Rozdział 3

578 57 10
                                    

W komnacie unosi się gęsty dym o dziwnie słodkim zapachu:

- Pali się coś? - pytam lekko zaniepokojony.

- Nie... to wina źle uwarzonego eliksiru -tłumaczy w zakłopotaniu Snape, najwidoczniej nie lubi przyznawać się do własnych błędów. 

- Ten zapach...

- Wiem - przerwał mi - Nie mam jak tu wywietrzyć, chyba zauważyłeś, że znajdujemy się w lochach.

- To trochę kiepskie miejsce na laboratorium.

- Oszczędził byś sobie tych jakże błyskotliwych uwag.

W odpowiedzi wzruszyłem ramionami i powędrowałem w głąb pomieszczenia, aby mu się dokładniej przyjrzeć. Salon Mistrza Eliksirów jest niewielki, zachowany w chłodnych ślizgońskich barwach. Przy kominku stoją dwa duże fotele i biblioteczka. Dostrzegam na niej kilka mogolskich tytułów:

- Nie dotykaj niczego - warknął Snape widząc moje zainteresowanie książkami.

- Przepraszam... Ja tylko... Moja ciotka miała takie książki, kiedyś udało mi się jedną zabrać, czytałem ją każdego wieczora mimo, że znałem ją na pamięć. 

- Wyjaśnijmy sobie jedno Potter. Nie obchodzą mnie twoje historie z życia. Po prostu nie chce ich słuchać.

- W porządku. Panują tu jeszcze jakieś zasady których mam się przestrzegać?

- Owszem... Tam jest moja sypialnia - powiedział wskazując na dębowe drzwi - Nie wchodź tam, nie masz tam wstępu. Obok jest moje laboratorium, tam też nie zaglądaj.

- Gdzie ja mam spać? - spytałem widząc, że w komnacie znajduje się tylko jedna sypialnia.

- W salonie na kanapie? Nie ustąpię Ci przecież łóżka... nawet gdy jesteś ranny.

- Kanapa brzmi świetnie - powiedziałem ironicznie.

- Nie jest taka niewygodna na jaką wygląda.

- Spałem w gorszych warunkach. Widzę, że szybko o tym zapomniałeś - skrzywiłem się na samą myśl o wydarzeniach z ostatnich dni.

- Chce, żebyś wiedział, że tego nie chciałem. Nie obwiniaj mnie za to...

- Tamtej nocy, miałem szansę uciec.

- To nie miało podstaw by się udać Potter. Budynek był otoczony, gdyby to Bellatrix Cię znalazła nie wahała by się z rzuceniem Avady. Ona jest dość... porywcza. Już nie raz proponowała Czarnemu Panu, że Cie unicestwi. Zrobiłem co uważałem za słuszne i nie będę się z tego tłumaczył. 

- Niby dlaczego miałbyś mi pomóc? Raczej wątpię, że z dobroci serca - powiedziałem szyderczo.

- Jestem członkiem zakonu feniksa i obiecałem Cie chronić. Nie zależy mi na tobie. Zrobiłem to z obowiązku nie z troski, chyba nie sądziłeś, że w jakimś stopniu obchodzi mnie co się z tobą stanie. Jesteś tylko rozpieszczonym gówniarzem...

- Dobrze wiedzieć co pan o mnie myśli - mój głos jest spokojny mimo, że można wyczuć w nim urazę.

- Mam lekcje z Ślizgonami, nie zbliżaj się do moich rzeczy gdy mnie nie będzie. W razie jakiegoś niebezpieczeństwa radź sobie sam Potter, może uciekniesz - powiedział pełnym pogardy tonem i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.

Odczekałem chwilę zanim zbliżyłem się do sypialni Snape'a. Po tym co mi powiedział nie będę miał wyrzutów sumienia, jeżeli przejrzę jego rzeczy. Uznam to za mały rewanż. Jeżeli się pośpieszę Mistrz Eliksirów o niczym się nie dowie, a może ja dowiem się czegoś ciekawego o nim. Uchylam drzwi, które skrzypią pod naciskiem. Widzę kolejną półkę na książki, która pokrywa jedną ze ścian. Wiem, że nie mam zbyt wiele czasu, ale nie mogę się powstrzymać od przejrzenia niemałej kolekcji klasyków profesora. Gdy odrywam się od biblioteczki mój wzrok wędruje na szafkę nocną stojącą przy dużym łóżku. Delikatnie otwieram jej szuflady, w środku znajdują się jedynie porozrzucane kartki pergaminu. Na ich brzegach widnieje oznakowanie dokumentów z Ministerstwa Magii. Co do cholery Snape ma związanego z Ministerstwem?

Złoty chłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz