Prolog

672 31 2
                                    

Zadowolona wracam ze szkoły wraz ze znajomymi. Dzisiaj jest piątek, co oznacza że zaczyna się weekend. Chyba nie ma lepszego dnia w tygodniu niż właśnie piątek. Dzisiejszy dzień w szkole upłynął mi w bardzo dobrej atmosferze. Nie dość, że w środku lekcji przepadła mi matematyka, to w dodatku dostałam szóstkę ze sprawdzianu z chemii! Uczyłam się na niego przez cały tydzień, każdego dnia poświęcałam na naukę kilka godzin dziennie. Cieszę się ze skutku tego zakuwania.

- Nie zapomnij, jutro o dziewiętnastej u mnie w domu - informuje z uśmiechem Chris.

- Jak mogłabym zapomnieć? Rodzice na pewno się zgodzą, możesz liczyć na moją obecność - posyłam uśmiech brunetowi.

Oczywiście chodzi tutaj o jutrzejszą imprezę, jaką Christian wyprawia w swojej willi. Jego rodzice wyjeżdżają w delegacji za granicę, a więc musiał skorzystać z tej okazji.

Żegnam się ze wszystkimi, po czym przekraczam swoją posesję i kieruję się w stronę brązowych drzwi. Wyjmuję z plecaka srebrne klucze od domu i wkładam je do zamka. Przekręcam dwa razy i gdy się otwierają wchodzę do środka.

- Jestem! - powiadamiam radosnym tonem głosu, zdejmując buty i zostawiając je w przedpokoju. Nikt jednak chyba mnie nie słyszy, ponieważ ciągle panuje cisza.

Wchodzę głębiej, a tam słyszę czyjeś głosy. Żeński i męski. No tak, rodzice rozmawiają w salonie. Ustawiam się w miejscu, aby mnie nie zauważyli i zaczynam podsłuchiwać ich rozmowę. Okay, wiem że nie podsłuchuje się, bo to źle o mnie świadczy i jest to brzydkie, ale coś czuje że to jakaś poważna rozmowa.

-  A ty nie chciałbyś?... - słyszę głos mamy.

- ...wiem że Violetta ma już siedemnaście lat, ale zawsze chciała mieć rodzeństwo... - gdy to słyszę na moją twarz wkrada się lekki uśmiech. Czy mi się tylko przesłyszało? Czyżby rozmawiali o drugim dziecku? Jeju tak!

- Maria... Też bardzo bym chciał, ale siedemnastoletni chłopak to już jednak nie takie małe dziecko... Jest w końcu w wieku Violetty - wzdycha mój tato.

Hola, hola... Czy ja dobrze słyszę? O jakim oni chłopaku rozmawiają?...

- Przebywam w domu dziecka przynajmniej trzy dni w ciągu tygodnia. Naprawdę, dobrze zdążyłam już poznać Leona. To bardzo ciepły i uprzejmy chłopak... - mówi mama.

O czym oni do diaska mówią!?

- O czym wy mówicie? - w końcu wchodzę do salonu i staję w progu.

- Jaki dom dziecka i jaki siedemnastolatek? - pytam, patrząc tu na mamę, a tu na tatę.

- Kochanie, chcieliśmy ci o tym powiedzieć, ale uznaliśmy że jeszcze nie jest na to odpowiednia pora... - tłumaczy się moja mama.

- A więc kiedy miała nadejść ta "odpowiednia pora"? Okay, chciałam rodzeństwo. Ale młodsze, prawdziwe i przede wszystkim takie, które wpierw będziesz nosiła pod swoim sercem. Nie chcę żadnej sieroty z domu dziecka! - krzyczę zbulwersowana.

- Co wam w ogóle do głowy strzeliło? W dodatku w moim wieku i to chłopak - prycham, machając rękoma.

- Violetta uspokój się - mówi mój ojciec, który siedzi przede mną na białej sofie.

- Jak mam się uspokoić skoro słyszę takie coś!? - podnoszę znowu głos.

- Nie mam nawet ochoty z wami gadać, jesteście beznadziejni - kręcę głową, biegnąc po schodach do swojego pokoju.

Otwieram drzwi, trzaskam nimi za sobą i rzucam się plecami na łóżko, chowając twarz w dłonie. Jeszcze tego brakowało, aby zaadoptowali sierotę z domu dziecka. Mogliby chociażby zaadoptować jakiegoś noworodka, maleństwo kilkumiesięczne, czy nawet malucha z przedszkola. Ale żeby chłopaka w moim wieku!? Oj nie nie, nie pozwolę na to...


Nie da się uciec przed miłościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz