1 - Ciekawość - Pierwszy Stopień do Piekła

126 18 0
                                    

- Wonho, otwieraj wreszcie, chce mi się srać! - Hyungwon znowu darł się na cały dom, jakby 2 godziny w łazience to było dużo czasu. 
- Zaczekaj, pozbędę się oparów mojej zajebistości. - Przewróciłem oczami, stojąc cały czas przed lustrem.
Jeszcze tylko ostatnia poprawka fryzury i... voila! Wyglądałem niczym grecki bóg po odwiedzinach stylisty.
Hyungwon musiał się już strasznie niecierpliwić. Zaczął co chwila stukać w drzwi i nie przestawał, dopóki nie wyszedłem.
- Wreszcie! Ileż można czekać? - Rzucił mi gniewne spojrzenie, a ja uśmiechnąłem się do niego niewinnie. 
- Muszę jakoś wyglądać na rozdaniu nagród, prawda? - Hyungwon wszedł do łazienki, ale ja kontynuowałem. - Nie codziennie dostaje się nagrodę za najładniejszą twarz roku, prawda? 
Mój chłopak tylko mruknął coś pod nosem, czego nie można było zinterpretować inaczej niż "daj mi srać".
Nagle mój telefon w kieszeni zawibrował i jednocześnie wydobyła się z niego chwytliwa melodyjka, a dokładniej Dog Song. Wyjąłem telefon z kieszeni i zerknąłem na wyświetlacz, po czym kliknąłem na zieloną słuchawkę na ekranie.
- Halo, Changkyun? Jak znowu dzwonisz, żebym posłuchał jęczącego Kihyuna, to wybacz, ale się śpieszę. - Właśnie miałem nacisnąć czerwoną słuchawkę, ale usłyszałem donośny głos I.M'a, lecz zrozumiałem tylko jakiś bełkot. - Możesz powtórzyć? 
- Aishh, Wonho, mam prośbę - przyjaciel mówił to bardzo poważnym tonem. - Miałem odebrać Kihyuna z domu jego rodziców na wsi, ale mój samochód nie chce odpalić. Wiesz jak to jest zimą, prawda? - Changkyun westchnął cicho, przez co w moim telefonie rozległo się cyfrowe ahhhhh. - Masz jeszcze trochę czasu, prawda? Mógłbyś go podrzucić chociaż do miasta? 
Zrobiłem minę typu poker face, chociaż I.M nie mógł tego zobaczyć.
- Co będę z tego miał? - zapytałem na żarty.
- Talon na balon - odparł ze śmiechem Changkyun.
Sam nie mogłem powstrzymać się od cichego chichotu.
- No dobra, wyślij mi dokładny adres sms'em. Rozłączam się. Pa!
- Dzięki, Hoseok! - Zdążył odpowiedzieć, a ja wraz z zakończeniem jego zdania, nacisnąłem czerwoną słuchawkę.
Zaczekałem może 10 sekund, a doszedł do mnie sms z adresem.
Po chwili z łazienki wyszedł Hyungwon, a na jego twarzy zagościł lekki uśmiech na mój widok.
- Będziemy musieli jeszcze gdzieś zajechać - zakomunikowałem mu i podszedłem do niego, obejmując go w pasie i lekko całując w usta. 
- Okej - Won pokiwał głową a jego uśmiech stał się szerszy, gdy musnąłem jego usta ponownie.
Ostatni raz przejrzałem się w lustrze, zawieszonym w korytarzu i poprawiłem kołnierzyk swojej koszuli w lekkich odcieniach błękitu. Szybko nałożyłem na siebie kurtkę. Wyglądałem perfekcyjnie, jak zawsze. Posłałem sam sobie buziaczka w lustrze i spojrzałem na swojego chłopaka, ubranego równie elegancko jak ja. 
Miałem ochotę zedrzeć z niego te ciuszki i.... nie ważne. 
Oboje wyszliśmy z mieszkania, zamykając drzwi, po czym wsiedliśmy do mojego czarnego SUV'a. Odpaliłem samochód i jak to w każdych romantycznych filmach, położyłem swoją prawą dłoń na jego lewej dłoni. Świetnie sobie radziłem w prowadzeniu tylko jedną ręką, przecież jestem uzdolnionym kierowcą. 
Sam nie wierzyłem, że robię to dla Changkyuna. Fakt, że pomoc jemu, a raczej Kihyunowi, zajęłaby tylko 15 minut, ale te 15 minut mógłbym przeznaczyć na przykład na oglądanie por... ażająco pięknych kwiatów na wystawie u pani Lee! 
- Jak myślisz - zaczął Hyungwon - Minhyuk przyjdzie Ci pogratulować? Ostatnio się z nim pokłóciłeś. 
Wzruszyłem obojętnie ramionami.
- A jak nie, to co? - odpowiedziałem nie odrywając wzroku od drogi. - Ja go nie będę przepraszał za to, że mam od niego ładniejszą twarz. Po za tym jest zazdrosny o Ciebie i tyle. 
- Hyuung, nie możesz się z nim wreszcie pogodzić? - Won odwrócił swoją głowę w moim kierunku, ale ja zawzięcie wpatrywałem się przed siebie. - Wiesz, że jestem tylko Twój, prawda? - Zrobił minę zbitego szczeniaczka. Widziałem wszystko kątem oka, ale starałem się nie ulec mu. 
- Wiem, Wonnie - odparłem i zatrzymałem auto na trochę dalej domu rodziców Kihyuna. Wolałem nie wjeżdżać na oblodzone podwórko. Jednak Kihyuna nigdzie nie było widać. 
- Co my właściwie tu robimy? - spytał skołowany pasażer. 
- Później Ci wyjaśnię. Zaczekaj tu, dobrze? - Zapytałem i przysunąłem się do niego, składając krótki, czuły pocałunek na jego ustach. - Zaraz wracam.
Młodszy zrobił kształt kółka z palca wskazującego i kciuka, próbując powiedzieć "okej".
Posłałem mu ostatni uśmiech i wysiadłem z samochodu, zamykając następnie drzwi.
Żeby wejść do domu, należało przejść przez podwórko skute lodem, ominąć budę rottweilera, a na koniec, jakby tego jeszcze było mało, ominąć niespodzianki pozostawione przez małego, szczekającego jamnika. Szczerze nienawidziłem tych psów.
Znalazłem się na pierwszym etapie placu boju. Dzielnie przemierzałem skutą lodem dróżkę. Właściwie nie szedłem, tylko ślizgałem się na podeszwach butów. 
Udało mi się pokonać lodową drogę.
1:0 dla Wonho.
Wreszcie przyszła kolej na czarno-brązową zmorę. Pies tylko czyhał na mnie. Gdy tylko wkroczyłem na jego teren, zaczął szczekać i podbiegł w moim kierunku. Całe szczęście, łańcuch trzymał go mocno. Miałem trochę miejsca, żeby przemknąć się obok zwierzęcia. Włączyłem 4 bieg i jak błyskawica przebiegłem przez teren NIEchroniony. 
2:0 dla Wonho.
Właśnie wtedy moim oczom rzuciła się książka. Podszedłem do niej bliżej, omijając przy tym wielką niespodziankę jamnika. Schyliłem się po książkę i wziąłem do ręki. Wyglądała jak stara Biblia, oprawiona w twardą okładkę, prawdopodobnie ze skóry. Wyglądała na dość starą, ale nie na tyle starą, żeby nie dało jej się czytać. 
Zrobiłem dziwną minę.
Po co ktoś miałby to wyrzucać? Stare księgi można sprzedać w lombardzie, jest z tego trochę pieniędzy.
Wzruszyłem ramionami zdziwiony tym faktem, ale pomyślałem, że książka wypadła przez okno, pod którym akurat leżało znalezisko. 
- Wonho! - Krzyknął nagle Kihyun, taszczący za sobą wielką torbę z ubraniami.
- Kihyun! - Mój wzrok spoczął na rudzielcu, męczącym się z bagażem. - Masz pojęcie co ja musiałem przejść, żeby tu dojść?
- Niech zgadnę. Puszka? - chłopak aktorsko uniósł i opuścił brwi.
- Puszka? Ta bestia ma na imię Puszek?! - odpowiedziałem poirytowany i skinąłem głową, żeby się pośpieszył. - Chodź, nie mamy całego dnia - pośpieszyłem go. Po chwili przypomniałem sobie, że trzymam w ręku książkę. - Nie wypadła Ci przypadkiem? - Uniosłem rękę, ukazując mu starodruk. 
- Właśnie miałem się pytać, po co Ci ta książka - wzrok chłopaka spoczął na omawianym przedmiocie. - Skąd ją masz?
- Znalazłem ją tu - wolną ręką wskazałem dokładne miejsce.
- Pewnie ktoś ją tu wyrzucił, sąsiedzi lubią płatać figle moim rodzicom. Nie śpieszysz się przypadkiem?
- Racja. Chodź. - Machnąłem ręką, udając że nie obchodzi mnie to, ale wziąłem księgę ze sobą. 
Kihyun pomógł mi się przeprawić przez "strefę zagrożenia". Jakimś cudem, ta czarna niczym smoła bestia, staje się spokojna, słysząc słodki głos rudzielca.
Wreszcie dotarliśmy do mojego samochodu. W zamian za pomoc przy Puszku, sam załadowałem bagaż Kihyuna do bagażnika, a on w tym czasie wsiadł do środka i zajął tylne siedzenie. 
Już po krótkiej chwili wszyscy siedzieliśmy w aucie. Książkę rzuciłem przy przyjacielu, który nawet nie zwrócił na to uwagi.
Wziąłem ją tylko z ciekawości.
Jak to mówią, ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
W moim przypadku, faktycznie był to pierwszy stopień do piekła. 

I Am An Open Book | 2wonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz