4.

68 11 10
                                    

"Przybyło Czterech Jeźdźców Apokalipsy. Na imię im było kolejno Wojna, Zaraza, Głód i Śmierć"


     Nim zdążyłam zareagować, otoczyła nas grupa żołnierzy. Stałam zdezorientowana i przerażona zaistniałą sytuacją. Mój mózg nie był w stanie pojąć, co się dzieje. Przecież wybrałam się na tą przechadzkę, tylko po to, aby zapomnieć o koszmarze i Łowcy o białych ślepiach, a nie żeby ładować się w kłopoty. Nie dlatego zdecydowałam się na opuszczone korytarze, aby wpaść na sztab uzbrojonych mężczyzn. W dodatku ten chłopak.

     Wojskowi mierzyli do nas z broni, wtem jeden z nich podszedł do chłopaka i uderzył go kolba w twarz. Zaatakowany upadł na ziemię, plując krwią. Naraz dwóch innych podeszło do niego i chwyciło pod ramiona, stawiając go do pionu.

- Panie Archer, z tego co mi wiadomo, to nasza rozmowa nie dobiegła jeszcze końca. - oznajmił dostojnie mężczyzna wchodzący do środka okręgu, który tworzyli uzbrojeni żołnierze, po czym uderzył chłopaka w brzuch. Ten zgiął się wpół, lecz podtrzymywany przez dwóch umundurowanych osobników, nie miał możliwości osunąć się na podłogę.

     Pomimo ogarniającego go bólu, uniósł dumnie głowę i splunął mówiącemu na buty mieszanką śliny i krwi. Facet spojrzał na niego z oburzeniem. Poczerwieniał na twarzy, zaciskając szczękę i napinając wszystkie mięśnie. Podniósł rękę, zamachnął się do tyłu, jednakże zanim jego dłoń zderzyła się ze skórą chłopaka, po korytarzu rozległ się czyjś głos.

- Quentin - odezwał się mężczyzna. - Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele.

     Rozpoznałam w nim jednego z dwójki Łowców, którzy ciągnęli niewidomego towarzysza. Spojrzał na mnie, przymrużając oczy.

- Co to za jedna? - zapytał, skinieniem głowy pokazując w moją stronę.

     Mężczyzna, który nazywał się Quentin, dopiero teraz mnie zauważył. Popatrzył na mnie, skanując wzrokiem od dołu do góry i z obojętnym wyrazem na twarzy oznajmił:

- Nie wiem. Jak przyszliśmy już tu była.

- Trzeba się jej pozbyć. - zamarłam. Skinął na jednego człowieka z szeregu. - Tucker, wiesz co robić.

     Poczułam jak oblewa mnie zimny pot. To się nie dzieje naprawdę... Widząc, jak jeden z uzbrojonych mężczyzn idzie w moją stronę, zaczęłam się wycofywać. Stawiałam kroki do tyłu, aż napotkałam na przeszkodę. Odwróciłam głowę i spostrzegłam szyderczy uśmiech innego ze strażników. Chciałam odejść od niego, ale ten złapał mnie, mocno zaciskając swoje dłonie na moich nadgarstkach. Wyrywałam się, chcąc uciec od napastnika. Wokół rozległ się jego stłumiony rechot.

- Spokój! - rozkazał Łowca.

     Zabrałam w sobie wszystkie siły, by następnie uderzyć agresora w splot słoneczny. Mężczyzna zgiął się wpół. Wykorzystałam okazję, kiedy poluźnił chwyt i ruszyłam pędem w szereg żołnierzy. Adrenalina buzowała we mnie, dodając sił. Jednym zwinnym ruchem prześlizgnęłam się między nogami, zmierzających w moim kierunku, zaskoczonych oficerów i ruszyłam pędem przed siebie. Treningi na Arenie przynoszą efekty.

     Moje serce napełniała nadzieja, że uda mi się uciec. Co prawda pewnie będę musiała się potem ukrywać, ale o tym pomyślę później.

     Nie przebiegłam nawet stu metrów, kiedy poczułam silne szarpniecie. Wylądowałam na plecach tak mocno, aż zaparło mi dech. Na moment widoczność przesłoniła mi biała, półprzezroczysta mgła. Ktoś złapał mnie za włosy, podciągając do góry. Próbowałam dosięgnąć oprawcy, ale każdy ruch sprawiał mi rwący ból głowy.

Podziemne MiastoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz