1.

865 49 6
                                    

Tego dnia wszystko miało być inaczej. Odczuwała to nie tylko Hermiona, ale również pozostali członkowie zakonu. Lato powoli dobiegało końca, więc i rok szkolny miał się ponownie zacząć. W tym roku jednak nie było miejsca na zabawę, śmiechy, psikusy i siedzenia do późna w pokojach wspólnych. Kilka miesięcy dzieliło ich od wojny, a przyjaciele nie musieli nawet podsłuchiwać – co tak czy owak robili – zebrań zakonu. To było po prostu wyczuwalne. Ludzie panikowali, przez co niektórzy uczniowie Hogwartu z powodu przeprowadzki nie mieli już wrócić do szkoły.

Ten letni dzień był wyjątkowo słoneczny, co sprawiło, że w Norze na twarzach domowników oraz poniektórych członków Zakonu, zagościł uśmiech. Lało bowiem nieprzerwanie od dwóch tygodni, a taka ilość wody nie była zbyt pocieszająca. Brązowowłosa dziewczyna siedząca na swoim łóżku w pokoju, który dzieliła razem z Ginny, aż podskoczyła, gdy promyk słońca zagościł na jej pościeli. Radośnie zamknęła książkę i otworzyła okno, a do jej piegowatego nosa dotarł przyjemny zapach zielonej trawy po deszczu. Zaciągnęła się tą wonią z uśmiechem. Światło ogrzewało jej policzki, a ona musiała przyznać, że po dwóch tygodniach z haczykiem bardzo się za nim stęskniła.

Nie rozmyślając dłużej dziewczyna zbiegła po schodach słysząc, że pozostali rownież zauważyli i z uśmiechem zaczęła wymieniać uwagi ze swoją przyjaciółką, która pomagała swojej mamie w kuchni.

– Hermiono, a ty nie przy książkach? – zapytała ruda, a dziewczyna w odpowiedzi pokiwała głową.

– Jest piękna pogoda, naprawdę. Musimy iść na dwór trochę pooddychać, Ginny!

– Mamo, możemy zjeść obiad dzisiaj na dworze? – zapytała się mamy dziewczyna i wytarła już ostatni talerz, bowiem dzisiaj była jej kolej wypełniania tych obowiązków.

– Jeśli poprosisz chłopców, żeby rozstawili stół, to tak. To nawet dobry pomysł, moje drogie. Dzisiaj po południu ma odbyć się nieco luźniejsze spotkanie – cokolwiek profesor Dumbledore miał na myśli tak to opisując. – Podobno wy też powinniście na nim być – rzekła mama jej przyjaciółki z niezadowoleniem.

Dziewczyny spojrzały po sobie z szerokimi usmiechami.

– Dobrze, Mamo! – powiedziała szybko Ginny i wybiegła razem z Hermiona na dwór.

– Dawaj Harry! – z oddali dobiegł je krzyk George'a. Lub Freda, ale kto to wie?

– Jesteście moimi braćmi! – parskną z dezaprobatą Ron, niezadowolony z tego, że jego bracia dopingują jego przyjaciela, a nie jego. Bliźniacy w ciszy popatrzyli sobie, po czym dwa razy głośniej krzyknęli.

– DAWAJ HARRY! DAWAJ HARRY! – Harry wyciągnął jasnoróżowy patyczek z plastikowej palmy i na jego nieszczęście wszystkie małpki spadły. Ron krzyknął ciesząc się zwycięstwem, a Harry wywrócił oczami.

– W co gracie? – zapytała się Ginny pewnie siadając obok Harry'ego na ławce przy stole piknikowym, który stał na podwórku. Hermiona lekko się zarumieniła. Ma usiąść obok Rona? W ostatnim czasie zaczęło się między nimi dziać i z tego powodu nie była pewna jak się zachować. Ma być odważna, czy raczej się nie narzucać zbytnio? Ostatecznie przysiadła obok Freda, na przeciwko Rona i posłała mu jedynie uśmiech, którego on nie odwzajemnił, ponieważ dyskutował żywo z Harrym.

– Grają w spadające małpki* – odezwał się nonszalancko George – Zapewne się nie spodziewałaś.

– Ja to bym zagrała w Quiddicha, a nie w jakieś małpy – parsknęła Ginny i wywróciła oczami. – Już nawet nie zapytam skąd to macie.

Hermiona miała ochotę westchnąć głęboko. Nie było tajemnicą to, że nienawidziła szczerze tego sportu. Mogła od czasu do czasu pooglądać, ale zwyczajnie jej to nie interesowało. Zazwyczaj jak przychodziła z własnej woli, to wtedy, gdy miała dopingować przyjaciół.

Don't turn on the lights | HgSsWhere stories live. Discover now