóż, zaraz stracisz przytomność, a wtedy eliksir zacznie błyskawicznie fermentować i przedostawać się do Twojego krwiobiegu. Po zakończonym cyklu, czyli mniej więcej kwadransie, obudzisz się i dzięki jego działaniu, zakochasz w pierwszej osobie, którą zobaczysz. Czyli, wychodzi na to, że.... — resztę zdania wyszeptał prosto do mojego ucha, jak gdyby wiedział, że zaczynam go słyszeć jakby z oddali:
— ...we mnie.  

Możesz być kim chcesz [Eldarya, Ezarel] | ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz