Rozdział 3

634 46 10
                                    

Od czasu, gdy trafiłam do Eldaryi, minął już prawie rok, ale pamiętałam tamten dzień, jakby był wczoraj. Uznałam, że zamiast spędzać samotnie wyrwany z korporacyjnych trzewi tydzień urlopu, wybiorę się odwiedzić stare kąty. Moje dawne przyjaciółki mieszkały nadal w naszym miasteczku. Co prawda większość pozakładała rodziny i tematy do rozmowy naturalnie się skończyły, jednak lepsze to, niż kolejny raz spędzić czas przy lekturze romansów dla nastolatek.

Wysiadłam z rozlatującego się autobusu przystanek wcześniej, bo zadzwonił mój telefon. Czekałam na wiadomość o tym, czy dostanę od firmy dofinansowanie do kursu francuskiego - odkąd pamiętam, nauka tego języka i podróż do Paryża była moim marzeniem. Lubiłam sobie wyobrażać jak, trafiwszy tam, postanawiam rzucić wszystko i zamieszkać w jakiejś artystycznej dzielnicy, zarabiając na życie sprzedawaniem croissantów. Któregoś ciepłego wieczoru znajduję zgubiony notatnik pewnego białowłosego poety o dwukolorowych oczach, a on zabiera mnie na spacer brzegiem Sekwany. Resztę życia spędzamy razem, hodując małe króliczki i pijąc sojowe latte na własnym balkonie pełnym ziół i krzaczków z pomidorkami koktajlowymi.

Te plany zostały skutecznie spuszczone w klozecie przez jeden telefon, który odebrałam poza zasięgiem ryczącego silnika autobusu.

— Erika? Przepraszam, że przeszkadzam ci na urlopie, ale mam złe wieści. Z powodu niezadowalających wyników finansowych naszego działu za mijające półrocze...

I już wiedziałam. Odruchowo, zamiast iść w kierunku miasta, zboczyłam z szosy w kierunku lasu. Chodziłam tam zawsze, gdy było mi źle, i to jego było mi najbardziej brak w metropolii.

— ...niestety, musieliśmy zdecydować się na redukcję etatów. Ale nie martw się - żeby docenić Twój dotychczasowy wkład w rozwój firmy, postanowiliśmy zaproponować ci bezpłatny staż!

Stare drzewa otoczyły mnie znajomym cieniem. Skręcając w stronę jeziora, słuchałam o kuszących perspektywach w mojej nowej-starej pracy.

— ... zostawimy ci komputer, zresztą sama wiesz - rozwój własny to duża wartość dodana, która otworzy przed Tobą wiele drzwi. Czy mogłabyś w związku z tym wrócić z urlopu wcześniej?

Dotarłam do brzegu jeziora, i rozłączyłam się bez słowa. Rzuciłam swój plecak na trawę i zapatrzyłam w mieniącą się od słońca, niezbyt czystą toń. Poczułam, że pieką mnie oczy - nie wiedziałam, czy od promieni odbijających się w wodzie, czy od poczucia zdrady, które wypełniało mnie od żołądka aż po gardło jak zdecydowanie za szybko zjedzone lody. Czy jeśli poświęcasz cały swój czas, zaangażowanie, nieliczne, ale jednak talenty, to masz prawo oczekiwać czegoś w zamian? A może to tylko ja jestem skazana na to, by wyłącznie dawać?

Nigdy więcej.

Otarłam oczy i odwróciłam się gwałtownie, by odejść w stronę miasteczka. I właśnie wtedy poczułam, jak moja stopa ześlizguje się po trawie na brzegu jeziora i z wielkim pluskiem wpadłam do wody. W tym miejscu nie powinno być głęboko, ale jednak opadałam coraz głębiej i głębiej, a moje próby wydostania się na powierzchnię spełzały na niczym. W końcu zabrakło mi tchu i zanurzyłam się w ciemności. Kiedy się obudziłam, leżałam na brzegu, ale słońce nade mną już zachodziło, a trawa miała odcień całkiem inny od tego, który zapamiętałam.

— Erika? Możemy już przechodzić.

Ze wspomnień wyrwał mnie głos Nevry, który patrzył na mnie wyczekująco, z jedną stopą na chodniku, a drugą na drodze, którą kończył właśnie przejeżdżać bogaty orszak ślubny. Kątem oka zauważyłam, że pan młody ma niebieskie włosy oraz długie elfie uszy. Aż się wzdrygnęłam na wspomnienie łajdaka Ezarela i jego gierek, ale jednocześnie zakiełkowała we mnie pewna myśl - idealny pomysł na to, jak oduczyć go igrania z innymi do końca życia.

Uśmiechnęłam się do siebie usatysfakcjonowana, ale na krótko. Przypomniałam sobie, dokąd idziemy i żołądek ścisnął mi się od pewnego niepokoju. Choć niewykluczone, że mógł być to głód - poza eliksirami nie miałam jeszcze nic w ustach. I to się szybko nie zmieni, skoro zajmiemy się nowym przybyszem - jeśli to faktycznie człowiek, czeka nas niezłe zamieszanie. Byłam gotowa go z góry znielubić na opóźnienie mojego śniadania.

Wchodząc do kwatery, już od drzwi słyszałam podniesione głosy, dobiegające z Sali Kryształu. Lekko zachrypnięty alt Miiko górował nieznacznie nad wrzaskami Ezarela. Niemal nie zauważyli naszego wejścia.

— Oszaleliście! Nie ma mowy, chyba, że moje zdanie się w ogóle nie liczy! - wykrzykiwał elf, miotając się opodal kryształu - Nie wierzę, że znów chcecie tu wpuścić jakiegoś durnego, bezużytecznego... - odwróciwszy się, dostrzegł mnie w towarzystwie Nevry i urwał nagle.

— Człowieka, tak? - dokończyła Miiko z lodowatym spokojem. Wyglądała na zmęczoną, pod oczami miała cienie, jak po nieprzespanej nocy. - Otóż problem w tym Ez, że ona już tu jest. I nie możemy jej odesłać. Znasz zasady.

Znałam je i ja, aż za dobrze. Każdego przybysza w Eldaryi obowiązywał test identyfikujący jego rasę i ewentualne magiczne moce. I jeśli jakieś wykazywał, to jego odesłanie nie było możliwe. Przypomniałam sobie moment, gdy usłyszałam, że nigdy nie wrócę do domu i zrobiło mi się żal nieznajomej. Pomyśleć, że kwadrans wcześniej byłam zła, że przez nią nie zjem śniadania. Na tę myśl zaburczało mi w brzuchu, więc podeszłam cicho do dzbana stojącego na stoliku i nalałam sobie wody, by choć trochę oszukać głód.

— To żenujące - prychnął Ez - Myślisz, że ilu na rok ludzi ze specjalnymi mocami tu trafia? To marnowanie czasu, i w dodatku opóźnianie mojego śniadania.

Aż zachłysnęłam się wodą i zaczęłam głośno kaszleć, zwracając na siebie uwagę całego towarzystwa. Leiftan, do tej pory stojący dyskretnie, jak to on, na uboczu, pospieszył do mnie z wyciągniętą pomocną dłonią, ale został natychmiast odsunięty przez Nevrę.

— O nie nie, sam ratuję swoje strażniczki w potrzebie! Choć skarbie, poklepię Cię po pleckach - przysunął mnie do siebie i zaczął subtelnie opukiwać mi okolice płuc. Miał, jak zwykle, chłodne dłonie i wzdrygnęłam się, czując je na gołej skórze.

Ale właśnie drzwi sali otworzyły się, i wszedł do niej Jamon, wprowadzając dziewczynę. Była dość wysoka, ale niepozorna, miała mysie włosy i skromny strój. Nie wiedzieć czemu, poczułam ulgę na ten widok.

— No cóż, Klaro, bo tak masz na imię, prawda? - zaczęła Miiko tym samym, znużonym głosem - Opowiesz nam teraz po kolei, jak się tu znalazłaś?

Nieznajoma podniosła dotąd pochyloną głowę i, nie wiedzieć czemu, spojrzała jasnymi, przerażonymi oczami prosto na mnie.

Możesz być kim chcesz [Eldarya, Ezarel] | ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz