Rozdział 4

607 47 7
                                    

      Minął już tydzień, odkąd nowa - bo tak o niej myślałam - trafiła do Eldaryi. Wiedziałam, że ma na imię Klara, dwadzieścia dwa lata, oczy w kolorze wrzosów i przerwę między udami. Ale to nie z tego powodu czułam do niej niechęć. Przez te siedem dni obserwowałam ją z daleka, zajęta śledztwem w sprawie zaginięcia farmera, o którym rozmawiałam z Nevrą. Ślad urywał się na jego domu, świadków ciężko było znaleźć, a to nie ułatwiało mi pobocznej inwestygacji w sprawie nowej lokatorki kwatery. Zauważyłam jednak, że nader szybko poczuła się u nas swobodnie, i wrażenie nieśmiałej pierdółki, które sprawiała, było nader błędne. Słowem, wyglądało na to, że urządzi się w Eldaryi o wiele sprawniej ode mnie, choć początki na to nie wskazywały.
      Tamtego dnia, po niezbędnym cyklu pytań, dziewczyna została odesłana do Pokoju Dla Ludzi, a nam kazano zająć się codziennymi obowiązkami i udawać, że nic się nie wydarzyło, póki Miiko nie namyśli się, co robić dalej. Wkrótce po moim przybyciu uznano, że trzymanie przybyszy w celi nie jest najelegantszym pomysłem i stworzono coś w stylu poczekalni-izolatki, gdzie mogli oczekiwać na dalsze instrukcje. Kreatywna nazwa wzięła się stąd, że to Valkyon wygrał losowanie monetą i mógł ją wymyślić. Z podobnego powodu jeden ze świeżo wyklutych Minaloo dostał imię Kiełbaska, gdy to Chrome był zwycięzcą.
      Naturalnie, finalnie i tak okazało się, że nowa musi zostać i poddać się przydziałowi do Straży. Została umieszczona w Absyncie, co napawało mnie pewną satysfakcją, gdyż jednocześnie idealnie zajęła moje stanowisko głównej ofiary żartów Ezarela. Elf od dwóch dni, czyli od czasu, gdy dziewczyna trafiła pod jego skrzydła, chodził nabzdyczony jak stado Spadli i każdemu, kto chciał go słuchać opowiadał o propozycji kary publicznego pręgierza za bycie człowiekiem. Do szczytu rozgoryczenia doszedł dziś, gdyż miał przyrządzić dla nowej eliksir weryfikujący rasę. Zachodziło podejrzenie, że nie jest zwykłym człowiekiem, co Ez uważał na bzdurę, ja zresztą też.
      Zajęta wyprawą z Izajaszem i Kiełbaską, służbowymi Minaloo, teoretycznie po raz setny badałam teren wokół domku zaginionego sadownika, a w praktyce zastanawiałam się, co będzie, jak się okaże, że nowa to jednak faery, a jeśli tak, to jaki gatunek.
      Rozmyślania przerwało mi szczekanie Izajasza zza najbiższego krzewu. Nie zauważyłam, kiedy odeszliśmy dalej niż zazwyczaj, dobre pół godziny drogi od miejsca, gdzie ostatnio widziano poszukiwanego.
— Fuj! Zwariowałeś? — spojrzałam z niesmakiem na Minaloo, zobaczywszy, co tak oszczekuje. Pod krzakiem znalazł nic innego, jak kilka ewidentnie króliczych bobków, lekko już zasuszonych. Nie pozwolił mi się jednak oddalić, co wskazywało na to, że uznał je za ważny trop.

      Zaufałam słynnej intuicji tych chowańców i z westchnieniem zebrałam brązowe kulki w chusteczkę, po czym, trzymając je przed sobą w wyciągniętej dłoni, ruszyłam w stronę Kwatery. Moim celem był sklep Purreru, znającego się zarówno na chowańcach jak zwierzętach najlepiej w Eldaryi. Jeśli ktoś był w stanie rozpoznać po wyglądzie suchych bobków, do kogo należą, to tylko on. 

***

        Patrzyłam, jak Purreru grzebie w króliczych kupkach, oglądając je pod światło. Nie minęły dwie minuty, gdy był gotowy do wydania werdyktu.
— Jeanylotte, ewidentnie. A to oznacza, że łatwo znajdziesz właściciela, zarówno bobków, jak chowańca — kocur uśmiechnął się, jak to on, delikatnie i tajemniczo. Nie musiałam mu niczego mówić, sam zgadł, że to sprawa najwyższej wagi i poznanie tożsamości tego, do którego należał królik bardzo mi pomoże.
— Nigdy nie słyszałam o tym chowańcu. Musi być bardzo rzadki?
— Jest. Sprowadziłem go tylko raz, przed Walentynkami kilka lat temu. No wiesz, słodka maskotka, jako upominek dla pań... ale nie chwyciło. Większość mówiła, że wygląda jak jajo z uszami.
      Purreru wyciągnął jeden z segregatorów, które miał na regale z tyłu stoiska i zaczął szybko przerzucać karty.
— O, tak wygląda — powiedział w końcu, stukając pazurkiem w portrecik chowańca.
      Zamierzałam pierwotnie poprosić go o kopię obrazka, ale zerknąwszy wiedziałam, że nie będzie mi jednak potrzebna. Kula z uszami i ogonkiem, w pastelowych barwach, była niepodobna do niczego innego, co mogłabym napotkać.
— Wielkie dzięki, Purreru. Masz u mnie kefirek z tłuszczykiem.
       Wyszłam ze sklepu, pozostawiając kota oblizującego się na samą myśl o tym przysmaku i poszłam w stronę kwatery głównej. Należało powiadomić Nevrę o postępie w poszukiwaniach, a przy okazji zjeść jakiś obiad. Na samą myśl o tym poczułam burczenie w brzuchu, ale nie dany mi był odpoczynek nad miską jarzynowej zupy Karuto.
       W drzwiach głównej sali zderzyłam się z kimś silnie, omal nie waląc potylicą we framugę. Na szczęście była to tylko niewielka Klara, z którą bliski kontakt nie groził śmiercią lub trwałym kalectwem, jak choćby z twardym niczym skała Jamonem, albo Ezarelem, co prawda chuderlawym, ale wyposażonym w mentalny jadowy kieł i ostrze ironii.
— Co tu robisz? — zapytałam, podając jej rękę, by mogła podnieść się z podłogi — Nie miałaś mieć teraz testu?
      Wyglądała na dość wymiętą i przytłoczoną, raczej nie z powodu zetknięcia z posadzką. Dziwne, bo zazwyczaj była radosna jak jakiś cholerny ptaszek, już pomijając fakt, że niemal nigdy nie bywała sama. Prawie zawsze towarzyszył jej Nevra, napalony na każdą nową mieszkankę kwatery, albo któryś z zafascynowanych jej fioletowymi oczami młodszych strażników. Właściwie, to nastrój Klary mało mnie obchodził, nie należała zresztą do mojej straży. Jednakże, coś w wyrazie jej twarzy zaciekawiło mnie na tyle, że wyrzuciłam chwilowo z głowy zupę i postanowiłam podrążyć.
— No? Coś się stało? Wyglądasz nieciekawie.
      E tam, nieciekawie. Tak naprawdę wyglądała fantastycznie, mimo mysich włosów, jak wszystkie młode i chude pannice. Nie musiała w dodatku w tym celu katować się jarzynową ani biegać wokół kwatery, o wsmarowywaniu w siebie śluzu ślimaków nie wspominając.
— Dobra, jak nie chcesz, to nie mów — spojrzałam na nią niechętnie, na wspomnienie glutowatego kremu z winniczka i odwróciłam się, by odejść. Nie zdążyłam zrobić kroku, gdy złapała mnie za rękę.
— Poczekaj! Ja... chcę ci opowiedzieć. Chyba tylko ty możesz mnie zrozumieć w tej sytuacji.
      Pociągnęła nosem i westchnęła głośno.
— Test — wyszeptała — wykazał, że nie jestem do końca człowiekiem.
— Jak to?! — zawołałam, wyrywając jej rękę i odskakując w tył. Jeszcze tego brakowało! Czy ta dziewczyna musiała mi na każdym kroku dawać nowe powody do jej nielubienia?
— Nie wiadomo jeszcze, do jakiej rasy należę. Ale Eriko... ja wcale tego nie chcę. Powiedzieli, że muszę zostać, zanim nie poznają prawdy o moim pochodzeniu. Dlaczego? Chciałabym po prostu wrócić do domu.
      Wyglądała na całkowicie załamaną, co mogłam do pewnego stopnia zrozumieć, bo nie co dzień człowiek... czy kim tam w sumie była, dowiaduje się, że wszystko, co myślał na swój temat przez iks lat było fikcją. Co prawda zdziwiłam się nieco, że chce wracać do domu, ale po namyśle... jeśli miała tam rodzinę, przyjaciół, to było nawet oczywiste, że chce znów z nimi być. Sama rzadko zastanawiałam się nad powrotem do domu - odkąd Miiko powiedziała mi, że to niemożliwe, zaakceptowałam ten fakt. I tak nie miałam do czego i do kogo wracać, dlatego nie przejmowałam się nadmiernie informacjami o portalach oraz różnych potencjalnych sposobach powrotu do mojego świata, które to wieści docierały do mnie co jakiś czas przez okres pobytu w Eldaryi. Gdy się pracuje dla Straży Cienia, człowiek słyszy wiele ciekawych rzeczy i stara się je zapamiętywać, bo nie wiadomo, kiedy okażą się przydatne. Kto wie, być może aktualnie będą jak znalazł do pozbycia się tej myszowłosej dziewuchy z kwatery.
— Klaro — sięgnęłam znów po jej dłoń i uśmiechnęłam się słodko — niczym się nie przejmuj. Zrobię wszystko, byś mogła wrócić do domu. Zostaw to mnie i nikomu o niczym nie mów, w porządku?
      Słuchając wylewnych podziękowań dziewczyny zastanawiałam się, ile kamionek pełnych kefiru z tłuszczykiem kryje jeszcze mój chłodzący pojemnik, bo wyglądało na to, że będę musiała tego dnia odwiedzić kolejnego wszystkowiedzącego kocura. Całe szczęście, że od zawsze lubiłam koty, a tutejsze od początku z wzajemnością przypadły mi do gustu - dzięki naszym dobrym stosunkom i mlecznej przyjemności prosto z garnuszka mogłam liczyć na wiele przydatnych informacji.
      Doradziłam Klarze spacer, a sama skierowałam się do swojego pokoju celem sprawdzenia zawartości pseudo-lodówki, gdy zza drzwi spiżarni dobiegł mnie cichy chichot, który rozpoznałabym wszędzie.
— Możesz wyjść, Ez — rzekłam zrezygnowana, zastanawiając się, czego przeklęty elf ze swoim perfekcyjnym słuchem i cichym chodem zechce w zamian za milczenie.
      Wysunął się z kącika między regałem pełnym worków ze zbożem a framugą i spojrzał na mnie, wyraźnie rozbawiony.
— A więc aż tak jej nie cierpisz! Słyszałem, że kobiety potrafią być zazdrosne o młodsze i ładniejsze, ale żeby aż tak... nisko upadłaś, Eriko.
— Przestań pierniczyć i mów, co mam zrobić, żebyś się nie wygadał. Pouczasz mnie, serio? Przecież sam jej nie znosisz, chętnie byś się jej pozbył ze swojej straży. No chyba, że te wszystkie superśmieszne żarty, w tym nasypanie jej do piżamki swędziproszku, to takie końskie zaloty. Znając cię, bardzo bym się nie zdziwiła.
      No dobrze, kawał z piżamą i proszkiem faktycznie był śmieszny. Uśmiechnęłam się szeroko na wspomnienie Klary, pędzącej kurcgalopkiem korytarzem w stronę parku, gdzie zaczęła tarzać się w trawie niczym Kiełbaska w kupach innych Minaloo. Wszyscy myśleli, że to atak ziemskiego obłędu i zanim Ewelein lub sama zainteresowana wyprowadziły ich z błędu, zdążyli podać Klarze środek uspokajający, po którym przespała całą dobę. Przynajmniej nie bolał jej przez ten czas tyłek, po zastrzyku we właśnie to miejsce...
      Ezarel dostrzegł moje rozbawienie zanim zdążyłam zmienić wyraz twarzy i uśmiechnął się zuchwale, pewien swego.
— Nie zajmuje mojej cennej uwagi tym bezużytecznym człowieczkiem... ale tak, chętnie bym jej się stąd pozbył. Nie jesteś taka głupia, na jaką wyglądasz. Za to ona nie wygląda mi na faery, i niezależnie od wyników badania, nie widzę tu dla niej miejsca.
      Miałam wspomnieć coś o tym, że sam szykował test, więc jeśli poszedł źle, to musiał go osobiście spartolić, ale zmilczałam. Nie był to moment na dyskusje, choćby najbardziej sensowne.
— Rozumiem, Ez. Zatem chyba nie będzie dla ciebie problemem zachowaniem dla siebie tego, co usłyszałeś? Dowiem się, jak można ją odesłać, a od ciebie niczego nie będę oczekiwać... chyba, że coś wiesz.  

Możesz być kim chcesz [Eldarya, Ezarel] | ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz