Rozdział 5

658 49 14
                                    

          Elf wpatrywał się we mnie swoimi niesamowitymi, zielonymi oczami przez dłuższą chwilę, zanim w końcu przemówił, półgłosem i powoli, jak gdyby ważył każde słowo.
- O możliwościach powrotu do świata ludzi wiem tyle, co ty... a gdym nawet miał dodatkowe informacje, to nie zamierzam wspierać twoich szaleństw. Mogę co najwyżej nie przeszkadzać. Tylko tyle.
         Westchnęłam, lekko zawiedziona.
- Jak uważasz... choć myślałam, że pozbycie się dziewczyneczki z Eldaryi jest w naszym wspólnym interesie.
- Najpierw to zrób - prychnął elf ironicznie, zbierając się do odejścia - Spraw, by zniknęła, a pomyślimy o wspólnych interesach. A najlepiej odeślij siebie razem z nią, dostaniesz dużo nalewki na drogę.
        Puścił do mnie oko, uśmiechając się złośliwie, i odszedł, znikając po chwili za drzwiami prowadzącymi na zewnątrz kwatery. Podniosłam dłoń do ust, jak zawsze, gdy byłam zamyślona - stary nawyk z okresu skubania skórek i obgryzania paznokci. Zreflektowałam się, a jednocześnie zauważyłam, że jeden z nich jest złamany, musiałam go uszkodzić podczas zderzenia z Klarą.
           Zaklęłam głośno, bo dobry wygląd paznokci był dla mnie sprawą niebagatelną. W świecie ludzi nigdy nie miałam do tego czasu ani cierpliwości, a w Eldaryi, gdzie dostęp do różnego rodzaju odżywek i wzmacniaczy był nieograniczony, mogłam w końcu się odkuć. Dokładnie tak samo było z innymi częściami ciała - trudno się temu dziwić, skoro znalazłam się z dnia na dzień w świecie istot absurdalnie pięknych, sama będąc co najwyżej przeciętną. W mojej ludzkiej korporzeczywistości martwiłam się tym, że kupiona z trudem (rozmiarowym, finansowym...) garsonka nie leży na mnie tak, jak na koleżankach, które codziennie przed pracą spędzały godziny z trenerami personalnymi. W Eldaryi poczułam się dodatkowo szara i nieciekawa, postanowiłam więc zrobić wszystko, co mogę, by zmienić ten stan rzeczy.
          Zaczęłam od zrzucenia sporej ilości nadmiarowych kilogramów, przy wybitnej pomocy eliksirów, z których chętnie korzystały również mieszkanki Osady. Pozwoliło mi to na całkowitą zmianę stylu ubierania, ze skromnych worków na dopasowane, kobiece stroje, z uwagi na specyfikę pracy w Straży Cienia, głównie spodnie, ale za to obcisłe, z wysokim stanem, w połączeniu z małymi topami i wciętymi w talii płaszczykami. Ukoronowaniem metamorfozy była zmiana koloru włosów, ze zwykłego kasztanu na ciemną, lekko chłodną czerwień. Przy okazji dodałam im nieco długości i rozjaśniłam cerę, wszystko przy użyciu specjalnych mikstur i wcierek. Nietknięty zostawiłam tylko kolor oczu, choć nasze laboratorium alchemiczne dawało możliwości i w tym obszarze. Zawsze podobał mi się, jako jedyny w moim całym wyglądzie, ich kolor - czekoladowy, prawie czarny, w otoczeniu rzęs o całkiem przyjemnej długości i gęstości.
          Oczywiście, nadal miałam kompleksy, dlatego nie ustawałam w wysiłkach, by nie zniweczyć efektu, który z takim trudem udało mi się osiągnąć. W tym celu jadłam niewiele, na grzeszki pozwalając sobie niemal tylko w postaci drinków i naleweczek, dużo biegałam, choć tego nienawidziłam, trenowałam też z Obsydianem walkę na miecze oraz strzelanie z łuku. Wychodziło mi to zresztą naprawdę dobrze, co było bardzo doceniane jako dodatkowe umiejętności także w mojej Straży.
         To podczas jednej z moich porannych przebieżek poznałam Reilę oraz historię jej nieodwzajemnionego uczucia do Nevry. Całkiem ją polubiłam, bawiła mnie, w pewien spośób nawet imponowała swoją niezłomnością i rozmachem. To dzięki niej odkryłam też inną stronę swojego szefa - o ile w próbach podrywu bywał natrętny, o tyle jej względy odrzucał z niesłychaną delikatnością i taktem.
         Ale co najważniejsze, Rei poznała mnie ze swoją siostrą, w której odkryłam bratnią duszę i pierwszą przyjaciółkę od czasów dzieciństwa. Anelise była tą starszą i rozsądniejszą z nich dwóch, zresztą, różniły się w zasadzie wszystkim poza kolorem włosów i oczu. Jedna należała do Cienia, gdzie zgarniała nienajlepsze noty, zajęta podziwianiem urody dowódcy, druga do Absyntu, w którym zajmowała zaszczytną, choć niezbyt przyjemną w odbiorze posadkę prawej ręki Ezarela. Reila była samym szaleństwem, walczącym z wagą i permanentną prokrastynacją, a Ana, zawsze odprasowana i elegancka, z nienaganną figurą, pochłaniała małe kęski dietetycznych sałatek podobnie, jak sukcesy na polu alchemii.
          Samą siebie odbierałam jako kogoś pomiędzy, Anelise była dla mnie wsparciem i w pewnym sensie wzorem. Potrafiła sprowadzić mnie na ziemię, gdy wymyślałam rzeczy nierealne, co zdarzało się nader często, uspokoić, gdy reagowałam nazbyt emocjonalnie i inspirować, gdy nic mi się nie chciało. Była też w dużym stopniu autorką mojej wizualnej przemiany, wspierając zarówno jako przyjaciółka, jak autorka cudownych specyfików. Teraz też szłam do niej po pomoc, przy złamanym paznokciu i szukaniu sposobów na odesłanie Klary z Eldaryi.

***
- Nie Eri, eliksir na permanentną sraczkę nie jest dobrym pomysłem. To nie sprawi, że Miiko szybciej zgodzi się na ryzykowanie życiem Straży przy badaniu portali, nie sądzę - mówiła Anelise cierpliwie, nakładając na mój, naprawiony już paznokieć, drugą warstwę lakieru w kolorze burgunda. Obserwowałam ją, nieco naburmuszona, choć wiedziałam, rzecz jasna, że sprowadzenie na Klarę tej przykrej dolegliwości nie przyspieszy jej relegowania z Eldaryi. Czułam jednak dojmującą potrzebę czynu, tak ogromną, że gdyby mnie poparła, już czaiłabym się nad kubeczkiem przybłędy z morderczą mieszanką, oczywiście autorstwa...
- Ezarela chyba coś boli, jeśli myśli, że dziś posegreguję wszystkie zioła. Pomyliłam mu się ze stażystką, czy co? Wpadł tu rano i zaczął wymyślać, wściekły jak samica Spadla, która dawno... no wiesz. Masz z tym coś wspólnego także tym razem?
          Przyjaciółka spojrzała na mnie podejrzliwie, wkładając mi palec do zimnej wody, a następnie wstrząsając dziarsko buteleczkę z matowym top coatem.
- Tak w ogóle, to musimy tu wywietrzyć, bo jak przyjdzie na kontrolę i wyczuje aceton, będzie płacz i zgrzytanie zębów. Pamiętasz chyba, co było ostatnio?
          Skrzywiła się z niesmakiem, ale ja zachichotałam pod nosem. Elf, ostro wkurzony faktem, że znów robiłyśmy paznokcie na terenie jego świętego laboratorium, po zakończeniu przemowy, w której zarzucał Anie nieodpowiedzialność oraz ,,wpadanie w złe towarzystwo", zamiast odejść z godnością, poślizgnął się na waciku i wyrżnął pięknego orła. Następnego ranka znalazłam za to stonkę w swojej owsiance, ale, na szczęście, dostrzegłam ją w porę.
        Plotkowałyśmy jeszcze przez chwilę, aż do całkowitego wyschnięcia mojego paznokcia. Opuściłam laboratorium co prawda bez pomysłu na ostateczne rozwiązenie kwestii tej chudej pannicy, Klary, ale podniesiona na duchu. Czas do zmroku spędziłam przepytywaniu mieszkańców odnośnie Jeanylotte, celem znalezienia jakiegoś tropu w sprawie zaginionego farmera. Nie dowiedziałam się jednak niczego więcej, złożywszy więc wieczorny raport Nevrze, czułam się na nowo zmęczona i zrezygnowana.
        Mimo wszystko, przebrałam się na wieczorną przebieżkę. Mijając targ, zobaczyłam, że przez te kilka godzin do Osady zdążyło przybyć oczekiwane od jakiegoś czasu wesołe miasteczko. Na jego widok zwolniłam, uśmiechając się złośliwie i wypatrując namiotu wróżki, która była wymieniana jako jedna z zapowiadanych atrakcji. Był tam istotnie, co oznaczało, że mój długo dojrzewający plan zemsty na elfie za eliksir miłosny mógł zostać zrealizowany wkrótce. Przeszłam z truchtu do sprintu, zastanawiając się, jaką kryjówkę wybrać na dzisiejszy wieczór, by nakryć elfa na tym, o co go podejrzewałam.  

Możesz być kim chcesz [Eldarya, Ezarel] | ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz