Rozdział 1

633 53 10
                                    

Voldemort patrzy się na mnie z pogardą. Na jego twarz maluje się obrzydliwy  uśmiech zwycięstwa:

- Na co czekasz? - spytałem nie okazując, ani grama strachu - Zabij mnie.

- Harry, mój drogi chłopcze, tak długo czekałem na ten moment. Pozwól mi się nim delektować. Chce, żebyś był kruchy, niedługo będziesz błagał o śmierć. To będzie piękne widowisko.

- Nigdy nie zyskasz nade mną kontroli i o nic nigdy nie będę Cie błagał.

- Prawdziwy Gryfon... Niedługo przestaniesz być taki waleczny - powiedział z pewnością w głosie - Bellatrix gdybyś mogła zaprowadź naszego wybrańca do jego nowego domu.

~~~~~~~ 

Przez moje nagie ciało przebiega dreszcz. Siedzę w rogu małej celi, otulają mnie jedynie zimne ściany. Odcięli mi dostęp do światła, wody, jedzenia. Zabrali mi ubrania i moją różdżkę. Nie umiem określić ile dni już tu siedzę, wystarczająco długo, aby pić własny mocz. W innym wypadku już dawno umarł bym z odwodnienia. Snape nie pojawił się, ani razu. Nie pomoże mi, zdechnę tu, a on będzie to obserwował z bezpiecznej odległości. Zaufałem mu i to był największy błąd jaki popełniłem w życiu. Drzwi od celi uchyliły się oślepiając mnie jasnym światłem. Do środka wszedł mężczyzna o jasnych włosach i dość tęgiej sylwetce. Trzyma w dłoni talerz z jakąś niezidentyfikowaną masą. Jestem tak cholernie głodny, że nawet to coś wygląda smakowicie. Mężczyzna zauważył mój wzrok utkwiony w talerzu:

- Jesteś głodny? Chcesz coś zjeść chłopczyku? - spytał z ironicznym uśmiechem na twarzy. 

- Tak... prosze - odpowiedziałem resztkami sił.

- Nie ma nic za darmo. Nawet złoty chłopiec musi sobie zasłużyć. 

- Co masz na myśli? 

Mężczyzna zbliżył się do mnie odsuwając kilka zagubionych kosmyków włosów z mojego czoła. Poczułem silne mdłości gdy jego dłonie zeszły na wysokość mojej klatki piersiowej:

- Zostaw mnie - wysyczałem przez zęby.

- Podobasz mi się taki... niedostępny - powiedział rozpinając spodnie.

Mężczyzna przyparł mnie przodem do ściany, czuję jego odrażający oddech na swojej skórze:

- Nie... nie proszę! Nie rób tego, dogadamy się inaczej. 

- Myślisz, że odpuszczę sobie taką szychę. Taki młody, przystojny i... ciasny - wyszeptał  mi do ucha.

Zamykam oczy modląc się, żeby ten koszmar skończył się jak najszybciej. Pierwsze pchnięcie wywołuję u mnie falę bólu przeszywającą całe moje ciało :

- PRZESTAŃ BŁAGAM! - krzyczę gdy mężczyzna wbija się we mnie coraz brutalniej.

 Mój krzyk powoli zamienia się w szloch, a ja upadam bezwładnie na zimną podłogę. Kontem oka widzę, jak mężczyzna ubiera się z widocznym zadowoleniem na twarzy:

- Było całkiem miło, mam nadzieje na powtórkę - powiedział podając mi talerz.

Powąchałem jego zawartość, przekonując się, że zapłaciłem resztką godności za psie żarcie. Nic innego nie dostane, jeżeli nie chce umrzeć z głodu muszę to po prostu zjeść.

- Po prostu to zrób - motywuję się w duchu połykając jedzenie - nie umrzesz, nie dzisiaj. 

Przez następne dni sytuacja się powtarzała jasnowłosy mężczyzna przychodził do mnie, czasami nie był sam. Gdy zbytnio się stawiałem wstrzykiwał mi substancję uszkadzającą układ nerwowy.  A teraz leżę  we własnych wymiocinach, dławiąc się łzami. Drzwi otwierają się z piskiem, jednak do środka nie wchodzi osoba której się spodziewałem. U progu stoi cholerny Mistrz Eliksirów:

- Potter? - na twarzy nauczyciela maluje się niedowierzanie na widok nagiego i wygłodzonego ucznia leżącego w kałuży wymiocin. 

- Nie patrz na mnie, wyglądam żałośnie - wyszeptałem próbując powstrzymać łzy płynące po policzkach. 

- Wyciągnę Cie stąd. Tym razem wszystko się uda obiecuje...

- To przez Ciebie tu jestem - powiedziałem z żalem w głosie.

Twarz nauczyciela zbladła, gdy usłyszał te słowa. Zapewne wiedział, że to co mówię jest prawdą, ale odpychał od siebie te myśli. Snape wyciągnął z kieszeni czarnego płaszcza małą fiolkę o błękitnym kolorze:

- Ten eliksir spowoduje, że będziesz bliski śmierci...

- Tak jak teraz? - powiedziałem kuląc się w rogu celi.

- Będzie... gorzej - odpowiedział cicho - Czarny Pan nie pozwoli, żebyś umarł w ten sposób, to on musi Cie zabić.

- Jaki masz niby plan? 

- Wypijesz to, po jakieś godzinie poczujesz skutki działania eliksiru. Będzie z tobą na tyle źle, że powinni Cie teleportować do szpitala Św. Munga. Gdy będziesz bezpieczny podam Ci antydotum i zażądam od uzdrowicieli przeniesienia Cie do skrzydła szpitalnego w Hogwarcie.

- Myślisz, że to zadziała? - spytałem z niedowierzaniem - Nie ufam Ci...

- Wiem, ale sądzę, że to ma prawo się udać. Chyba, że masz lepszy plan Potter? 

- Nie mam... Podaj mi tą fiolkę.








Złoty chłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz