Rozdział II

37 2 0
                                    


Następnego dnia o godzinie 9:00 byłem już w mieście Atlanta w stanie Georgia. Na lotnisku spotkałem agenta FBI.

- Dzień dobry! Agent specjalny Charlie Lenehan – podszedł do mnie wysoki blondyn z odstającymi uszami. Wyglądał bardzo poważnie. Pewnie przez ten czarny garnitur i czerwony krawat i walther'a ppk którego miał w kaburze – przyjechał po pana samochodem, który zaparkowałem na parkingu.

- Proszę do mnie mówić po imieniu. Nie lubię jak ktoś mówi do mnie ,,pan" to mnie postarza – powiedziałem łagodnie.

Przedstawiliśmy się sobie, podaliśmy sobie ręce i z oficjalnej gadki przeszliśmy do rozmowy znajomych. Gdy poszliśmy na parking wskazał mi czerwonego Forda Crown Victoria jako nasz samochód. Wsiadłem jako pasażer, a on kierował. Wyruszyliśmy na miejsce znalezienia pierwszych zwłok. Dojeżdżając na miejsce zauważyłem policjanta, który podszedł do nas i zaczął nam opowiadać o pierwszej ofierze. Gruby mężczyzna, łysy, 40 lat, rasa biała. Nic szczególnego. Z opisu drugiej ofiary też nic nie wywnioskowałem. Jedyne co ich łączyło to obaj byli tej samej płci i mieli więcej niż 40 lat. Od samego początku wiedziałem, że to nie będzie łatwa sprawa. Podał nam także adresy rodzin zamordowanych i wszelkie informację. Charlie upierał się, żeby pojechać do ich domów i porozmawiać z rodziną. Byłem temu pomysłowi przeciwny, no ale pomyślałem sobie, że skoro i tak nie mamy co robić, bo musi czekać na sekcję zwłok drugiej ofiary, to możemy pojechać do rodzin i wypytać o parę rzeczy. Przez całą drogę do rodziny pierwszej ofiary, czyli Victora Lopeza. Charlie przez cały czas o czymś myślał. Nie chciałem mu przeszkadzać, bo może ma jakieś problemy i musi sobie parę spraw przemyśleć. Po 10 minutach drogi byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu. Stojąc już pod drzwiami zapukaliśmy. Nikt nam nie otworzył, więc zapukaliśmy jeszcze raz. Wtedy Charlie złapał za klamkę próbując otworzyć drzwi. Udało mu się. Od razu jak drzwi się otworzyły wyjąłem pistolet tak samo jak Charlie. Widać było po nim jak wchodził do domu, że się boi. Nic dziwnego to jego tak naprawdę pierwsza akcja. W domu nikogo nie było, ale Charlie dostrzegł, że samochód żony Lopeza stoi przed domem. Ja za to zauważyłem, że ktoś musiał uciekać z pośpiechem z domu, ponieważ nie schował mleka do lodówki, a łyżka leżała na podłodze.

- Herbata jeszcze ciepła – stwierdził Charlie – musieliśmy się minąć.

- To mi bardziej wygląda na porwanie niż, na brak chęci na rozmowę z agentami – dodałem.

Zawiadomiliśmy policję, poczekaliśmy na nich i wszystko im opowiedzieliśmy po czym pojechaliśmy do żony następnej ofiary Johna Cartera. Tym razem Charlie był bardziej rozmowny. Zaczął gadać o tym jak się cieszy, że może ze mną pracować i o tym, że uwielbia tą robotę. Wcale mu się nie dziwię, że lubią tą prace. Jest ona całkiem fajna. Chociaż czasami potrafi dać w kość człowiekowi. Pamiętam jak jedną sprawę rozwiązywałem przez 4 dni bez przerwy, bo chodziło o dziecko prokuratora. Jak znaleźliśmy dzieciaka to prokurator nas po rękach całował, ale był wtedy cyrk. Gawędząc sobie dojechaliśmy pod dom pani Carter. Już mieliśmy wysiadać, gdy nagle zadzwonił telefon Charliego. Odebrał go, a jak się rozłączył to od razu ruszył z piskiem opon z pod domu pani Carter.

- Co się dzieje? – zapytałem

- Mamy kolejną ofiarę – Jego stwierdzenie zamroziło mi krew w żyłach.

- Kogo? – wypytywałem dalej.

- Podobno jakąś kobietę, ale nie wiedzą kto to jest, bo nie ma głowy.

- To skąd wiedzą, że to kobieta? – zadałem to pytanie sam nie wiedząc po co. Chyba tylko po to, żeby podtrzymać rozmowę.

- Bo zapewne ma cycki i nic jej nie zwisa między nogami – odpowiedział Charlie żartobliwym tonem.

Przez całą drogę śmialiśmy się i rozmawialiśmy o różnych głupich rzeczach. Gdy dojechaliśmy na miejsce to od razu spoważnieliśmy. Wysiadłem z samochodu, a Lenehan rozmawiał z władzami lokalnymi.

- To pani Lopez! – Krzyknąłem.

- Skąd wiesz? – zapytał się mnie Charlie i tym samym podbiegł do mnie.

- Zobacz na rękawiczkę kuchenną. Taką samą miała pani Lopez w domu – wyjaśniałem.

- Dalej nie rozumiem.

- No bo w zestawie są zawsze dwie rękawiczki, a w domu państwa Lopez była tylko jedna – rozwiałem wszystkie wątpliwości.


Nastoletni Agenci FBI - morderstwo z chirurgiczną precyzją | BaMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz