Soczyście różowy kabriolet mknął drogą ciągnącą się wzdłuż piaszczystej plaży, unosząc ze sobą trzech zadowolonych mężczyzn, psa oraz niedorzecznie wielką górę gratów. Pogoda była wręcz wymarzona na mały, jednodniowy wypad za miasto - niebieskie niebo zasnuwało daleko na horyzoncie tylko kilka puszyście białych chmur, a promienie słońca mieniły się w morzu niczym drobne odłamki szkła w bezkresie błękitu. Łatwo się było domyśleć, że wymęczeni treningami łyżwiarze postanowią wykorzystać taką okazję i zamiast kisić się na skądinąd przyjemnie chłodnym lodowisku, wyruszą wypożyczonym autkiem na plażę. Z drugiej strony aż strach ogarniał człowieka, kiedy pomyślało się, gdzie ich ta wyprawa zawiedzie, skoro kierujący pojazdem Viktor niemal tonął pod natłokiem ilości przewożonego bagażu, za który w normalnych warunkach każdy śmiertelnik dostałby z osiem mandatów. A przecież to nie był koniec przewin - jadący mężczyźni łamali jeszcze kilka paragrafów związanych z niezapinaniem pasów, przewożeniem psa luzem oraz okazjonalnym przytulaniem do siebie współpasażerów w trakcie kierowania przystosowanym do odmiennego systemu ruchu kabrioletem. Beztroski Rosjanin wydawał się jednak uradowany zarówno z towarzyszącej mu góry ludzi oraz bibelotów, jak i pozycji, jaką tuż przy nim zajął uśmiechający się błogo Katsuki.
- Że też musieliśmy się napatoczyć na fanów przy tej stacji benzynowej - burknął Yurio, choć jego mina nie wskazywała na to, że był tak zupełnie niezadowolony. W objęciach trzymał stadko pluszowych kociaków, wręczone przez japoński oddział Aniołków Yuriego, oraz piękny bukiet słoneczników, który oddał mu na przechowanie starszy Rosjanin.
- Przyzwyczaiłem się do tego, że nie znam dnia ani godziny, kiedy ktoś zagaduje Viktora - zauważył Yuuri, trzymając w ramionach poduszkę w kształcie onigiri. - Ale mnie wciąż jest trochę głupio przyjmować prezenty.
- A nie powinno. Jesteś u siebie, więc to naturalne, że japońscy fani najbardziej uwielbiają ciebie - zdradził Viktor, rzucając okiem na Katsukiego znad okularów przeciwsłonecznych.
- W zupełności wystarczy mi uwielbienie kogoś innego - odpowiedział wesoło mężczyzna, wpatrując się wymownie w ukochanego i rumieniąc lekko.
Yurio wyglądał, jakby właśnie dostał choroby lokomocyjnej.
- Wypieram się was - jęknął swoim zwyczajowym, zarezerwowanym do komentowania nieprzyzwoitego zachowania "przybranych ojców" głosem. - Złożę na was skargę do rzecznika praw człowieka, zwierząt i czegokolwiek tam jeszcze się da. Ta ilość ckliwości, jaką produkujecie, jest absurdalna.
Na wypowiedź nastolatka żywo zareagował Makkachin, który szczeknął głośno dwa razy i otworzył pysk w niemym zachwycie, pozwalając, aby chłodny pęd powietrza owiewał furkoczące na wszystkie strony uszy i język. Młody rzucił jeszcze z przekąsem "O, i nawet pies się ze mną zgadza", na co pozostali dwaj mężczyźni zareagowali zgodnym śmiechem. W końcu Katsuki obrócił się w prawo, sięgnął ręką do chłopaka i pogłaskał go po jasnej czuprynie.
- Przepraszam, Yurio. Twój szacunek jest dla mnie równie cenny.
- Dobra, już. - Po kilku sekundach czułości blondyn wywinął się spod dłoni Japończyka. - Ręce na maskę i nie trącaj mnie. Zostaw takie rzeczy dla swojego łysola.
- Właśnie, Yuuri. Nie po to wziąłem cię na siedzenie kierowcy, żebyś obłapiał pasażerów. - powiedział Rosjanin z lekkim, teatralnym przekąsem. - Wolałbym, żebyś obłapiał... mnie.
W tym momencie Viktor nie mógł się powstrzymać, aby nie wtulić się w partnera, co natychmiast spowodowało nagłą utratę przyczepności jego rąk do kierownicy. Zarówno Yuuri, jak i Yurio wrzasnęli ostrzegawczo, a młody rzucił się do przodu, przytomnie przechwytując ster.
CZYTASZ
Podróż za jeden kabriolet
FanfictionFanfik sklecony w oparciu o art samochodowy oraz... a zresztą sami zobaczycie ;) Nasze nierozłączne trio (plus Makkachin) wybiera się starym, animcowym zwyczajem na plażę i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie towarzyszący im kociokwik. Radosny, bo ra...