Rozdział 2

104 17 4
                                    

Zayn

Od spotkania z Niall'em minęło kilka dni, a nadal na samo wspomnienie robi mi się słabo. I nie, wcale nie dlatego, że chłopak jest taki gorący, chociaż zdecydowanie jest w moim typie, tylko z powodu tego co od niego usłyszałem. On naprawdę ma swoje problemy i to bardzo poważne, a ja nie wiem jak mam mu pomóc. Ktoś inny mógłby powiedzieć co mnie to obchodzi, ale jak zobaczyłem go na tym dachu, to poczułem naprawdę silną potrzebę żeby go uratować i naprawić to wszystko złe, co wydarzyło się w jego życiu. Sam wiem jak to jest kiedy znajdujesz się w kompletnej dziurze i nie wiesz co zrobić. Co prawda jedyne co mi wtedy przychodziło do głowy to rzucić wszystko inne w cholerę, a nie siebie z dachu, ale w końcu ludzie różnie przeżywają problemy. Od tego dnia nie widziałem go ani razu i zaczynałem się trochę martwić. Niby obiecał mi, że nic sobie nie zrobi i przyjął nasz dziwny zakład, ale kto go tam wie. W końcu prawie wcale się nie znaliśmy, czemu miałby przejmować się jakimś obcym chłopakiem i jego wymysłami.

Spokojnym krokiem dotarłem do swojej szafki, nigdzie zresztą mi się nie spieszyło, do zajęć zostało prawie 40 minut. Otworzyłem drzwiczki i sięgnąłem po notatnik i książkę do historii sztuki, kiedy moją uwagę zwróciła mała, zwinięta karteczka. Z zaciekawieniem rozwinąłem ją i szczerze nie spodziewałem się takiej treści. Nadawcą był Niall i co więcej, nalegał na spotkanie na dachu po ostatniej godzinie zajęć. Przez moją głowę przebrnęły wszystkie możliwe scenariusze i w większości czarne. Co będzie, jeśli zaprosił mnie tam tylko po to aby odrzucić tę dziwną propozycję, którą mu złożyłem i na moich oczach skoczyć z tego przeklętego dachu? O mój Boże.. Nie no dobrze wiem, dramatyzuję, ale to, że wyciąga mnie tam żeby zerwać ten układ jest bardzo prawdopodobne. W końcu to ja w naszej znajomości wychodzę na natrętnego psychola, a nie on. Problemy może mieć każdy i nikt się nie będzie wtrącał dopóki załatwisz je po cichu, a gdy ktoś okazuje ci zbytnie zainteresowanie robi się trochę niebezpiecznie. Mimo to, postanowiłem, że pójdę, dla czystego sumienia i może tak trochę dlatego, że chciałem go zobaczyć i upewnić się, że jest cały.

Dokładnie 3 godziny później wspinałem się na dach i o ironio losu prawie poślizgnąłem się na mokrej drabince. Swoją drogą, czy Niall zmienił zdanie i teraz preferuje śmierć poprzez uderzenie pioruna? Od dobrych dwóch godzin leje jak z cebra, a burza szaleje i nie zanosi się na spokój. A ja co? Wspinam się na zalany dach żeby dostać "kosza", wspaniale. Kiedy już cudem przecisnąłem się przez klapę, nic sobie przy okazji nie łamiąc, dostrzegłem Niall'a pod parasolem i szczerze poczułem ogromną ulgę. Chłopak gdy tylko mnie zauważył skierował się w moją stronę i podał mi rękę. Z chęcią przyjąłem jego pomoc i już po chwili staliśmy pod jego parasolem w niezręcznej ciszy. Postanowiłem zachować się jak mężczyzna i przerwać milczenie.

- Dlaczego chciałeś się spotkać? - spojrzałem na niego z pytaniem w oczach. Odpowiedział po krótkiej chwili i pewnie oddał moje spojrzenie.
- Przemyślałem twoją propozycję i mimo że jest absurdalna to chcę spróbować. W końcu raz się żyje, a i tak nie mam nic do stracenia. - Jego słowa trochę zbiły mnie z tropu, bo szczerze nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Stałem tam i wpatrywałem się w niego w osłupieniu, dopóki nie dotarło do mnie kolejne pytanie.
- Zamierzasz coś powiedzieć czy pasujesz? - Popatrzył na mnie z wyzwaniem w oczach. Ah tak, więc nagle stał się taki pewny siebie.
- Po prostu mnie zaskoczyłeś, ale oczywiście, że się nie wycofuję. Ja zawsze dotrzymuję słowa.
- To dobrze, ale jest jeden warunek. - Jego silny akcent przebił się przez dźwięk padającego deszczu. - Masz na to równe pół roku, 6 miesięcy i ani dnia dłużej. Jeśli ci się nie uda, dasz mi prawo wyboru i nie ważne jaką decyzję podejmę, nie będziesz się wtrącał. Jasne?

Popatrzyłem na niego w szoku, po raz kolejny nie spodziewałem się tej jego pewności i determinacji. Mimo to wiedziałem, że nie zrezygnuję, więc bez wahania wyciągnąłem do niego dłoń, którą pewnie uścisnął. Momentalnie zauważyłem, że deszcz przestał padać. Razem z blondynem popatrzyliśmy w niebo, które zaczęło się rozjaśniać i wzruszyliśmy ramionami. Pewnych rzeczy zwyczajnie nie da się wyjaśnić. Przepuściłem go do zejścia, jak na kulturalnego mężczyznę przystało i już po chwili staliśmy na suchej posadzce korytarza. Widziałem jak blondyn się odwraca i zamierza odejść, ale w ostatnim momencie złapałem go za ramię.

- Ej, ej, czekaj. - odwrócił się w moją stronę i popatrzył jak na kosmitę. - Może tak dałbyś mi swój numer, w końcu jakoś muszę się z tobą kontaktować. - Popatrzyłem na niego w oczekiwaniu, ale nie spodziewałem się chytrego uśmieszku, który pojawił się na jego ustach. W co on do cholery gra?
- No nie wiem, Zayn - specjalnie przyciągnął moje imię - wydaje mi się, że musisz bardziej się o niego postarać. - Uśmiechnął się do mnie błyskając zębami i odszedł w kierunku wyjścia.

Świetnie, zbawca świata chyba jednak nikogo nie zbawi. Czy ktoś mi powie w co ja się wpakowałem?

***
Mam wielką prośbę, jeśli jest tu ktokolwiek, kto czyta to opowiadanie to proszę o jakikolwiek komentarz, chcę wiedzieć czy jest sens je w ogóle pisać i czy chociaż w małym stopniu udało mi się kogoś zaciekawić.

Don't let me fall (ziall)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz