9. Pożegnanie

19 1 3
                                    

Chłopiec zatrzasnął za sobą drzwi wejściowe do swojego domu. Zmęczony oparł się o ścianę i przez krótką chwilę wpatrywał się w wieszak, na którym powinny znajdować się kurtki i płaszcze. Brakowało cienkiej kurtki Sierry oraz mamy, być może robią zakupy. Zdjął buty i położył je w kącie, zaraz koło koszyka z różnymi kapciami, a następnie wkroczył do swojego królestwa. Był uradowany, że po takim dniu może wrócić cały i zdrowy do domu. Już go nie obchodziło to, że dzisiaj próbowały go zabić dwie osoby. Teraz  był bezpieczny. 

Mozolnym krokiem przemierzał korytarz, aby dotrzeć do drewnianych schodów na piętro, gdzie znajdował się jego pokój. W połowie drogi jednak skręcił do kuchni - zaschło mu w gardle. 

- O, jesteś! - zawołał tata, który tak samo przebywał w tym pomieszczeniu. - Gdzieś ty się tyle włóczył?

Ojciec Leonarda wyglądał prawie że identycznie jak jego syn. Chociaż, można by rzec że jest na odwrót. Jedynymi różnicami w ich wyglądzie była kozia bródka na twarzy ojczulka oraz krótsze włosy. Leo nie przepadał za wizytami u fryzjera. Różnica wiekowa też najmniejsza nie była.

- Lepiej nie pytaj... - odparł chłopiec, chcąc uniknąć niekomfortowej rozmowy. Chociaż, przez jego myśl przeszła niczym strzała jedna koncepcja.

- Tato, jest sprawa.

- Co jest?

- Nie pożyczyłbyś mi na chwilę swojej ładowarki do telefonu?

Ojczulek spojrzał na niego z pytającym spojrzeniem. Wciąż przeszywając nim swojego syna, wypiął z gniazdka obok okna ładowarkę i podał mu ją. 

- A po co ci ona? Masz inną markę...

- Potrzebuję na chwilę, poważnie. Oddam ci ją za niedługo.

- Ok, jak tam chcesz. - rzekł ojciec, po czym podszedł do lodówki i wyciągnął z niej puszkę piwa. - Chciałbyś trochę?

- Nie dzięki, nie piję. - odparł szybko chłopak, po czym chwyciwszy swoją torbę z ziemi pobiegł na górę. 

- I tak bym ci nie dał bo by mi nie starczyło. - pomyślał tatuś, otwierając boski napój. 


Leo z niecierpliwością czekał, aż czarny ekran komórki zastąpi się czymkolwiek innym co by oznajmiało, że dobrze działa i ma szansę się włączyć. Minęła chwila od podłączenia ładowarki, ale od tego czasu nic się nie wydarzyło. 

- Ile to jeszcze zejdzie? - chłopiec zaczął tracić cierpliwość. W końcu jego oczekiwanie dobiegło końca - na rozbitej komórce pokazało się logo marki, a po chwili zagrał wesoły dzwonek. Telefon nareszcie się włączył. 

Uradowany ujął komórkę w rękę i czekał z niecierpliwością, aż będzie mógł się dowiedzieć o sekretach, jakie skrywa ten przedmiot. Chelsea jednak miała rację... "w zasadzie, kiedy nie miała", pomyślał chłopiec. 

Parę sekund potem twarz Leo przybrała smutną, albo też i zdenerwowaną minę. Jego przypuszczenia sprawdziły się - komórka posiadała hasło. Maksymalna ilość cyfr do wpisania to cztery. 

- Jasna cholera... - zaklął Leo, odkładając komórkę. - Szansa na to że trafię to hasło zanim zablokuję ten telefon jest jak jeden do miliona... czyli mam przekichane. I ja sobie robiłem nadzieję...

Westchnął, po czym wstał z łóżka. Wykończony i pozbawiony nadziei skierował się w stronę okna, aby wpuścić trochę świeżego powietrza. Robiło się gorąco. 

- Co mam teraz zrobić...? - pomyślał, wyglądając przez okno na rozjaśnione przez lampy osiedle. Wpatrywał się w jakiś punkcik daleko stąd, kiedy nagle doznał olśnienia. Wpadł na pewien pomysł - ryzykowny i może się nie udać, ale można spróbować.

The game has begun.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz