Rozdział 2

640 49 3
                                    

      Nawet pod wpływem podejrzanego eliksiru Ezarela, na skraju omdlenia, poczułam się zmrożona przez ten koncept. Zakochać, w nim, tylko dlatego, że chciałam spróbować melonowej nalewki? To jak pójść urwać jagódek, wdepnąć w placek Minaloo i przylepić się do niego NA ZAWSZE.
Ez, niewzruszony, kontynuował swoje okrutne fantazje.
— ... ewentualnie, mogę zawołać Jamona, co Ty na to?
Spróbowałam ocenić odległość mojego kolana od jego krocza i szansę na to, że zdołam je podnieść na taką wysokość. Niestety, nie byłam w stanie nawet unieść głowy, a co dopiero zastosować którejś z technik samoobrony, których nauczył mnie Valkyon.
W momencie, gdy byłam gotowa poddać się rozpaczy i pogodzić z pieczeniem ciastek oraz czyszczeniem fiolek do końca życia, rozległo się pukanie do drzwi. Niemal od razu, do sypialni Ezarela wszedł Nevra, który zazwyczaj nie zawracał sobie głowy czekaniem na zaproszenie.
— Erika! Słyszałem, że Cię tu znajdę, ale nie wiedziałem, że w niejednoznacznej sytuacji!
Zaśmiawszy się beztrosko, usiadł w fotelu opodal, oparł podbródek na splecionych dłoniach, i popatrzył na nas ze złośliwymi ognikami w oczach.
— Na jakim etapie jesteście, gołąbki? Bo jeśli dopiero zaczynacie, to bardzo mi przykro, ale Erika nie będzie mogła uczestniczyć. Mamy robotę.
Oburzona pomysłem, że mogłabym być na jakimkolwiek etapie z tym uszatym draniem, Ezarelem, chciałam głośno zaprotestować. Pod wpływem eliksiru, z moich ust wydobył się jednak dziwaczny bełkot, dodatkowo przytłumiony przez tors elfa.
— Co mówisz, piękna? — zainteresował się Nevra — Zabawne, niektóre dziewczęta kryją spłonione twarzyczki w fartuszku własnym, a Erika w fartuszku oblubieńca! Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, kochana, to odwróć w moją stronę swą śliczną buźkę.
Zaczęłam się śmiać, parskając obficie i śliniąc się. Eliksir działał na twarz trochę jak znieczulenie u dentysty.
— To - nie - jest - FARTUSZEK! — eksplodował Ez, odsuwając mnie od siebie gwałtownie — To kitel! A ty jesteś obrzydliwa!
Zatoczyłam się do tyłu i upadłabym, ale Nevra złapał mnie i posadził sobie na kolanach.
— Widzisz? Ona woli mnie! — śmiejąc się, próbował wstać, ale po chwili dostrzegł, że, choćbym chciała się podnieść, nie mogę.
— Wypiła za dużo nalewki — pospieszył z tłumaczeniem elf, uśmiechając się fałszywie i napełniając pospiesznie szklankę jakimś płynem — To pomoże.
Podał Nevrze niedużą literatkę, a ten troskliwie przyłożył mi ją do ust, bym mogła się napić. Eliksir smakował jak woda sodowa i od razu przywrócił mi jasność umysłu.
Oraz chęć mordu. Przypomniałam sobie jednak, że zemsta po czasie ma o wiele lepszy smak - słodki, jak melonowa nalewka.
Piorunując Ezarela wzrokiem, wyszłam za Nevrą. Opuściliśmy Kwaterę Główną, kierując się w stronę targu. Przez myśl mi nie przyszło zapytac, dokąd idziemy - wampir cenił sobie bezwzględny posłuch i sto procent skupienia, obojętnie, czy podczas szpiegowania Templariuszy, czy przygotowywania mu ukochanego virgin mojito.
Tuż przed straganami z pożywieniem dla chowańców, Nevra gestem kazał mi się zatrzymać.
— Poszukaj opętanych jabłek. Ja będę sprawdzał od drugiej strony.
Poszłam wzdłuż namiotów sprzedawców, ignorując rozbawione spojrzenia. Cóż, nadal miałam na sobie mocno używaną sukienkę, która w połączeniu z chaosem na głowie nadawała mi wygląd miejscowej pijaczki, a nie dumnej Strażniczki Cienia.
Wiele spośród osób, które mijałam, uśmiechało się jednak przyjaźnie lub witało mnie gestem. Minął już rok, odkąd trafiłam do Eldaryi, więc ludzie mnie tu znali, i co ciekawe, lubili. W swoim dawnym życiu nie pomyślałabym, że mogę być ważną częścią jakiejś społeczności, cenioną i podziwianą.
Właściwie, jak tak o tym pomyśleć, to wszystko, co najlepsze, zaczęło się tutaj.
Nie znalazłam jabłek, co było dość dziwne, bo Cheady, czyli chowańce, które je jadły, były dość popularne. Zazwyczaj na targu nie brakowało tych dziwnych, wyglądających jak oblane lukrem, owoców.
W połowie alejki spotkałam się z Nevrą — od razu wyczytał z mojej twarzy rezultat poszukiwań.
— U mnie też nic. Dziwne, prawda? Od tygodnia jabłka jakby wyparowały. Sprzedawcy mówią, że dostawca nie przywozi ich już od jakiegoś czasu i nie można się z nim skontaktować.
— Może jest chory? — zapytałam, wyczuwając w głosie wampira, że sprawa jest poważna, i jabłka to w istocie najmniejszy problem.
— Sprawdziliśmy to. Dom jest pusty, ale ubrania i sprzęty na miejscu. Żadnych śladów walki. Na stole znaleźliśmy zeschnięte śniadanie, a na ogniu resztkę spalonego czajnika. Jakby...
— ... wyszedł w pośpiechu?
— Tak. A wiesz, do czego, poza karmieniem Cheadów, używa się opętanych jabłek?
Przypomniały mi się pikantne melony i poczułam gęsią skórkę. Kolejne, z pozoru niewinne owoce, używane do realizacji podstępnych zamierzeń?
Nie zdążyłam dopytać o szczegóły, bo nagle podbiegł do nas Chrome.
— Tu jesteście! - zawołał, łapiąc oddech - Szukałem Was wszędzie! Musicie natychmiast iść do Miiko.
Poszliśmy za nim, po drodze słuchając pospiesznych wyjaśnień. Musiałam skupić się na wymijaniu ludzi, coraz tłumniej zmierzających na targ, ale przez to, co usłyszałam, przez moją głowę przepływały miliony myśli.
Kolejny człowiek przybył do Eldaryi.  

Możesz być kim chcesz [Eldarya, Ezarel] | ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz