Rozdział I

522 29 4
                                    

- Nie mam nawet ochoty z wami gadać, jesteście beznadziejni - kręcę głową, biegnąc po schodach do swojego pokoju.

Otwieram drzwi, trzaskam nimi za sobą i rzucam się plecami na łóżko, chowając twarz w dłonie. Jeszcze tego brakowało, aby zaadoptowali sierotę z domu dziecka. Mogliby chociażby zaadoptować jakiegoś noworodka, maleństwo kilkumiesięczne, czy nawet malucha z przedszkola. Ale żeby chłopaka w moim wieku!? Oj nie nie, nie pozwolę na to...

Szczerze? Nie mam już nawet ochoty iść na jutrzejszą imprezę do Chrisa. Wiem, że mu obiecałam, ale nie czuje się na siłach. Mam nadzieję, że mi wybaczy, a przede wszystkim zrozumie.

Sięgam po telefon ze stolika nocnego i odblokowuje ekran urządzenia, po czym wybieram numer przyjaciela. Nie chcę do niego dzwonić, więc postanowiłam więc napiszę SMS'a.

- "Wybacz, ale nie przyjdę jutro. Podziękuj moim rodzicom..." - piszę, a już po upływie nie całej minucie przychodzi mi wiadomość od Chrisa.

- "Jak to nie przyjdziesz? Przecież bez ciebie nie ma zabawy ;p Pisz mała, chętnie cię wysłucham. Wiesz dobrze, że możesz na mnie polegać ;*" - na tą wiadomość uśmiecham się pod nosem. Kochany.

- "Sytuacja nietypowa. Jak zwykle przyszłam ze szkoły do domu i przez przypadek usłyszałam rozmowę rodziców. Mówili o dziecku, więc jak to ja cholernie się ucieszyłam, ale" - przez przypadek wysyłałam już wiadomość. Oh shit.

- "No więc jaki problem? Zawsze chciałaś mieć rodzeństwo, so" - odpisał oczywiście za wcześnie.

- " Nie oto chodzi. Okazało się, że chcą zaadoptować dziecko z domu dziecka. I to wcale nie takie małe dziecko, ponieważ jest w naszym wieku -_-" - wzdycham pod nosem.

- "Nieee, żartujesz..." - czytam, lecz ta wiadomość w ogóle mnie nie pociesza.

- "Nie pomagasz" - odpisuje, przewracając oczami.

Chcę dopisać coś jeszcze, lecz niespodziewanie do mojego pokoju wchodzą rodzice. Odkładam telefon momentalnie na bok.

- Czego chcecie? Wyjdźcie stąd - warczę w stronę mamy i taty.

- Kochanie uspokój się - siada mama obok mnie i obejmuje jednym ramieniem, na co ja je odtrącam. Wzdycha.

- Przecież chciałaś mieć rodzeństwo, w czym tkwi problem, hm? Przeszkadza ci, że jest z domu dziecka? - pyta, a obok dosiada się jeszcze tata. Kto im do cholery pozwolił?

- Po części tak, po drugiej części nie. Zresztą, nie mam ochoty z wami rozmawiać, nie mogę patrzeć na was. Idźcie stąd, a jak nie to sama stąd wyjdę i już nie wrócę - grożę.

- Violetta proszę cię. Jak ty się dziecko zachowujesz? Co z tobą hm? Nigdy się nie odnosiłaś takim tonem - marudzi ojciec.

- Idźcie stąd! - krzyczę, popychając ich ze swojego łóżka.

Po chwili rodzice, gdy już sami stwierdzają że nie warto mnie słuchać opuszczają pokój. Wreszcie.

- Jak ja was nienawidzę! - mówię sama do siebie, sięgając po poduszkę i rzucając nią w drzwi.

LEON

Obecnie pakuje do walizki swoje już ostatnie ubrania i najważniejsze rzeczy. Właśnie dzisiaj nadszedł ten wielki dzień. Dzisiaj będę miał zaszczyt zamieszkać u rodziny zastępczej. U Marii i German'a. Znam panią Marię od jakiegoś roku, przychodziła tutaj i przychodzi do dzisiaj, aby poodwiedzać zamieszkujące ten dom dzieci. Często ze mną rozmawiała, pocieszała i poprawiała mi humor. Zdążyłem ją nawet dość dobrze poznać. Opowiadała mi o sobie, przelotnie o swoim mężu i przede wszystkim o swojej córce. Widać, że bardzo ją kocha.

Nie da się uciec przed miłościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz