Rozdział 4

88 13 1
                                    

Zayn

- Nie, nie i jeszcze raz nie! Zayn, przecież sam mówiłeś, że chcesz zrobić jak najlepszy projekt, a teraz wyjeżdżasz z takimi pomysłami. Nawet dla przedszkolaków to byłoby słabe. - Czy już mówiłem jak bardzo żałuję, że go tu zaprosiłem? Siedzi u mnie w domu i od ponad 2 godzin narzeka na wszystko co zaproponuję. Żeby jeszcze sam wpadł na jakiś dobry pomysł, uh.
- To co proponujesz w takim razie, panie Horan? - Moja irytacja sięgała już zenitu, ale w jednym muszę przyznać mu rację, naprawdę chciałem żeby ten projekt był dopracowany w każdym detalu. Gdyby to było jeszcze takie proste.
- Hm, nie mam pojęcia, ale na pewno nie pójdziemy na łąkę nazbierać kwiatków i nie wkleimy ich do zielniczka. - Widziałem jak przewraca oczami, zresztą nie pierwszy raz tego dnia. Zaczynam sądzić, że chyba ubiega się o tytuł największej divy w mieście. Jak znalazłem go na tym dachu wydawał się zagubiony, a teraz co? Zaczyna pokazywać pazurki.
- Cokolwiek. Idę zrobić kawę, też chcesz? - Pokiwał głową, a ja opuściłem pomieszczenie. Mam nadzieję, że w przypływie złości nic nie zdemoluje.

Kiedy wróciłem do pokoju momentalnie mnie zamurowało. Niall jak gdyby nigdy nic siedział na łóżku i przeglądał mój szkicownik. MÓJ. Nikomu go nie pokazywałem, zresztą nie miałem nawet takiego zamiaru. Jedyni prowadzą pamiętniki, a ja rysuję, dla siebie.

-Zayn! Nie chwaliłeś się, że masz taki talent! - Oho, zaczyna się. Już miałem ochotę na niego nawrzeszczeć, ale zrobił się taki milutki, że może wreszcie uda nam się coś wymyślić. Lepsza aura i te sprawy.
- Nie ma czym. Takie tam skrobanie. - Wzruszyłem ramionami i już miałem zmienić temat, ale przerwał mi jego krzyk. Matko, prawie dostałem zawału.
- Skrobanie? Żartujesz sobie? Takie obrazy powinny wisieć w galeriach, a nie tych pseudo-artystów, którzy chełpią się na swoich wystawach. Pff. - Mówił to z takim przejęciem, że prawie się zapowietrzył.
- No, no, dziękuję za komplement, księżniczko Horan, ale moim rysunkom jest bardzo dobrze w tej szufladzie, z której je wyjąłeś, dlatego grzecznie odłóż je z powrotem i wracamy do pracy.
- Jeszcze nie skończyliśmy tego tematu, Malik! - Nikt w życiu nie patrzył na mnie z takim oburzeniem. Ten człowiek coraz bardziej zaskakuje mnie każdego dnia.
- Wracając do naszego projektu, co powiesz na to żeby trochę pozwiedzać? - Zapytałem, mając nadzieję, że tym razem się ze mną zgodzi.
- Co masz na myśli? - Popatrzył na mnie z ciekawością i już wiedziałem, że jesteśmy na dobrej drodze.
- No wiesz, w końcu to projekt związany z turystyką, może znajdziemy jakieś nieodkryte, intrygujące miejsca i się do nich wybierzemy. Poszukamy tego co wyjątkowe, porobimy zdjęcia i ubierzemy wszystko w słowa, a reszta sama jakoś pójdzie. Co ty na to? - Teraz to ja czekałem jak na szpilkach na jego decyzję. W ciągu ostatnich dni zdążył tyle razy mi odmówić i wyśmiać, że powoli miałem dość. Większość już ruszyła z pracą, a my nadal staliśmy w martwym punkcie.
- To może być dobre.. Naprawdę sądzę, że profesorowi może się spodobać. Poza tym możemy zahaczyć o jakąś galerię sztuki czy coś, tak na wszelki wypadek, gdybyś zmienił zdanie. - Dostrzegłem ten jego złośliwy uśmieszek, ale puściłem tą uwagę mimo uszu. Kamień z serca, że się zgodził, bo już miałem ochotę iść do profesora i błagać żebym mógł sam przygotować tę pracę.
- Tak, jasne. Czyli jak, zgadzasz się? - Popatrzyłem na niego wyczekująco, a odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałem.
- Pewnie, jutro możemy iść do profesora i zaklepać ten temat. Tylko jak nazwiemy nasz projekt?
- Hm, może "Wędrówki szlakiem miejsc nieznanych"? - To pierwsze co przyszło mi do głowy, poza tym zawsze uważałem, że ważniejsza jest treść niż tytuł. Tak samo zawartość niż opakowanie.
- Wow, widać nie tylko artysta, ale też poeta. Nie sądzisz, że pomyliłeś studia? - Wywróciłem tylko oczami, zastanawiając się dlaczego on musi być taki ironiczny?
- Nie patrz tak na mnie, naprawdę podoba mi się twój pomysł. Jutro wszystko załatwimy i możemy zabierać się do roboty. Czuję, że to będzie coś. - Uśmiechnął się do mnie i chyba pierwszy raz poczułem, że to szczere.
- Świetnie, więc wszystko ustalone. Ah, właśnie, pamiętasz naszą rozmowę na dachu? Sądzę, że ten projekt jest dobrą okazją żeby zacząć naszą terapię. Chcąc nie chcąc, spędzamy ze sobą sporo czasu i będziemy coraz więcej, a mam pewną propozycję. - Popatrzyłem na niego, spodziewając się krzyku albo kąśliwej uwagi, ale on tylko pokiwał głową.
- Okej, więc co takiego proponujesz? Szczere pogawędki od serca przy herbatce? Czy od razu z grubej rury zaprowadzisz mnie do psychiatry? - Eh, spodziewałem się takiego komentarza.
- Bez przesady, małe kroczki, okej? Na początek chciałbym żebyś zmienił swoje nastawienie. Nie każę ci żebyś chodził promienny jak słoneczko, ale no bądź trochę bardziej "do życia". - Już widziałem, że się oburza i za chwilę usłyszę nie, dlatego od razu mu przerwałem. - Oo i właśnie o tym mówię, zawsze jesteś na nie. Cokolwiek, ktokolwiek by nie zaproponował, zawsze słyszy nie. Wiem! Mam dla ciebie wyzwanie, każdego dnia od początku naszego projektu, przynajmniej raz w ciągu dnia zgodzisz się na to co ci zaproponuję. Nawet nie próbuj się wykręcać, nie będziesz chciał po dobroci to znajdę inny sposób.
- Zgoda, pod jednym warunkiem. - Spojrzał na mnie z wyzwaniem w oczach i już wiedziałem, że uderzy w czuły punkt. - Zrobisz coś ze swoimi rysunkami, taki talent nie może się marnować w zakurzonej szufladzie. Jeśli mi odmówisz, nici z twojej chorej propozycji. Chcesz pogrywać na wyzwania to też miej odwagę.
- Zgoda. - Pewnie uścisnąłem jego dłoń, przypieczętowując nasz układ. Nie miałem pojęcia co z tego wyniknie, ale czasem trzeba zaryzykować żeby zyskać coś więcej.

Następnego dnia czekaliśmy pod gabinetem profesora żeby ostatecznie zapisać temat naszego projektu. Po przemyśleniu wszystkiego na spokojnie, nadal sądziliśmy, że pomysł jest całkiem dobry. Najbardziej cieszyło mnie to, że obaj byliśmy zmotywowani do pracy, bo czułem, że ten projekt może przynieść wiele dobrego. Niall mimo wszystko okazał się być całkiem w porządku, przynajmniej jeśli chodzi o kwestie związane z nauką. Czyli jednak było coś na czym mu zależy i na co nie narzeka. A to szok. Siedzieliśmy w ciszy dopóki profesor nie zaprosił nas do swojego gabinetu.

- A więc, z czym do mnie przychodzicie? - Profesor zapytał, patrząc na nas uważnie. Czekałem na reakcję Niall'a, który tylko skinął głową i oddał mi prawo głosu.
- Postanowiliśmy wcielić się w rolę odkrywców i pozwiedzać niepozorne miasteczka i odszukać w nich miejsca, na które nikt nie zwraca uwagi. Chcemy pokazać, że warto doceniać to, co zostało zapomniane i na pierwszy rzut oka nieistotne, bo z pewnością ma wielką wartość. - Wyrzuciłem to wszystko z siebie na jednym wydechu. Nie byłem mistrzem reklamy, niestety.
- To ciekawa propozycja, naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyliście. A co wy na to, żeby dodać do waszego projektu trochę obserwacji przyrodniczych? W najbliższym czasie będzie można zaobserwować niezwykłe zjawisko na niebie, ale niestety nie w naszym mieście, tylko konieczna będzie mała wycieczka. Skoro wy stawiacie na podróże to może wykorzystacie moją wskazówkę. W każdym razie życzę wam powodzenia, bo zapowiada się ciekawie.

Wyszliśmy z gabinetu zadowoleni już planując nasz wypad "pod namioty". Akurat miejsce, w którym najlepiej będzie można dostrzec to dziwne zjawisko jest na jakimś zadupiu, a konkretniej mówiąc, w środku lasu. Ale czego nie robi się dla nauki. Kierowaliśmy się właśnie w stronę bufetu, zgodni co do kupna kawy, kiedy drogę zostawiły nam dwie osoby. Liam i Louis. Przybiłem piątkę z moim kumplami, obserwując Niall'a, który właśnie witał się z Liam'em. Muszę go później zapytać o to skąd się znają. Rozmawialiśmy chwilę i co najbardziej mnie zdziwiło, Niall i Lou od razu złapali dobry kontakt. Ten to od zawsze ma gadane. Już zbieraliśmy się na zajęcia, każdy w swoją stronę, kiedy Louis wyskoczył z propozycją imprezy. Już widziałem, że Niall otwiera usta żeby odmówić, ale uciszyłem go zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Chętnie przyjdziemy, adres znam. - Niall stał i wpatrywał się we mnie z mordem w oczach. Przysunąłem się do niego ze złośliwym uśmieszkiem i wyszeptałem mu do ucha. - Już zapomniałeś o naszym układzie? Dzisiaj jeszcze na nic się nie zgodziłeś. Poza tym musisz się trochę rozluźnić, bo jesteś strasznie spięty, księżniczko. - Myślałem, że zaraz wybuchnie, ale wymusił sztuczny uśmiech, podziękował za zaproszenie i pożegnał się, wspominając, że bardzo się spieszy. Popatrzyłem na niego z satysfakcją, dopóki nie poczułem jak ciągnie mnie za rękę. Oho, chyba jednak mam kłopoty.

Don't let me fall (ziall)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz