2 - Czym Jest Życie Bez Ryzyka?

77 16 0
                                    

- Kihyun, wysiadaj - rozkazałem przyjacielowi, gdy już byliśmy na obrzeżach miasta, śpiesząc się na rozdanie nagród. Chłopak wręcz wyskoczył z auta, od razu zabrał swój bagaż i udał się w swoim kierunku. 
Ja jak głupi musiałem zgasić samochód, a gdy spróbowałem znowu go odpalić, on nie miał ochoty ruszyć nigdzie dalej. 
- Aish... - Przeklnąłem pod nosem i spojrzałem na Hyungwona, który był w tym momencie wyraźnie zaniepokojony. - Poszedłbyś sprawdzić co się stało? - poprosiłem, a moja mina stała się miną zbitego szczeniaczka. 
Hyungwon nigdy nie był dobry w odmawianiu, więc westchnął ciężko i przewrócił oczami.
- Jasne, księżniczko. - Chłopak jeszcze pokręcił głową, po czym nacisnął klamkę i wysiadł z auta, trzaskając głośno drzwiami, chociaż nie ze złości, ale raczej z przyzwyczajenia. 
Oczywiście sam potrafiłbym sprawdzić co się dzieje z autem, ale nie mogłem pobrudzić się przed ważnym wystąpieniem. Może było to trochę samolubne, ponieważ Won też był elegancko ubrany, ale wolałem nie ryzykować.
Przez szybę patrzyłem na jego sylwetkę, ale po chwili skryła się za maską SUV'a. 
Wraz z utratą widoku na mojego chłopaka, zaczęło mi się nudzić. Obróciłem głowę w stronę tylnego siedzenia, przypominając sobie o książce. Dopiero teraz zaczęło mnie ciekawić, co takiego jest w tej lekturze. Często w filmach w księgach są tajne skrytki, w których jest schowała na przykład broń, narkotyki, tajne dokumenty albo to schowek na słodycze.
Może znajdę tam pocky? Mój brzuch byłby bardzo zadowolony, chociaż mojemu dietetykowi nie spodobałoby się to. Ale czym jest życie bez ryzyka?
Ciekawość wygrała i musiałem nieco wygiąć ciało, żeby dosięgnąć foliału. Gdy już znalazła się w moich rękach, oparłem ją dodatkowo o kolana. W dotyku była dość chropowata, a strony były widocznie nierówne. Niektóre wystawały poza pryzmat reszty kartek, przy brzegach były widoczne ślady wizyty korników, bądź po prostu strony kruszyły się. Cała okładka była koloru jasnego brązu, z delikatnymi odcieniami szkarłatu. Na samym środku był znak, na pierwszy rzut oka wydawał się on złoty, ale tak naprawdę był to po prostu kawałek jakiegoś twardego materiału, na który ktoś nałożył dość grubą warstwę sztucznego złota. Dało to jednak zamierzony efekt. Symbol był w kształcie dwóch trójkątów równobocznych, skierowanych jakby w prawą stronę. Jeden z trójkątów był nałożony na drugi, przez co wyglądały mniej więcej jak znak przyśpieszenia.
Nie mogąc się powstrzymać, otworzyłem księgę. 

Ogarnęło mnie zdziwienie, gdy zobaczyłem pierwszą stronę. Było tam zdanie w języku, którego nie znałem. Rękopis był idealnie prosty, jakby robiony przy linijce. Aczkolwiek moją uwagę najbardziej zwrócił obraz. Był już trochę wyblakły, ale można było zobaczyć prawie wszystko. 
Taka jest właśnie zaleta starych ksiąg, były porządnie tworzone, a ilustracje były wykonywane z takiej samej substancji, jak złoto na okładce.
Rysunek przedstawiał dwóch ludzi, a dokładniej były to sylwetki mężczyzn, z taką różnicą, że postać po lewej stronie była nieco mniejsza od tej po prawej. 
Przeszedłem do następnej strony, gdzie rozciągało się jedynie pismo. Tak jak poprzednio, nie znałem języka, więc nie potrafiłem zrozumieć z tego ani słowa. 
Przewijałem tak jeszcze kilka kartek. 
Wyglądało na to, że jest to jakaś stara opowieść. Na mniej więcej 20 stronie znajdował się już trochę bardziej widoczny obraz, który przedstawiał staruszka z siwobiałą brodą, w żółtobrązowej szacie, ciągnącej się aż do ziemi. 
Na kolejnej stronie znajdował się już kolejny nagłówek. Szybko zorientowałem się, że nie jest to to same pismo, które rozciągało się przez poprzednie strony. Po chwili również dostrzegłem, że jest jest pisane w innym języku, którego również nie znałem. 
Przekartkowałem powoli połowę książki, przy czym nieco dłużej zatrzymywałem się, żeby popatrzeć na obrazki.
Do tej pory książka wyglądała tak:
Strony 1-20 - najprawdopodobniej nieistniejący już, starożytny język, na ostatniej stronie był przedstawiony wizerunek staruszka z brodą. Stał prosto, a ręce miał swobodnie opuszczone przy ciele. Jego twarz nie wyglądała jednak na zadowoloną.
Strony 21-40 - również starożytny język, na ostatniej stronie widniał obraz młodej Europejki, przyodzianej w różową suknię. Wyglądała jak księżniczka, chociaż nie miała korony. Jej postawa świadczyła o tym, że właśnie ma do kogoś podejść, jej włosy jakby załapały podmuch wiatru, przez co kilka kosmyków blond loków unosiło się kawałek nad ramieniem, a z jej oczu biła nadzieja. Nie zdziwiłbym się, jeśli ta opowieść byłaby na przykład o damie, uwięzionej w wieży, strzeżonej przez smoka.
Strony 41-60 - tutaj został użyty język z "naszych" czasów. Możliwe, że był to język hiszpański, ale nie byłem pewny. Na końcu była ilustracja, ukazująca najprawdopodobniej afrykańskiego chłopca, w wieku około 14 lat, ubranego w białe, szerokie spodnie i tego samego koloru, obszerną bluzę na zamek. Jego mina wyrażała rozczarowanie, stał na baczność i patrzył się prosto przed siebie. Czułem, jakby to właśnie na mnie spoglądał.
Strony 61-80 - nie mógłbym nie poznać języka chińskiego, lecz znałem jedynie podstawy chińskiego. Na obrazku na ostatniej stronie był Chińczyk, mniej więcej w moim wieku. Jego ubiór był co najmniej dziwny, zbyt kolorowy jak na mój gust, ze zbyt wieloma elementami. W ręku trzymał nóż, co mnie trochę zaniepokoiło. Najpierw myślałem, że to stare opowieści dla dzieci, ale najwidoczniej  myliłem się. Jednak tym razem pod obrazkiem było coś zapisane. Po dłuższej weryfikacji przez mój mózg, udało mi się przeczytać napis Jackson Wang

Właściwie to na 80 stronie kończyły się zapiski. Reszta księgi to zwyczajne, puste, nieco pożółkłe kartki. 
Nagle zrobiło mi się dziwnie ciepło. Rozpiąłem kurtkę, ani na sekundę nie odrywając się od lektury. Jeszcze raz rzuciłem okiem na obrazek Chińczyka. Po dokładnym przyjrzeniu się, jego twarz wcale nie wyglądała na smutną, raczej na zdeterminowaną do walki.

Chociaż wiedziałem, że nic tam nie znajdę, przerzuciłem kartkę na drugą stronę. 
Oczy mi o mało z orbit nie wypadły, gdy zobaczyłem na stronie 81 nagłówek, którego wcześniej tam nie było. Nie zdziwiłbym się, gdyby to było coś w stylu tytułu "Księżniczka i Żaba", pomyślałbym, że to po prostu przeoczyłem, lecz był to duży napis "Jak zmieniłem życie Hoseoka". 

Moje serce nagle przyśpieszyło. 
W tej samej sekundzie usłyszałem głośne pukanie w szybę. Jak najszybciej potrafiłem, zamknąłem książkę, a donośny oddźwięk rozniósł się w samochodzie. Już po chwili rzuciłem księgę na tylne siedzenie i spojrzałem przez okno i uchyliłem je.
- Witam. Czy coś się stało? - Przez okno wyjrzał starszy Koreańczyk, przyodziany w strój policyjny. Spojrzałem na niego zaskoczony, ale przypomniałem sobie, że Hyungwon sprawdza co się stało z samochodem. 
- Ah, nie. Przyjaciel właśnie sprawdza co się stało z samochodem. - Kciukiem pokazałem przez szybę na uniesioną maskę auta.
- Przyjaciel? - spytał podejrzliwie mężczyzna, a jego brwi powędrowały w górę.
- To znaczy... - zacząłem, ale policjant wtrącił się.
- Tu nie ma nikogo oprócz Ciebie. Jesteś pewien, że w porządku? 
Jak to nikogo nie ma? Czy on jest ślepy? 
- Jak to nikogo nie ma? - odpowiedziałem szybko i od razu nacisnąłem klamkę, żeby wysiąść z pojazdu. Koreańczyk odsunął się, robiąc mi miejsce, a ja poszedłem mniej więcej na przód samochodu. Dla pewności rozejrzałem się, ale niestety, musiałem przyznać rację nieznajomemu.
Ale gdzie jest Hyungwon? Dałbym sobie głowę uciąć, że przed chwilą tu stał.
- Jeśli wszystko w porządku, to jedź i nie utrudniaj innym jazdy - poinformował szorstko policjant.
Przytaknąłem mu, lekko się kłaniając i zamknąłem maskę SUV'a, po czym znowu do niego wsiadłem. Obróciłem się do tyłu, żeby znowu wziąć książkę, ale nie było jej tam. 
- Ha ha ha, Hyungwon, bardzo zabawne - wywróciłem oczami - a teraz wyłaź - rozkazałem nieco głośniej.
Lecz nikt nie odpowiadał. 
Zrobiło mi się gorąco. Najpierw myślałem, że to z nerwów, jednak zorientowałem się, że coś nie gra.
Słońce świeciło dziś naprawdę jasno, a dookoła znikły resztki śniegu. Słychać było ćwierkanie ptaków, chociaż na drzewach wciąż nie było liści.

Albo jestem w ukrytej kamerze, albo śnię.
Szybko uszczypnąłem się w policzek, ale nie czułem się, jakbym spał. 
Więc ukryta kamera?
Ale jak mieliby zmienić zimę w wiosnę?
Znowu wyszedłem z auta i zamknąłem je. Wziąłem głęboki oddech, zaciągając się powietrzem. Było ono ciepłe, ale orzeźwiające. Zrobiłem kilka kroków przed siebie, wchodząc na chodnik, następnie zatrzymałem się i rozejrzałem dookoła, nie wiedząc, dokąd właściwie idę. Gdyby Hyungwon tu był, to od razu by przyszedł. Z resztą, takie żarty nie są w jego stylu. 
Postanowiłem przejść się. Zacząłem zmierzać przed siebie, a dokładniej gdzie mnie nogi poniosą. 
Odszedłem naprawdę daleko. Właściwie, to już nie wiedziałem, jak wrócić do samochodu. Na szczęście miałem przy sobie telefon i portfel. Czułem, jakbym wcale nie znał Seoulu. Właściwie to całkiem zapomniałem o rozdaniu nagród. 
- Wonho! - Usłyszałem niski głos i od razu spojrzałem w kierunku, z którego dobiegał. Moim oczom ukazał się Jooheon, dawny "kolega" ze szkoły. Nigdy go nie lubiłem, był zwyczajnym gangsterem. - Siadaj! - przyjaźnie zaproponował czerwonowłosy.
- Czego chcesz? - odburknąłem mu.
- Ale co tak ostro? - zapytał poirytowany Koreańczyk. - Co Ty w ogóle masz na sobie? To do Ciebie nie pasuje. - Podszedł do mnie i gdy stał przede mną, wsadził dłonie do kieszeni.
- Przecież dziś jest rozdanie nagród.
Jooheon miał minę, jakbym właśnie obwieścił mu, że jestem królową Anglii.
- Rozdanie nagród? Chyba wygrałeś pierwsze miejsce za głupotę. Znowu piłeś? 
- Ja i alkohol?! - wybuchnąłem nagle.
Lee pacnął mnie ręką po włosach, które przez niego zaczęły wyglądać, jakby je wiatr potargał.
- Może jeszcze nie wiesz że mamy rok 2022, co? 
Po tej wiadomości osłupiałem. Rok 2022? Czy on nie zwariował? 
- I to niby ja piłem? Mamy 2017 rok - poprawiłem go.
- 2017? W 2017 roku to Ty byłeś jeszcze młodzikiem, ledwo umiejącym posługiwać się nożem. Chodź lepiej do mnie i wytrzeźwiej. 
- Zapomnij. Idę do domu.
- Do domu? Nie masz chyba na myśli więzienia? - Chłopak zaśmiał się chamsko. - Od tygodnia sypiasz u byle kogo poznanego na dyskotekach, znowu się gdzieś szlajałeś? Chodź.
Joo zaczął mnie popychać, nie dając nic powiedzieć. Właściwie, nie wiedziałem co powiedzieć. Chyba naprawdę miałem omamy.

I Am An Open Book | 2wonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz