VIOLETTA
Po całej awanturze z Leonem wróciłam na górę do swojego pokoju. Obecnie siedzę po turecku na łóżku i bez celu patrzę przed siebie, myśląc o zaistniałej sytuacji. Nie ukrywam, trochę, a nawet dość bardzo dotknęły mnie słowa Leona. Nie że zabolały, ale po prostu. Z jednej strony miał rację, a z drugiej strony trochę głupio mi przyznać się do winy. Taka już jestem.
Wzdycham pod nosem, po czym opadam na kołdrę. Ta chwila nie trwa zbyt długo, bo zaledwie pięć sekund. W pewnej chwili do sypialni wchodzą rodzice. Mój wzrok od razu wędruje na ich twarze.
- Możesz nam powiedzieć gdzie jest Leon? - pyta mama.
- Umówiliśmy się, że ma na nas czekać za piętnaście piąta przed domem. Jest już punkt siedemnasta - dodał tato, na co ja tylko prychnęłam.
- Czyżby kolejne zakupy z synkiem? - pytam z tonem sarkazmu, chodź mój głos się łamie.
- Violetta mów natychmiast gdzie jest Leon! Znamy cię z tatą nie od dzisiaj, dobrze wiemy że coś się stało. Mów - mówi.
- Ja... Ja nie chciałam - zaczynam wymiękać.
- Czego nie chciałaś? Violetta mów do cholery gdzie Leon! - unosi ton.
- Nie wiem... Uciekł - szepczę.
Rodzice spojrzeli na siebie, lecz tata po chwili przenosi wzrok na mnie.
- Mów kurwa gdzie jest Leon! - krzyczy.
- Co mu zrobiłaś!? Nie mógł uciec od tak! - dodaje.
Kładzie swoje wielkie dłonie na moje ramiona, szturchając mną z całej siły. Boje się go.
- Co mu powiedziałaś idiotko!?
- Zostaw mnie! Nienawidzę was, nienawidzę was za to co mi robicie! Gdy go nie było, było o wiele lepiej! Nigdy się mną nie interesowaliście, ale odkąd on się zjawił to traktujecie mnie zwyczajnie jak powietrze! Jak zwykłą szmatę! - krzyczę przez łzy i niespodziewanie dostaję od taty z liścia.
Przerażona kładę dłoń na zaczerwienionym policzku, kompletnie będąc w szoku. Tata nigdy wcześniej mnie nie uderzył, jak mógł podnieść na mnie dłoń?...
- Przegięłaś! - krzyczy i obejmuje szybko mamę, wychodząc z nią z mojego pokoju.
Patrzę przed siebie, a po chwili również słyszę jak zamyka drzwi na klucz.
- Nie! Nie rób mi tego! - płaczę, podbiegając do drzwi i naciskając kilka razy na klamkę. Jednak na nic.
Zsuwam się po drzwiach na podłogę załamana, chowając twarz w dłonie.
- Dlaczego wy mnie tak nienawidzicie? Dlaczego nie rozumiecie, że brakuje mi was?... - szepczę sama do siebie, ocierając słone łzy. Dlaczego mnie nie kochają?...
MARIA
- Nie wierzę, że Violetta posunęła się do takiego poziomu. Zawsze była wzorową, grzeczną dziewczynką, słuchała się co do niej mówi, a teraz? Zrobiła się cholernie bezczelna, nieznośna, ma głupie odzywki - mówi zdenerwowany German, jadąc i szukając Leona. Policja również się tym zajmuje.
- Wiem, lecz pomimo to myślę, że przesadziłeś. Bardzo mocno ją uderzyłeś, zresztą sama rzecz, że uderzyłeś własną córkę jest nie na miejscu... Źle się zachowała, ale... może ma jakieś problemy? Może przechodzi trudny okres w swoim życiu?... - pytam cicho.
- Nie broń jej Maria teraz, dobrze? Nic z tym nie zdziałasz, zasłużyła i teraz mam nadzieję, że wyniesie z tego jakieś wnioski. Nie myśl o Violettcie, teraz trzeba znaleźć Leona - odpowiada, zatrzymując się na światłach.
- Jeżeli coś mu się przez nią stanie to nie daruje jej. Dostanie z liścia jeszcze raz mocniej niż dzisiaj. Jak mogła go tak potraktować, tyle przeszedł w swoim życiu - wzdycha.
- Mógł nam powiedzieć, że ma kiepski kontakt z Violą, że źle go traktuje... - szepczę, a ten rusza gdy zapala się zielone światło.
- Maria zastanów się co powiesz, potem mów. To oczywiste, że nam nie powiedział. Bał się, po prostu. Jest z nami dopiero od niedawna, nie chce sprawiać swoją osobą "problemu" - mówi, jadąc i patrząc na drogę przed sobą.
- Gdy tylko się znajdzie porozmawiam z nim poważnie. Traktuje go jak syna, chcę by wiedział że go kocham, że jest dla mnie ważny i jego los jest mi nieobojętny - dodaje, a po chwili słyszę sygnał swojego telefonu.
Sięgam natychmiastowo po złoty telefon i odbieram połączenie.
- Tak? - pytam z nadzieją, że znaleźli Leona.
- Leon znajduje się na cmentarzu na grobie rodziców, nic mu nie jest, jest cały i zdrowy. Proszę przyjechać jak najszybciej, do zobaczenia - informuje mężczyzna po drugiej stronie słuchawki, po czym kończy połączenie.
Na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech. Tak bardzo się cieszę, że się znalazł.
- I co? Policjanci dzwonili? - pyta mąż, zerkając na mnie.
- Tak, jest na cmentarzu u rodziców, nic mu nie jest. Jedźmy - odpowiadam, chowając telefon do torebki.
Po upływie jakiś piętnastu minut dojeżdżamy na miejsce, parkując przed cmentarzem. Wysiadamy obydwoje z samochodu i biegniemy w odpowiednie miejsca.
- Leon! - wołam, podbiegając i mocno wtulając go w swoje ciało. W moich oczach pojawiają się łzy. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby stała się mu krzywda...
- Nie płacz, proszę... - mówi, gładząc czule moje plecy.
- Tak bardzo się o ciebie martwiliśmy... - dodaję, odrywając się i patrząc w jego oliwkowe oczy. Mój chłopiec...
Usiedliśmy w trójkę na ławce obok grobu.
- Dlaczego uciekłeś? - pytam, patrząc na chłopaka, a on zabiera swój wzrok ze mnie, rozglądając się dookoła. Milczy.
- To przez Violettę, prawda? Powiedz to, wiemy o tym - dodaje German.
- Ja po prostu nie pasuje do was... Dziękuje wam, że tak się o mnie troszczycie, że robicie wszystko by było mi jak najlepiej. Jestem wam za to naprawdę bardzo wdzięczny. Jednak nie potrafię dogadać się z Violettą, wiem że mnie nienawidzi za to, że traktujecie mnie jak syna. Nie chcę jej krzywdzić, nie chcę odbierać jej rodziców... Najlepiej będzie, jak wrócę z powrotem do domu dziecka, tam gdzie moje miejsce... - szepcze.
CZYTASZ
Nie da się uciec przed miłością
RomanceJest to lektura o dziewczynie i chłopaku, którzy są zupełnie z innych światów. Ona - córka bogatego przedsiębiorcy i matki, która w przeszłości była światowej sławy modelką. Jest spokojną dziewczyną, dobrze się uczy, lecz do momentu dopóki nie traf...