Z głębokiego snu wyrwało mnie pikanie - uproszczywe i głośne. Powoli otworzyłam oczy, rozglądając się dookoła. Otaczała mnie biel. Białe ściany, biała podłoga, biały sufit, biała pościel. Po lewej stronie łóżka stała maszyna, która okazała się źródłem ityrującego dźwięku. Szpital.
Nie pamiętam, jak się tutaj znalazłam. Rano, jak zwykle, wyszłam do szkoły. Nie czułam się zbyt dobrze, ale już od dłuższego czasu tak własnie było. A potem pustka.
Ostrożnie podniosłam się na łokciu. Spojrzałam w stronę okna, przez które wpadały ostatnie promienie styczniowego Słońca, opierające się na mojej twarzy. Silny ból głowy rozrywał mi czaszkę.
Ponownie ułożyłam się na miekkiej poduszce, spoglądając w bok. Do prawej ręki przypięta była kroplówka z przezroczystą cieczą. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem tutaj sama. Z korytarza dobiegały stłumione odgłosy kroków i rozmów. Zmusiłam się do siadu, ostrożnie wysuwając nogi spod ciepłej kołdry. Opuściłam je na podłogę, której chłód przeszył mnie na wskroś. Wypięłam kroplówkę i odczepiłam kabelki, przypięte do klatki piersiowej. Byłam ubrana w białą, szpitalną koszulę, która była na mnie zbyt duża. Ciemne, włosy, sięgające do połowy ramion, założyłam za ucho. Postawiłam pierwszy krok, czując lekkie osłabienie. Potem następny i jeszcze jeden. Droga do drzwi wydawała się długa.
Przy kolejnym kroku uderzyły mnie ostre zawroty głowy, a potem poczułam, jak lecę do przodu. Przed oczami zapanowała ciemność, a ja wiedziałam, że zaraz znowu uderzę ciałem o posadzkę. Mimo to ból nie nadszedł. Do moich uszu doszedł stłumiony krzyk. A potem jeszcze jeden, ale o innym brzmieniu. Zmusiłam się do otwiarcia oczu. Pierwsze, co zobaczyłam, to duże, zielone oczy. Serce zamarło mi w piersi. Harry.
Jego duże dłonie oplatały moje ciało. Siedział ze mną na podłodze w miejscu, w którym miałam upaść. Wpatrywał się we mnie intensywnie, a na jego twarzy malował się strach. Odwróciłam wzrok. Za nim stała roztrzęsiona Lou oraz Sophia. W drzwiach pojawiła się zapłakana mama wraz z pielęgniarką i lekarzem.-Proszę wyjść, jest nas tutaj stanowczo za dużo -zwrócił się lekarz do moich przyjaciółek.
Ostatni raz spojrzałam na ich blade twarze. A potem poczułam, jak moje ciało odrywa się od ziemi. Harry zdecydowanym ruchem podniósł mnie, kładąc ponownie na łóżku. Posłał mi słaby uśmiech, wychodząc z sali. Moja mama ujęła w swoją ciepłą dłoń moją.
-Dlaczego wyszłaś z sali? Powinnaś teraz leżeć i dużo odpoczywać. Twój organizm jest osłabiony. -lekarz posłał mi pełne wyrzutu spojrzenie, kiedy pielęgniarka ponownie podpięła kroplówkę.
Odwróciłam głowę w bok, wzrok wbijając w widok za oknem.
-Co jej jest, panie doktorze? -cichy, roztrzęsiony głos mojej rodzicielki rozniósł się echem po sali.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
-Pani córka jest bardzo osłabiona i odwodniona. Anemia. -zawyrokował mężczyzna.
Wiedziałam, że to przez moje problemy z jedzeniem. Czułam się gorzej już przez dłuższy czas, mało sypiałam. Ale zawsze tłumaczyłam to przemęczeniem.
To ludzie dookoła mnie wiecznie atakowali mnie i wmawiali "zaburzenia odżywiania". Gdyby to faktycznie o to chodziło, wiedziałabym.-Anemia? -moja matka spojrzała zszokowana na mnie, a potem znowu na lekarza. Ten tylko nieznacznie pokiwał głową.
Dalszej części rozmowy już się nie przysłuchiwałam. Moją głowę przejęły myśli o Harrym. Dlaczego tutaj jest?
Kiedy pół roku temu rozpoczęłam naukę w liceum, przysięgałam sobie, że się nie zakocham. Miałam skupić się na nauce, jak najlepszych wynikach. Moim marzeniem są studia prawnicze tutaj, w Londynie.
Początek był prosty. Nie było kogoś takiego, który zwróciłby moją uwagę na dłużej. Owszem, w szkole jest pełno przystojnych chłopców, ale nie był to nikt specjalny. Po moich ostatnich doświadczeniach względem płci przeciwnej, bardzo się zmieniłam. A to wpłynęło na kontakty z innymi ludźmi.
Jednak pewnego dnia, słuchając kolejnej śmiesznej historii Lou, wtulona w Sophie, moją uwagę zwrócił właśnie on. Harry Styles.
Uśmiech na moment zszedł z mojej twarzy, kiedy umiótł mnie wzrokiem. Nasze spojrzenia na krótką chwilę się spotkały. Intensywna zieleń głębokich tęczówek chłopaka, kontrastowała z moimi czekoladowymi, niemal czarnymi. Odgarnął kręcone włosy do tyłu i pomknął przed siebie, a ja ponownie zatopiłam się w rozmowie z dziewczynami.
I mimo tego, że z samego początku wyglądało to bardzo niewinnie, z czasem zaczęłam się łapać na tym, jak często o nim myślę.
Zrobiłam się inna, nieswoja. Cały czas miałam przed oczami jego. Mijałam go kilka razy dziennie na szkolnym korytarzu. Szybko dowiedziałam się, z której jest klasy. Rok starszy ode mnie chłopak, uczęszczał na ten sam profil, co ja.
Z czasem moje zadurzenie przerodziło się w coś innego, ale nie mogłam nazwać tego zakochaniem. To nie w moim stylu. Nie znaliśmy się.
Lou szybko wpadła na to, kto zaprząta moją głowę i razem z Sophie namawiały mnie na pierwszy krok.-Ana, spojrz na niego. Jest taki cichy, nieśmiały. Zagadaj do niego. -powtarzała niebieskooka brunetka, kiedy znowu zauważyła u mnie łzy.
Sama jestem bardzo nieśmiała, zamknięta w sobie i wręcz aspołeczna. Kontakt z obcymi ludźmi wyzwala u mnie mndłości zdenerwowania. Ale zrobiłam to. Napisałam do niego.
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Cieszyłam się. Ale rozmowa z nim była inna. W szkole udawał, że mnie nie widzi, kiedy szeptałam ciche "Cześć". Potem przestał odpisywać. A ja zdałam sobie sprawę, że nigdy nie stanę się obiektem westchnień czy chociażby jego przyjaciółką. Odpuściłam. Nadal nie potrafiłam ukryć wzroku, kiedy lekko zgarbiony, biegł spóźniony na lekcje. Albo kiedy przyłapywał mnie na tym, a ja spalałam buraka.Teraz, leżąc w szpitalnej sali, zastanawiam się, co tutaj robi. Jednak znowu kontrolę przejął ostry ból głowy. Po policzku spłynęła mi łza. Może przyjechał, żeby się ze mnie naśmiewać? Ale szybko odrzuciłam tą teorię. Nie znam go blisko, ale wiem, że taki nie jest. Szybko otarłam łzę.
-Ana?
_____________
Dzień dobry, dzień dobry ♥
Pierwszy rozdział wskakuje. Kto zawołał Anę? Obstawiajcie w komentarzach! Do następnego ♥ ~ J.
![](https://img.wattpad.com/cover/96397654-288-k400125.jpg)
YOU ARE READING
Niezgodna | H. S. |
Fiksi Penggemar-Ale..obiecujesz? -Obiecuję. -Na mały paluszek? - roześmiał się. -Zawsze byłaś inna, wyjątkowa..niezgodna.