Minęła niecała godzina od kiedy zażyłem eliksir. Moje ciało odczuwa jego działanie z ogromną siłą. Coraz ciężej jest mi oddychać, mam nadzieję, że ktoś tu przyjdzie zanim dojdzie do obrzęku płuc. Na mojej skórze pojawiają się liczne sińce, a dziąsła zaczynają dość obficie krwawić. Nie myślałem, że ten cholerny eliksir spowoduje u mnie zaawansowaną skazę krwotoczną. Snape nie żartował mówiąc, że będzie ze mną jeszcze gorzej. Powoli zaczynam odczuwać objawy wstrząsu krwotocznego... Kurwa niech ktoś tu przyjdzie zanim będzie za późno. Jak na zawołanie drzwi otworzyły się wydając przy tym charakterystyczny dźwięk:
- Jezu wyglądasz okropnie - powiedział jasnowłosy mężczyzna - Myślisz, że zdążę zabawić się z tobą jeszcze raz zanim kopniesz w kalendarz?
- Pierdol się - odpowiedziałem wycierając usta z krwi.
- To było bardzo głupie posunięcie, nawet złoty chłopiec nie będzie tak do mnie mówił. Szkoda, mogło być tak miło...
Poczułem silne kopnięcie skierowane w brzuch, następnie w klatkę piersiową i głowę:
- Avery! Natychmiast odejdź od chłopaka - rozkazała wściekła kobieta, wchodząc do środka razem z Snape'em.
- Chyba nie martwi was los tego czegoś - powiedział ironicznie.
- Nie mamy za zadanie go zabić głupcze! Jeżeli on teraz umrze Czarny Pan nie okaże żadnemu z nas litości. Severusie gdybyś mógł sprawdź czy chłopak żyje.
Opiekun Slytherinu zbliża się do mnie z wzorkiem pełnym współczucia. Mam ochotę splunąć mu prosto w twarz. Gdyby nie on, miałbym szansę uciec... Może to wszystko by mnie nie spotkało:
- Co z nim? - spytał Avery.
- Co mam Ci powiedzieć do cholery? Skatowałeś go.
- Musisz go uratować...
- Muszę? - spytał Mistrz Eliksirów tonem pełnym kpiny - Od kiedy Ci na nim tak zależy?
- Inaczej wszyscy skończymy martwi. Severusie proszę, mam żonę i dwójkę cudownych dzieci, mam dla kogo żyć...
- Ten chłopak też miał - oznajmił chłodno Snape - Musimy teleportować go do szpitala, tutaj mu nie pomożemy.
~~~~~~~
- Kiedy on się do cholery obudzi - warknął poirytowany Snape.
- Profesorze... On chyba już nie śpi - wyszeptała dziewczyna.
Ten piskliwy głosik rozpoznał bym wszędzie. Hermiona siedziała przy moim łóżku, mocno trzymając mnie za rękę. Próbuję się podnieść, ale ból jest nie do wytrzymania. Z moich ust wydobywa się cichy jęk:
- Nie wstawaj Harry, jesteś poważnie ranny - powiedziała opiekuńczo dziewczyna - Jak to się stało?
- Nie powiedział jej pan? - rzuciłem oburzony w stronę profesora - Ona się zamartwiała.
- Nie wiedziałem ile chcesz jej powiedzieć Potter. Może lepiej pójdę zawiadomić Dumbledore'a o twoim stanie.
Gdy tylko Snape opuścił salę opowiedziałem Hermionie o wydarzeniach z siedziby Czarnego Pana. Nie pomijałem nawet najgorszych momentów, sądziłem, że łzy napłyną mi do oczu, albo wpadnę w histerię. Nic takiego się nie stało, mówiłem o tych wszystkich strasznych rzeczach jakby mnie w ogóle nie dotyczyły.
Przez drzwi skrzydła szpitalnego wkroczył Albus Dumbledore wraz z Mistrzem Eliksirów:
- Jak się czujesz? - spytał dyrektor Hogwartu widocznie uszczęśliwiony faktem, iż odzyskałem przytomność.
- Bywało lepiej.
- Harry musimy zastanowić się nad przeniesieniem Cię w inne miejsce. Skrzydło szpitalne jest zbyt odsłonięte na atak. Oczywiście mieszkanie z Gryfonami też nie jest możliwe, ze względów bezpieczeństwa. Nie możemy narażać uczniów i ciebie. Ministerstwo Magii stwierdziło, że najlepszą opcją będzie umieszczenie Cię u twojego wujostwa.
- Nie... nie możecie tego zrobić! - wykrzyczała Hermiona - Nie pozwolę Harry'emu znowu przez to przechodzić!
- O czym pani mówi Panno Granger? - spytał zaskoczony zachowaniem dziewczyny Snape.
- Nic im nie mów - próbowałem uciszyć przyjaciółkę.
- To nie był pierwszy raz gdy katowano i gwałcono Harry'ego!
- PRZESTAŃ! HERMIONA PROSZE...
- To nie działo się tylko w siedzibie Czarnego Pana. Harry był zmuszony przeżywać to wszystko za każdym razem, gdy wracał do Dursleyów.
- WYNOŚ SIĘ! TY... NIE MIAŁAŚ PRAWA IM TEGO MÓWIĆ - wykrzyczałem zażenowany.
- Dlaczego nam tego nie zgłosiłeś - spytał spokojnym głosem dyrektor.
- Nie widziałem takiej potrzeby... To nic takiego - po moich słowach nastała długa, krępująca cisza.
- Nie wrócisz na Privet Drive - powiedział Dumbledore siadając na łóżku - Może prywatne dormitorium prefektów?
- Zbyt niebezpieczne, śmierciożercy musieli by przedrzeć się przez pokój wspólny. Mogło by to nieść ofiary w uczniach - oznajmił Snape.
- Racja, a prywatne kwatery nauczycieli?
- Chyba nie myślisz, że Potter będzie mieszkał w takich warunkach...
- Tu chodzi o jego życie, nie wygodny. Dla mnie najważniejsze, żeby był bezpieczny.
- Kogo proponujesz? Profesor Mcgonagall jest opiekunką Gryffindoru, powinna się nadać -powiedział obojętnym tonem Snape.
- Miałem na myśli Ciebie Severusie. Wzbudzasz zaufanie wśród śmierciożerców, nie będą podejrzewać, że chłopak jest z tobą.
- Chyba sobie ze mnie kpisz Albusie. Nie mam najmniejszego zamiaru przygarnąć Pottera do siebie.
- Jesteś mu to winien.
CZYTASZ
Złoty chłopiec
Fanfiction*Snarry* Harry jest więziony w siedzibie Czarnego Pana, nauczyciel eliksirów podejmie niebezpieczną próbę uwolnienia chłopaka.