Rozdział 1

123 18 0
                                    

Zayn

Sądziłem, że pierwsze tygodnie na uczelni będą o wiele gorsze, ale nadal żyję. Jeszcze. Mimo, że nie poznałem nikogo szczególnego, oczywiście nie licząc tych wszystkich pustych dziewczyn, które na siłę starały się zainteresować mnie swoim towarzystwem. Eh, czy mam napisać sobie na czole, że wolę chłopaków żeby dały mi raz na zawsze spokój? Ale nie, moja mama wychowała mnie w zasadzie, że do kobiet trzeba odnosić się z szacunkiem i pełną kulturą, niestety. Niestety, bo teraz muszę znowu wspinać się na ten cholerny dach, zresztą to chyba jedyne miejsce, w którym nikt mnie nie znajdzie i będę mieć trochę świętego spokoju. Chociaż są tego jakieś plusy, widok z dachu jest całkiem niezły, więc w spokoju mogę oddać się szkicowaniu i zapomnieć o całym świecie. A naprawdę jest o czym zapomnieć.

Do zajęć została mi ponad godzina, na dworze jest w miarę ciepło i nie pada, więc nie zostało mi nic innego jak wejść po drabince na samą górę. Po przeciśnięciu się przez klapę dachu, od razu ją za sobą zatrzasnąłem. Podniosłem się i zmierzałem w kierunku koca, który ostatnio tutaj zostawiłem, kiedy zobaczyłem przed sobą chłopaka. Co on tu robi? Okej, wiem, że ten dach nie jest moją własnością i każdy może tu przyjść, mimo że oficjalnie jest to zabronione, ale dlaczego on ma w ręku jakieś cholerne szkło i wygląda jakby chciał się rzucić w dół? Z przerażeniem podszedłem do niego i złapałem za ramię. Chyba dobrze zrobiłem, bo blondyn, który zdecydowanie się mnie tutaj nie spodziewał, wypuścił szkło z ręki i prawie poleciał do przodu i już leżałby martwy na chodniku, gdyby nie moja reakcja. Chociaż patrząc na to jaki przedmiot miał przed chwilą w dłoni i to jak blisko krawędzi się znajdował, wskazywało na to, że takie były jego wcześniejsze intencje. Odwrócił się w moją stronę i wtedy zobaczyłem te niesamowicie niebieskie oczy. Naprawdę, w życiu nie widziałem nic piękniejszego. Odruchowo chciałem sięgnąć po mój szkicownik, ale przypomniałem sobie, że teraz mam ważniejszy problem do rozwiązania. Mój niedoszły model zaraz może skoczyć, jeśli nie znajdę sposobu żeby go od tego odwieść.

- Hej, hej, spokojnie, pomogę Ci, tylko zostań tam gdzie jesteś i nie ruszaj się ani na krok.
- Pomożesz mi z tym wszystkim skończyć, czy skłamiesz, że jeszcze się ułoży, a jak odwrócę wzrok zadzwonisz do psychiatryka?

Westchnąłem i usiadłem obok niego, na tyle blisko żeby w razie potrzeby móc go złapać. Na wszelki wypadek położyłem dłoń na jego udzie, a drugą wyciągnąłęm żeby się przedstawić. Chłopak popatrzył na mnie z wielkim szokiem, ale odwzajemnił gest i odpowiedział.

- Niall.
- Powiedz mi dlaczego akurat tutaj i teraz? - Blondyn popatrzył na mnie z niezrozumieniem.
- Dlaczego chciałeś rzucić się z dachu uczelni? Twoja rodzina liczy na odszkodowanie czy jesteś po prostu tak bardzo kreatywny? - Zobaczyłem błysk bólu w jego oczach i sam miałem ochotę się stąd rzucić. To nie jest najlepszy sposób na rozpoczęcie znajomości, szczególnie z atrakcyjnym chłopakiem.
- Ja... nie chcę o tym mówić.. po prostu przed tym wszystkim chciałem ostatni raz zerknąć na świat i ludzi z góry, tak jak oni robili to w stosunku do mnie, przez całe moje życie.
- Błagam, tylko nie mów, że chciałeś to zrobić przez jakiegoś idiotę, który nie potrafi trzymać języka za zębami.
- Nie. Tylko życie z problemami jest wykańczające..
- Problemy trzeba rozwiązywać, a nie pozbywać się siebie samego.
- Łatwo powiedzieć..
- Pokażę Ci, że życie może być piękne i warto się trochę pomęczyć na tym świecie.
- Nawet nie próbuj, już tyle razy to słyszałem, a..a  męczę się wciąż... od dobrych kilku lat.
- To chociaż daj mi czas do końca semestru, przekonam Cię, że życie może być znośne, a jeśli mi się nie uda to zrobisz co zechcesz.
- Dlaczego tak Ci na tym zależy? Przecież nawet się nie znamy..
- Na pytania przyjdzie jeszcze czas, ale powiedzmy, że przeznaczenie postawiło mnie na twojej drodze.

Don't let me fall (ziall)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz