Zadanie numero uno

43 6 1
                                    



*Remus*

Nie mogłem w to uwierzyć. Za samo użycie Imperiusa jest dożywocie w azkabanie, a do tego dochodzi jeszcze próba pośredniego morderstwa. Nie spodziewałem się tego po Ann. Była miła i taka niewinna. Owszem, dla Vanessy zawsze była wredna. Teraz przynajmniej wiem dlaczego... Merlinie, dlaczego kiedy zacząłem zakochiwać się w Ann nagle jej charakter okazał się fikcją? O mój boże. Dlaczego od razu nie pomyślałem o Vanessie?! Przez 4 lata byliśmy najbliższymi przyjaciółmi i nagle przez Ann przestaliśmy się do niej odzywać. Mało tego, wyzywaliśmy ją. Nie dziwie się że rzuciła na Syriusza to zaklęcie, chociaż wolę nie wiedzieć skąd je znała. Syriusz opowiadał nam o tym co widział gdy tylko zdjął z oczu chustę. Nie chciałbym widzieć moich największych lęków gdziekolwiek bym nie popatrzył. Swoją drogą dzisiaj Ann wyjeżdża z Hogwartu. Trochę głupio że nie zobaczy Turnieju Trójmagicznego i nie będzie jej na balu. W takiej sytuacji zostałem bez partnerki a bal jest już jutro. Najwyżej pójdę bez partnerki. Dzisiaj wolę zająć się turniejem.

*Vanessa*

Dzisiaj pierwsze zadanie. Chociaż wiem że jestem przygotowana nadal trochę się stresuję. Za pół godziny wszyscy mają zebrać się na stadionie do quidditcha więc lepiej się przebiorę. Ubrana z czarny dres zeszłam do PWG. Miałam nadzieję że wszyscy poszli już na stadion jednak w pokoju siedziały jeszcze cztery gnidy (czyt. Huncwoci). Trudno. R.I.P święty spokój.

-Cześć Vanessa. Słuchaj, Bardzo żałujemy tego co się stało. Przepraszamy. Wybaczysz nam?

-Chyba zaczyna mi odbijać... Słyszę coś takiego... A już wiem! Bzyczenie małych wkurzających bezwartościowych komarów. Poza tym chyba nie powinnam mówić do siebie.

-Co ty... Vanessa.... My nie mówiliśmy wtedy serio! Serio! Przestań!

-Faktycznie chyba są tu jakieś robaki... albo mi odbija.

Po tych słowach z wysoko podniesioną głową wyszłam z PWG i poszłam do namiotu przy stadionie. Zawodnicy z innych szkół już byli. Do namiotu weszli organizatorzy i kazali nam losować figurki smoków. Ja losowałam druga, ale z moim pechem i tak wylosowałam najgorszego. Rogogon węgierski to naprawdę wredna bestia ale na szczęście lub nieszczęście wyjdę na arenę jako ostatnia. Siedziałam jak na szpilkach. Plan? Nie jestem pewna... Petrificus Totalus? Może... Animagia? Niesprawiedliwe... Skrzydła również odpadają. Próbowałam sobie przypomnieć coś o smokach, ale nic z tego nie wyszło. Dla uspokojenia zaczęłam śpiewać dobrze znaną mi kołysankę.

  Był sobie król, był sobie paź i była też królewna...

-Dwoje uczestników zdobyło już złote jaja. Przed nami ostatni zawodnik. Prosimy reprezentantkę Hogwartu!

Żyli wśród róż, nie znali burz - rzecz najzupełniej pewna... 

Z spokojną pieśnią na ustach weszłam na arenę. Od razu zauważyłam jaja, jednak smoka nie było. Nagle wyskoczył zza skały i już miał przygotowywać się do ataku kiedy zawachał się. To była moja szansa. Spokojnie podchodząc nadal wyśpiewywałam kolejne słowa kołysanki, a kiedy znalazłam się wystarczająco blisko by celnie rzucić zaklęcie wyjęłam różdżkę i wyszeptałam zaklęcie. Smok był unieruchomiony a ja spokojnie podeszłam do jaj, wzięłam do ręki złote i podniosłam je ku górze. Na stadionie rozległ się ryk aprobaty uczniów Hogwartu, a ja bez najmniejszego zadrapania zeszłam z areny. Jedna próba jest, jeszcze dwie. Ku mojemu zadowoleniu uzyskałam największą liczbę punktów tym samym obejmując prowadzenie. Po zadaniu udałam się na "przegląd" do szkolnej pielęgniarki. Gdy weszłam od razu zauważyłam dziewczynę z Beauxbuttons i chłopaka z Durmstrangu.

-Stchórzyłaś? Chańba! Damie nie przystoi!-krzyknął plastik gdy zobaczył mnie bez najmniejszego zadrapania.

-Czy mi się wydaje, czy tapeta źle działa na wzrok? Nie widzisz co trzymam w ręce?- Dobitnie pokazałam jej że dumnie dzierżę złota jajo.- Mi nic nie jest. Mogę iść do dormitorium? -zapytałam pielęgniarki.

-Jeśli nic ci nie jest to nie widzę przeszkód.

-Dziękuję.

Zmęczona poszłam do PGW jednak już na schodach usłyszałam głośną muzykę. Gdy weszłam do pokoju zobaczyłam wszystkich uczniów od klas 4 wzwyż. Nie tylko z Gryffindoru. Był Ravenclove, Hufflepuff, a co dziwne nawet Slytherin. Jak tylko przestąpiłam próg wszyscy krzyknęli "GRATULACJE" i zaczęli wiwatować. Wszyscy z Huncwotami na czele. Z sufitu zaczęło spadać konfetti w postaci czarnych róż. Pewnie pamiętali że to moje ulubione kwiaty, jednak kiedy tylko pąki dotknęły mojej skóry stawały w płomieniach. Byłam wściekła.

-Nagle zaczęliście mnie lubić, co?! Ostatnimi czasy byłam pomiatana a po mojej wygranej wszyscy nagle jesteście moimi przyjaciółmi?! Wszyscy jesteście żałośni! Po co wam ja, skoro macie Ann?! A nie... już zapomniałam że wasza przyjaciółeczka od dziś siedzi sobie w AZKABANIE!

-Nie... To nie tak...

-Dobranox.

Po tych słowach wyszłam z PWG i skierowałam się do swojego dormitorium. To co tam zastałam mną wstrząsnęło. Moja suknia balowa była pocięta na kawałki. Obcasy były połamane. Książki porozrzucane po całym pokoju. Nie dość że nie miałam partnera do tańca to jeszcze sukni nie mam. Stałam na progu i nie mogłam się ruszyć. Gdy w końcu weszłam do pokoju zauważyłam na łóżku kartkę

"Baw się dobrze na balu, Kopciuszku.

Ann"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Sukni nie ma, chłopaka nie ma, butów nie ma... Bieda normalnie.

Rozdział ciut krótszy, ale to wszystko brak weny. I załamanie nerwowe.

Życzę wam wszystkiego najlepszego z okazji Walniętynek.

Papatki. MadNessie

Little Big ProblemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz