Rozdział 1

520 60 3
                                    


-Dziś o 18.00 imprezka urodzinowa u mnie w domu! Liczę na ciebie - Rose.

Kiedy dostałem tą wiadomość, po pierwsze zdziwiło mnie to, że obca dziewczyna zaprasza mnie na swoje przyjęcie, po drugie, nie miałem pojęcia skąd wzięła mój numer. Stwierdziłem jednak, że nie będę się tym zadręczać, więc po prostu zapisałem jej numer w kontaktach i napisałem pozytywną wiadomość zwrotną.

Spojrzałem na zegarek. Do imprezy zostały mi jeszcze dwie godziny, więc uznałem, że na szybko odrobię prace domową z matematyki, a potem zacznę się szykować.

Czwarte zadanie, przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi:

- Philip, nie potrzebujesz czegoś? - W moich drzwiach stał Gabe, szeroko się uśmiechając.

- Nie dzięki - starałem się być jak najmilszy. - Mam tylko jedną prośbę. Jedna dziewczyna z mojej szkoły organizuje dziś swoje urodziny i mnie zaprosiła. Nie macie z Helen nic przeciwko?

- Jasne, że nie. Tylko wróć o własnych siłach - zaśmiał się głośno ze swojego żartu, po czym opuścił mój pokój.

Moja rodzina zastępcza naprawdę starała się, żeby niczego mi nie brakowało. Helen była o wiele bardziej zdystansowana, ale to zrozumiałe, ze względu na to, że nigdy nie miała własnych dzieci. Doceniałem to, że ze względu na mnie postanowili zmienić swoje życie, byli dobrymi ludźmi.

Nagle ponownie usłyszałem pukanie do drzwi:

- Coś się stało Gabe? - zapytałem, nawet nie odwracając głowy w kierunku drzwi.

- Hej? - powiedział niepewnie jakiś głos. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem wysokiego blondyna stojącego w wejściu do mojego pokoju. - Twoi rodzice mnie wpuścili. Chciałem zapytać czy nie potrzebujesz podwózki?

- Cześć Lucas! - podszedłem do niego, po czym wymieniliśmy się męskim uściskiem dłoni. - Jasne, wielkie dzięki. Miałem właśnie do ciebie dzwonić, bo nawet nie wiem gdzie mieszka Rose. - zaśmiałem się lekko z faktu, że idę się bawić z obcymi ludźmi, których widziałem raz na oczy. To nie było w moim stylu.

- Serio? - odwzajemnił mój śmiech. - Jesteś już gotowy? - zapytał zmieniając temat.

- Nawet nie zacząłem się jeszcze szykować, ale zmienię tylko ciuchy i możemy ruszać.

Po tych słowach podszedłem do szafy i wyjąłem z niej czarną dopasowaną koszulkę z logo pewnego zespołu, a do tego dobrałem ciemno-granatowe rurki. Na to postanowiłem założyć moją kurtkę z naszyfkami.

Nie wiedziałem, czy powinienem przebierać się przy Lucasie, czy lepiej wyjść z pokoju żeby go nie stresować, ale nie chciałem zostawiać go samego w moim pokoju. Po drugie mamy razem wychowanie fizyczne, więc to nie powinno być niczym dziwnym. Mimo to odwróciłem się do niego plecami, po czym zdjąłem spodnie szybko zmieniając je na inne i prawie się przy tym nie potykając. Następnie ściągnąłem moją koszulkę.

- Philip - odwróciłem się przodem do blondyna, wciąż trzymając świeżą koszulkę w dłoni. - Rose właśnie do mnie napisała, żebyśmy w drodze do niej wpadli jeszcze do sklepu, po ręczniki papierowe. NIe masz nic przeciwko? - Dopiero wtedy podniósł na mnie wzrok i momentalnie się zarumienił. Ja dopiero teraz zrozumiałem, że stoję przed nim półnagi.

- Ćwiczysz? - zapytał wciąż nie odrywając wzroku od mojego brzucha.

- Tak - odpowiedziałem krótko, zadowolony z tego, że rok temu pomyślałem o swoim ciele i trochę je podrasowałem. - Możemy pojechać do tego sklepu, tak jakby co.

Na moje słowa Lucas uśmiechnął się lekko, a ja szybko ubrałem swoją koszulkę, wziąłem do ręki telefon i stanąłem przed lustrem, żeby choć trochę poprawić włosy

- W takich ci lepiej, nie układaj ich - zobaczyłem w lustrze, że Lucas patrzy się na moje włosy i lekko kiwa na nie głową. Skinąłem na blondyna, dając do zrozumienia, że nie mam zamiaru ich ruszać i że jestem już gotowy. Pożegnałem się jeszcze z Helen, wychodząc z domu. Na odchodne powiedziałem jej, żeby się nie martwiła, bo jakby impreza skończyła się późno, będę spał u Rose.

Zapakowałem się na motor Lucasa, a on skierował się do najbliższego sklepu, by kupić rzeczy na przyjęcie. Z tego co się dowiedziałem, jego dziewczyna mieszkała w sporym domu, a impreza odbywała się na ogrodzie, z ogniskiem. Miałem wrażenie, że dziś blondyn z uwagi na to, że pierwszy raz jechałem motorem, bardzo się hamuje, nie wykonując żadnych ekstremalnych sztuczek, a nawet jadąc z poprawną prędkością. Podczas jazdy obejmowałem go lekko w pasie i chłonąłem widoki oświetlonych dróg, ogromnych pól ze zbożem, oraz lasu, chowającego się w cieniu. Po niespełna piętnastu minutach byliśmy na miejscu.

Sklep okazał się zwykłym osiedlakiem, z małą ilością produktów, oraz ze słynną panią Evą za kasą. Podobno ta staruszka, prowadzi ten sklep z dziada, pradziada i zna każdego mieszkańca w tym mieście. Oprócz tego jest głównym źródłem plotek, (może zastępuje tutaj Twitter'a). Po skasowaniu dziesięciu opakowań papieru, zaczęła dokładnie skanować mnie wzrokiem, na co speszony odwróciłem głowę.

- Jesteś tu nowy? - spytała z podejrzanym błyskiem w oku.

- Tak, wprowadziłem się niedawno.

- Przepraszam, ale spieszymy się na imprezę - wtrącił się Lucas, po czym szybko zapłacił i wyszedł ze sklepu ciągnąc mnie za rękę.

- Co cię napadło - zapytałem niezbyt rozumiejąc jego hamskie zachowanie.

- Gdybyśmy teraz nie przerwali tej rozmowy, ta kobieta wyciągła by z ciebie wszystkie informacje, a jutro całe miasto wiedziałoby, twoją historię życia. Przy niej lepiej siedzieć cicho.

- Dzięki - odpowiedziałem po prostu.

Potem znów wsiedliśmy na motor i odjechaliśmy w stronę domu Rose. Miałem ogromną nadzieję, że nie będę żałował mojej pierwszej imprezy w tym mieście.

***

Bardzo was przepraszam, za aż tak długą nieobecność. Mam nadzieję, że wciąż są tu osoby, które z chęcią przeczytają to opowiadanie. Jeśli macie jakieś uwagi piszcie w komentarzach ;).

Rozdział ten, był takim wstępem do imprezy u Rose. 

Do zobaczenia!  

I'm a freak - PhilkasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz