Rozdział 4 Akademia!

21 3 0
                                    

Alice 

Obserwowałam młodzieńca siedzącego naprzeciw mnie. Nienawidziłam go i to bardzo, w końcu zabił moją mamusie! Chociaż wiem czemu to zrobił, chociaż wiem, że ona umierała a on tylko skrócił jej cierpienie. Gdy tylko na niego spojrzę widzę ten obraz. Moja mama przywiązana do stosu, płomienie spalają jej skórę. Słyszę jej wrzask, sama nie mam sił krzyczeć albo płakać. Patrze tylko tępo na to co się dzieje i słyszę wrzask tłumu. Oni się cieszą! Cieszą się z tego, że moja kochana mamusia umiera w męczarniach! Nagle zapadła wielka cisza, umilkła moja mama, umilkł tłum. Wszędzie było tak cicho a wszyscy zebrani wpatrywali się z niedowierzaniem w jedno miejsce. Każdy na polanie obserwował ciało mojej mamusi. Z piersi, tam gdzie znajduje się serce wystawała jej strzała. Odwróciłam wzrok aby na to nie patrzeć i ujrzałam go. Ujrzałam tego który zabił moją mamusie!! To było jeszcze dziecko! Pewnie jest starszy ode mnie ale nie wiem o ile. Wyglądał dziwnie, był dosyć wysoki i zbudowany lepiej od wiejskich chłopaków. Do tego te białe włosy, czysta biel! Wyglądały jak najczystszy śnieg w zimę! Jego ciało wyglądało prawie jak u dorosłego. jednak jego twarz zdradzała młody wiek. Stał tam w dziwacznym stroju z peleryną. Stał przodem do mnie a bokiem zwrócony w stronę zwłok mojej mamy. Lewa, wyprostowana ręka wciąż trzymała uniesiony łuk natomiast prawą trzymał przy twarzy. Wyglądało to tak jakby po puszczenie strzały ręce wcale mu się nie poruszyły. Z jego twarzy nic nie mogłam wyczytać ale wyglądał na spokojnego. Ten widok wywołał u mnie fale wściekłości, niepohamowanej nienawiści skierowanej w jego stronę. W mojej głowie on był wszystkiemu winien, tego że schwytano moją mamusie. Jej cierpienia, bólu jaki doznała oraz śmierci! Oskarżyłam go nawet o swój los, o to jak po zabraniu mamusi musiałam żebrać aby mieć co jeść oraz spać tam gdzie popadnie. Nienawidziłam go z całego serca i pragnęłam aby zginął, aby cierpiał. Chciałam podejść i go uderzyć, wykonałam pierwszy krok i poczułam coś twardego pod nogą. Był to kamień trochę większy od mojej pięści. Bez namysłu podniosłam go z ziemi i cisnęłam w chłopaka. Kamień trafił go prosto w głowę a on spojrzał w moją stronę. Jego twarz! Przestraszyłam się na ten widok, ona nie pokazywała nic! Wyglądał jakby go to nie zabolało! Bez strachu! Bez złości za to jak dostał kamieniem! Krew ciekła mu z rany na głowie. Jego oczy były koloru jasnoniebieskiego. Ale to nie zwykły niebieski, wyglądały jak górski, płytki, czysty potok, wręcz przezroczyste. One również nie pokazywały żadnych emocji czy myśli, była w nich pustka! Taki widok tego chłopaka będzie mnie prześladował całe życie. To wspomnienie przypomina mi dlaczego go tak bardzo nienawidzę. Przyjrzałam mu się w tej chwili, jego wygląd bardzo przykuwał moją uwagę i nie tylko moją. Białe, krótkie włosy i te oczy, pełne niczego. Chociaż tym razem się uśmiechał, był to wymuszony, sztuczny uśmiech.

-Zbieraj się mała, idziemy na śniadanie. Posłusznie wstałam i poszłam do łaźni umyć twarz i odświeżyć się delikatnie. Kiedy wróciłam on był już ubrany. Odziany w czarny płaszcz, to co wcześniej wzięłam za pelerynę jest płaszczem. Zaśmiałam się w duchu z własnej głupoty. Lekką tunikę, spodnie przeszywane metalem, pewnie była to część jakiejś zbroi. Przy pasie wisiały mu dwie klingi, miecz oraz sztylet. Sztylet nad mieczem, natomiast przy prawym boku miał drugi sztylet. Na nadgarstkach i kostkach miał dziwne, podłużne, skórzane bransolety. Zajmowały połowę obszaru między nadgarstkiem a łokciem oraz kostką a kolanem. Nie widziałem jeszcze nigdy czegoś podobnego, wolałam nie pytać do czego to służy bo na zwykłą część ubioru to nie wyglądało.

-Jesteś gotowa? Pokiwałam twierdząco głową na co on odpowiedział uśmiechem i ruszył w stronę drzwi od pokoju. Otworzył je, przepuścił mnie przodem i zamknął je za nami. Skierowaliśmy się na dół, ja ciągle trzymałam się za nim. Ten chłopak był straszny i był mordercą, ale to on zapewniał mi bezpieczeństwo i przyszłość. Ciężką przyszłość ale to zawsze lepsze od śmierci tutaj. Na dole była pusta sala, siedziała tam jedna osoba. Był to mistrz mojego towarzysza, usiedliśmy razem z nim i się przywitaliśmy a on zamówił nam śniadanie. Po chwili przyniesiono chleb, masło oraz jajecznicę. Zjadłam to wszystko ze smakiem, dawno nie jadłam tak dobrze jak przez ostatnie dwa dni. Zanim zdążyłam zjeść chłopak odstawił talerz i zaczął rozmowę z mistrzem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 21, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dziedzictwo ŁowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz