"A dnia szóstego Bóg stworzył człowieka"
Podeszłam do drzwi. Tym razem zapukałam i usłyszawszy pozwolenie, weszłam do środka.Sala była średnich rozmiarów aulą, pośrodku której stał podłużny metalowy blat. Stół bywał wielokrotnie malowany różnoraką farbą, o czym świadczyły grube warstwy koloru, odpadające od konstrukcji. Na zakończeniach jego nóg można było dostrzec brązowozłotą rdzę. Wzdłuż leżały porozrzucane papiery, a na środku, na metalowym spodku stała mała, wypalająca się świeca.
Na początku funkcjonowania szpitala, jeszcze zanim nastąpił podział na Strefy, zasób prądu był dla każdego oddziału przydzielony w równych ilościach. Jednakże z czasem, gdy część generatorów uległa zniszczeniu, a w kolonii wystąpiła kategoryzacja, na lecznice nałożono ograniczenie związane z elektrycznością. Przez tą minimalizacje klinika funkcjonowała jedynie w określonych godzinach. Z racji, że była często oblegana przez chorych, nieraz ubiegano się o powrót do poprzedniego stanu. Niestety, z marnym skutkiem. Panujący wówczas rząd uznał to za zbytek i niepotrzebne marnotrawstwo surowca, który musi nam wystarczyć jeszcze na setki lat. Wskutek tego tysiące ludzi umarło z powodu licznych chorób. Do dzisiaj stanowi to problem, z tym wyjątkiem, że przyznana racja rozłożona jest na całe 24 godziny, przez co na raz może pracować co najwyżej 10 sprzętów medycznych o większej mocy. Dlatego też zwykle w gabinetach lekarzy i rzadko używanych korytarzach nie pali się światło. Gdyby nie zewnętrzne oświetlenie imitujące porę dnia, te miejsca byłyby spowite w egipskich ciemnościach.
Teraz popołudniowy blask żarówek wpadał przez okna pokoju, wspomagając dogaszającą się świeczkę.
- Cieszę się, że cię widzę - wyznał Sher i przytulił mnie, zanurzając swoją twarz w moich włosach.
- Ja też - odparłam chowając się w jego ramionach. Poczułam od niego charakterystyczny zapach potu, krwi oraz płynu do dezynfekcji, przez który mocno przebijała się woń perfum z bazarku pod zegarem. Wdychając tą mieszankę i tonąc w jego uścisku, miałam wrażenie jakby świat się zatrzymał, a my znowu byliśmy... Nie. Stop! Przecież obiecałam to sobie. Albo będą łączyć nas więzi czysto koleżeńskie, albo nigdy się nie znaliśmy.
Odepchnęłam go lekko, rumieniąc się i karcąc za posunięcie się o krok za daleko. Chłopak zmieszał się. Odwrócił wzrok i podszedł do okna. Odchrząknęłam. Bałam się, że na skutek powracających wspomnień, załamie mi się głos i nie będę brzmieć wystarczająco pewnie i twardo.
- Kazałeś mi przyjść, więc jestem.
- Czy musimy zwracać się do siebie tak oficjalnie? - zapytał, pomijając to co przed chwilą powiedziałam. - Przecież się znamy. Lexa! My byliśmy tak... - odwrócił się od okna i spojrzał na mnie z nadzieją.
- Byliśmy. Bardzo dobrze to ująłeś. Byliśmy, nie jesteśmy. - nie chcę do tego wracać. Nie teraz, kiedy są ważniejsze sprawy do wyjaśnienia. - Poza tym, byłeś moim lekarzem prowadzącym i doszło do sytuacji, jaka nie powinna mieć miejsca, a która może tobie zaszkodzić.
Sherwood, odwróciwszy się z powrotem plecami do mnie, wyglądał na świat znajdujący się poza budynkiem. Westchnął cicho zrozumiawszy, że nie dam się mu przekonać do zmiany zdania.
- Wracając do tematu, to co z moim tatą?
- Twój ojciec został ranny. - co on nie powie? Naprawdę? Bo nie wiedziałam, że coś takiego się stało! A chłopak, który wparował mi do mieszkania, kiedy byłam pół naga robił sobie ze mnie żarty!
CZYTASZ
Podziemne Miasto
Science FictionUWAGA z 2021! Opowiadanie pisane parę lat temu. Mogą mieć tam miejsce dziwne zjawiska - latające w powietrzu przecinki, pułapki wątkowe i dialogowe cegły. Wchodzisz na własną odpowiedzialność! Po Wielkim Wybuchu życie na powierzchni Ziemi stało się...