Przodkowie

1.4K 93 18
                                    

-Harry!! Zejdź tu na dół mamy problem!-Zawołałam mojego męża, który jako Auror rzadko bywał w domu.
-Co się stało Morgano? Dlaczego Igerna płacze?
-No skarbie powiedz tacie co się stało.- spojrzałam na 13letnią już Igernę.
-No bo... No w szkole śmiali się ze mnie.-mówiła pochlipując trochę.
-Dlaczego? Kto śmiał śmiać sie z mojej córeczki?- wziął ją na kolana. Mimo swojego wieku Igerna nadal była trochę dziecinna, ale nikomu to nie przeszkadzało, szczególnie, że Syriusz uwielbiał ją rozpieszczać.
-Bo wszyscy mówią, że jestem wnuczką Voldemorta...- Harry zdziwiony spojrzał się na mnie, ja tylko wzruszyłam ramionami. Wiedzieliśmy, że to kiedyś może nastąpić.
-Zawołaj Remusa.- podeszłam pod schody kiedy uprzedził mnie skrzat domowy.
-Już go wołałem pani.
-Dziękuję Gburku, ale pamiętaj, możesz mówić mi po imieniu.
-żyję by służyć rodowi LeFay- to była jego odpowiedź, która stała się codziennością.
Po chwili na dół zszedł 18 letni Remus, który uczył się już na ostatnim roku w Hogwarcie.
-Co się stało?- spojrzał na Igernę. -Czemu Igi płacze?
-Słuchaj Remi- zaczęłam. - Czy ktoś w szkole dokuczał ci przez to kim był twój dziadek?
-Emm, nie. Znaczy na początku, ale kiedy powiedziałem im, że zabiłaś własnego ojca to przestali a co? Igernie dokuczają?
-Jak widzisz. A twoja siostra nie potrafi poradzić sobie z szykaną tak jak ty. Odziedziczyłeś to po matce.- Harry uśmiechnął się do mnie.
-Kto ci dokładnie dokucza?
-Nie wiem, nie znam ich, ale są ślizgonami ze starszych klas.- zaśmiałam się, chodź tu nic nie było zabawnego, ale ja nie przejęłabym się garstką ślizgonów.
-Kochanie- przykucnęłam tak by mogła mi patrzeć w oczy.- Pamiętaj, że nie liczy się to kim był twój dziadek, a liczy się to, że krew mojej pra-pra-pra-pra-prababki płynie także w twoich żyłach i twoich braci. Jesteście z rodu Le Fay i nikt nie może wam podskoczyć. Bo nie ma i nie będzie potężniejszych czarodziei od was. Ponieważ wasz tata także jest potężnym czarodziejem i po nim odziedziczyliście tez dużo..
-Nie przesadzaj, jestem dobrym czarodziejem ale nie potężnym- zaśmiał się Harry.
-Właśnie mamo, ty jesteś najsilniejsza czarownicą.- uśmiechnęła się w końcu moja córka.
-I o to chodzi kochanie. Następnym razem powiedz im kim ty jesteś a nie kim był twój dziadek. W porównaniu z nimi jesteś szczytem góry lodowej kiedy oni są małą kupką piasku. Po którym spacerują Trolle.- Igi i Remus zaśmiali się, a Harry spojrzał na mnie spod byka.
-Nie powinnaś jej uczyć takich słów.
-Ja się ich musiałam sama nauczyć.- kolejna salwa śmiechu szczególnie dlatego, że udałam obrażoną. Harry już nie dyskutował ze mną a zaproponował by dziewczynka poszła z nim i Severusem na spacer. Kiedy 7 latek usłyszał słowo spacer od razu pobiegł do swojego pokoju, żeby zabrać ze sobą swoją przytulankę,bez której się nie ruszał.
-Mamo. Mam jedną ważną sprawę do ciebie, ale nie chciałem, żeby usłyszał nas tata.- zaczął nieśmiało Rem. Pomyślałam, ze chodzi o dziewczynę, może się zakochał, albo zrobił coś nie tak.
-Oczywiście Remi chodź do mojego gabinetu.-jednak mocno się myliłam.
-Musze ci coś pokazać.
-Dobrze skarbie, o co chodzi?
-Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz dobrze?
-Obiecuję.- uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco. Wtedy chłopak rozluźnił się i zaczął przyglądać się świecom przy kominku, jego zielone oczy stały się złote i świece zapłonęły po czym świecznik uniósł się w górę i poleciał na moje biurko, delikatnie lądując. Obserwowałam to z ogromnym szokiem, myślałam, że tylko ja to potrafię, więc z nikim się tym nie dzieliłam a tu proszę, mój najstarszy syn odziedziczył po mnie więcej niż się spodziewałam. Kiedy Remus spojrzał się na mnie posmutniał.
-Co się stało Remi?
-Bo... Skąd ja to potrafię? Przecież... Przecież, żaden czarodziej nie potrafi czarować umysłem, bez różdżki.- zaczął panikować podeszłam do niego i objęłam dłońmi jego ramiona.
-spokojnie Remusie, uspokój się, Wszystko jest tak jak należy.
-Ale mamo...- nie dałam mu dokończyć tylko zaprezentowałam mu to co on zrobił wcześniej, za pomocą umysły odesłałam świecznik na kominek i z płomieni utworzyłam słowo LeFay. Spojrzałam sie na syna, był zszokowany ale w jego oczach widziałam ulgę.
-Ty też tak potrafisz?!
-Tak synku, wiem, że powinnam wam powiedzieć wcześniej, ale nie sądziłam, że któreś z was będzie to potrafiło.
-Mamo, ale co to znaczy.
-Mówiłam wam, że pochodzę w prostej linii z rodu LeFay czytałam wam opowieść o Królu Arturze i Merlinie. Morgana LeFay  była złą czarownicą, która chciała zabić Artura i pokonać Merlina. Ta opowieść jest prawdą, od zarania dziejów, potomkowie tych dwóch najsilniejszych rodów toczą ze sobą spór. Do dziś dzień nie widziano potomków chociaż jednego, dopóki nie urodziłam się ja. Moja matka ukrywała swoje prawdziwe pochodzenie, bo nie każdy LeFay dziedziczy moc Morgany, nie każdy jest tego godzien. To znaczy, że zostałeś wybrankiem. Jesteś z nią spokrewniony w prostej linii. Morgana wybrała cię na swojego potomka, tak jak mnie.
-Mamo... Ale. Ona była zła.
-Tak wiem skarbie, ale to nie znaczy, że my także musimy. Moja matka a twoja babka była dobra. Później zgubiła ją czarna magia, ale spójrz na mnie? Czy ja jestem zła?
-Nie! Mamo! Nawet bym tak nie pomyślał.
-Spokojnie Remi, wierzę ci.- zastanowiłam się. -A właściwie, jest jedna sprawa.
-Jaka?
-Zobaczmy. Wiesz może czy udało ci się kiedyś zawładnąć jakimś żywiołem?
-Żywiołem? Jak woda lub ogień?
-Tak. Na przykład tak jak ja.- z nad moich pleców wyłonił się ognisty orzeł, Remus musiał przymrużyć oczy i odsunąć się bo było mu trochę za gorąco, ja jednak nie czułam tego ciepła.
-Zobaczmy czy się ciebie posłucha. Rozkaż mu by nie ogrzewał cię i nie robił ci krzywdy.
-A jak mi sie nie uda?
-spokojnie, to dość wybuchowy żywioł, ale zapanuje nad nim.
-Rozkazuję ci chronić mnie przed swym żarem!- orzeł nie posłuchał się i lekko drgnął.
-Rozkaż mu poprzez swój umysł.-Remus skupił się, ale orzeł zdenerwował sie tylko. Postanowiłam troszkę mu popuścić by Remus w strachu uwolnił jakiś żywioł do obrony i kiedy ogień wzleciał w górę Remus podniósł ręce do góry i w tym momencie stałam cała mokra. Mój syn, zgasił orła dzięki majestatycznemu morskiemu ogierowi. Ten zarżał i galopując okręcił sie wokół Remiego nie mocząc go ani o niteczkę. Chłopak z niedowierzaniem i radością przyglądał sie zwierzęciu. Złapał się za głowę i śmiejąc się zapytał.
-Jak mam sprawić by zniknął?
-Po prostu go poproś.- uśmiechnęłam się.
-Znikaj- wyszeptał i koń ukłonił się jemu potem mnie i zniknął w wazonie na kwiaty.
-Dlaczego puściłaś orła?
-Chciałam w ten sposób zmusić twój żywioł do okazania się.
-Wiedziałaś?
-CO?
-Że mój żywioł to woda.
-Nie wiedziałam, ale każdy  nich ochroniłby cię przed moim.
-Ale dlaczego on ukłonił sie również tobie?
-Żywioły należą do bardzo pradawnej magii, starszej od samej Morgany. Ci którzy posiądą moc by nimi władać są postrzegani jako najwyżsi w hierarchii. Żywioły są im podległe. Jednak ja nie władam ogniem. Ja potrafię go stworzyć.
-Co?? A woda? Przecież ten koń znalazł sie tu znikąd i...
-Nie synu. Widziałeś gdzie powrócił Morski Ogier?
-Do dzbanka z kwiatami?
-A czym podlewa sie kwiaty?
-Wodą- rzekł zrezygnowany.
-Remi.. To nic złego, że tylko władasz żywiołem. Sam Dumbledore potrafił go okiełznać .
-Naprawdę?-Widać,, że urósł na te słowa.
-Tak. A i on by zaskoczony gdy dowiedział się, że jestem od niego silniejsza.
-Ale to, że wytwarzasz ogień. Znaczy, że on jest ci podległy, więc inne żywioły traktują cię z szacunkiem tak?
-A nawet słuchają się.
-Serio???
-Tak. Dopiero niedawno jakiś rok temu to odkryłam. Kiedy Severusowi wpadła piłka do wody, a ja nie mogłam jej dosięgnąć, woda sama mi ją podała. Potem ćwiczyłam z innymi żywiołami i jak się okazało potrafię nimi władać, ale tylko władać, wytwarzam tylko ogień.
-Dziękuje mamo- Remus pierwszy raz od dawna przytulił się do mnie z własnej nie przymuszonej woli.
-Ale za co Remi?
-Za to, że jesteś moją mamą.

*****************************************************************************
To tak na zaostrzenie apetytu. Resztę rozdziałów dodam po skończeniu książki o córce Black'a

Living in the Darknes// Morgana LeFayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz