Rozdział 5

642 85 13
                                    

-Matko Wiosno, ale z ciebie frajer.-Zaśmiałam się w twarz Markusowi.

-Wcale nie!-Tupnął nogą jak małe dziecko.-Po prostu nigdy się tym nie interesowałem...-Zaczął się bezsensownie tłumaczyć, a na jego twarzy ze złości pojawił się szkarłatny rumieniec. Wyglądał przeuroczo...

-Twoja siostra jest lepszym lekarzem gdy wiej żyłach płynie wódka z zaledwie kilkoma promilami krwi!-Zachichotałam jak idiotka. Sama sytuacja w ogóle mnie nie śmieszyła, ale pijana Elka składająca do kupy Amadeusza i jego żonę już tak. Dziewczyna ledwo trzyma się na nogach, a i tak jest najlepszym medykiem w swoim królestwie. No i widok jak Markusa coś skręca od środka jest cudowny... Sześćset lat za nim, a jego (pijana) młodsza siostrzyczka i tak jest od niego lepsza.

-Jestem za to dobry w wielu innych rzeczach!-Dalej się nieudolnie bronił.

-Pewnie ci czasu na praktykę zabrakło...-Zakpiła, a on, o dziwo, uśmiechnął się tylko szelmowsko na mój przytyk.

-No wiesz kochanie, byłem zajęty trenowaniem innej sztuki, którą nawet otumaniony lekami byłem w stanie ci pokazać.-Oj pokazał, pokazał. Zaczerwieniłam się po same koniuszki palców na wspomnienia z Sali medycznej. Markus widząc to, zrobił krok w moją stronę.-Choć myślę, że w takim stanie nie pokazałem pełni swoich możliwości.-Dokończył całkowicie pokonując dzielącą nas odległość. Nie byłam wstanie się nawet ruszyć. Oj Ruby twój mózg chyba zrobił sobie wakacje... Z otępienia wyrwało mnie mocne trzaśnięcie drzwiami.

-Frajerzy będą żyć!-Wydarła się Elizabeth z progu.-Jakim to trzeba być glurbakiem żeby dać się otruć po tym jak samemu wytruło się całą swoją rodzinę, wrogów politycznych, potencjalnych wrogów politycznych, zbyt upierdliwych zwolenników...-Księżniczka w jednej chwili skończyła swoją tyradę, gdy zobaczyła nas w dość jednoznacznej sytuacji. Popatrzyła na nas karcącym wzrokiem.

-Czy wy, do stu tysięcy ogarów, nie możecie znaleźć sobie wreszcie pokoju?!-Krzyknęła, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

***

-Durne glurbaki... Zamiast zająć się odzyskiwaniem planety, albo chociaż wygraniem wojny, którą tak jakby wywołali, wolą badać swój stan uzębienia... Za to ja skacowana, pozbawiona, przez durne wizje matki, snu już od przeszło czwartej doby muszę ogarniać wojnę, trucicieli, zaopatrzenie nowych robotów i pierdyliard innych rzeczy...-Mój zamglony umysł zarejestrował tyradę księżniczki Technikali, ale skąd ona w mojej komnacie. Nie zastanawiając się nad tym przesunąłem ręką po łóżku szukając Bereniki. Matko Wiosno, co to jest? Otworzyłem oczy plącząc się w setkach kabli przyczepionych do mojego ciała. Nagle wspomnienia uderzyły we mnie jak grom z jasnego nieba. Adam... Zabije gnoja, jak nic go zamorduje. Jak on śmiał podnieść na mnie i moją żonę swoją pomarszczoną łapę?! Matko Wiosno... Moja żona! Szarpnąłem kablami chcąc jak najszybciej udać się do Bereniki..

-Ucisz się pieprzony trucicielu...-Syknęła ze złością Elizabeth przykładając głowę do ściany. Spojrzałem na nią delikatnie oszołomionym wzrokiem. Czy ona właśnie ma kaca?

-Moja żona...-Szepnąłem przez wysuszone gardło, no co otrzymałem nienawistne spojrzenie księżniczki.

-Żyje i może się jeszcze kiedyś nawet obudzi.-Krew zastygła mi w żyłach na jej słowa. Jak to może? Ja chce żeby już się obudziła i to najlepiej obok mnie...

-Gdzie ona jest?-Spytałem przezwyciężając suchość w gardle. Elizabeth westchnęła.

-W Sali obok. Jej stal jest stabilny, ale no cóż nie za dobry.-Odpowiedziała wystawiając głowę za okno.

-Mogę do niej pójś...- Zacząłem mówić, ale gniewny głos Elki szybko mi przerwał.

-Morda w kubeł i won do tej twojej trucicielki!

***Przewodnicząca rady siedmiu***

Nie mam zielonego pojęcia jak Ruby radziła sobie z tą bandą onanistów. Mnie po dwóch dniach szlak trafił, ale zarówno to jak i królowa to już przeszłość. Z uśmiechem na twarzy stanęłam przed mównicą.

-Drogie społeczeństwo Atlantydy, po zdradzie królowej to właśnie my, rada siedmiu, przejęliśmy władzę, ale niestety na naszej drodze stanęły pewne smutne okoliczności. Ditto okazał się zdrajcą w równym stopniu jak Ruby. Od początku wspierał wroga-władcę Terrari, a resztę członków rady, poza mną, spotykał nieszczęśliwy wypadek. Wszyscy zginęli pod kołami autobusu. Wiem, że to ogromny cios dla naszego kraju, ale wieżę, że wspólnie uniesiemy ciężar odpowiedzialności, który spadł na nasze barki. Dziękuję.-Skończyłam przemowę, a na Sali rozbrzmiały gromkie brawa. Nigdy nie myślałam, że władza będzie taka łatwa.

***

Drogi dzienniczku, tu znowu Ghrom. Nie piszę daty, bo straciłem rachubę ile już tu jestem. Powoli zaczyna tracić nadzieję na ratunek. Czas poszukać nowej pracy...

Gorący jak lódOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz