Rozdział II

94 20 56
                                        





– Ej, wstawaj.

Usłyszałem czyjś głos dochodzący z prawej strony. Był jednak zbyt niewyraźny, abym mógł go zrozumieć.

– Bails, obudź się – znowu ten sam głos, tym razem w tonie naglącym. – Cholera, idzie tu. Bailey, obudź się do jasnej...

Trzask.
Tuż obok mojej głowy. Zaskoczony uniosłem się na rękach i spojrzałem w górę.

– Niesamowite – powiedział ciemnowłosy, opalony mężczyzna. – Musisz mieć jaja, żeby tak po prostu zasypiać na moich lekcjach.

Zamrugałem kilkakrotnie, usiłując nieco oprzytomnieć.

,,Ach, no tak. Jestem w klasie. Musiałem trochę przysnąć..."

– Ja nie...

– Nawet nie chcę słuchać twoich wymówek – oznajmił srogo, pochylając się w moją stronę. Spojrzał na mnie zimnym wzrokiem, po czym odrzekł – Masz się skupić na lekcji, to moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.

Skinąłem głową, a kiedy nauczyciel się odwrócił, oparłem swój podbródek na dłoni, wzdychając.
Rozejrzałem się po klasie. Po mojej prawej stronie zauważyłem Finniego. To on musiał mnie wcześniej budzić.

Jasnowłosy uniósł brew, a do mnie dotarło, że cały czas się na niego patrzę. Potrząsnąłem lekko głową i cicho podziękowałem za jego starania.

– Pogadamy na przerwie – odparł tylko, odchylając się do tyłu na swoim krześle.

  Przytaknąłem, po czym próbowałem skupić się na lekcji. Nie chciałbym mieć do czynienia z Fortmanem. Na pewno nie w tej chwili.
Z tą myślą chwyciłem swój długopis, jednocześnie zaczynając notować poszczególne, według mnie ważne zdania. Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać.

                                ***

— No, więc? — zapytał blondyn, kiedy znaleźliśmy się wystarczająco daleko od klasy, w której mieliśmy lekcję angielskiego.

— To nie moja wina — odparłem nieco zgorzkniale — Po prostu... byłem zmęczony. Zdarza się, okej?

– Ok – powiedział, wzruszając ramionami.
Byłem bardziej niż zaskoczony. Zatkało mnie. Spodziewałem się czegoś w rodzaju wykładu, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa. Czyżby tym razem Finny zechciał mnie oszczędzić?

— ,,Ok''? – zapytałem, chcąc się upewnić, czy na pewno dobrze usłyszałem.

– Wiem, że jest ci teraz ciężko –zaczął. – Po prostu...

– Daj spokój – przerwałem mu szybko, wiedząc już, do czego zmierza – nie chcę o tym rozmawiać.

Może zareagowałem zbyt gwałtownie, jednak naprawdę nie miałem ochoty rozmawiać na ten temat. Całe szczęście Finny był wyrozumiały w stosunku do mnie. Przynajmniej w tym przypadku.
Westchnął cicho, opuszczając ramiona, jakby w geście zrezygnowania. Wciąż szedł przed siebie, nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem. Nie miałem mu tego za złe. Też nie mógłbym na siebie patrzeć.

— Bailey – powiedział, nagle się odwracając. Zatrzymał się, więc automatycznie zrobiłem to samo. Czułem na sobie jego przeszywające spojrzenie – Wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda?

Nie musiałem się zastanawiać nad odpowiedzią. Odwróciłem jednak spojrzenie, zawstydzony tą sytuacją. Skinąłem niechętnie głową i odparłem ciche ,,wiem".
Blondyn uśmiechnął się pod nosem, po czym ruszył w stronę klasy, gdzie mieliśmy mieć kolejną lekcję.
A ja poszedłem za nim.

                                 ***

Kolejna nieprzespana noc. Świst wiatru. Podmuch chłodnego powietrza, otulający mój kark. Orzeźwiający zapach deszczu. Rośliny nasiąknięte wodą. Ciemne, bezgwiezdne niebo. To wszystko otoczone nikłym światłem ulicznych latarni.
Pośród tego ja, siedzący na dachu swojego domu, popalając kolejnego papierosa. Nie powinienem był tego robić. Szkoda, że teraz jest już za późno na żałowanie swoich decyzji. Nie zmienię już niczego. Nie potrafię... nie mogę cofnąć czasu. Nie zmienię swojej historii. Mogę się z nią tylko pogodzić.
Nagle coś słyszę. Zupełnie, jakby ktoś do mnie dzwonił. Nim się jednak orientuję skąd dochodzi dźwięk - sygnał milknie. Po chwili jednak dzwoni ponownie. Obracam się niechętnie, nie chcąc schodzić z dachu, swojego bezpiecznego miejsca, w którym nikt nie jest w stanie mnie dosięgnąć. Wchodzę do tak dobrze znanego mi pokoju przez niewielkie okno, przez które jeszcze kiedyś nie mógłbym się przedostać z taką łatwością. Pośród ciemności odszukuję urządzenie, po czym zwracam uwagę na wyświetlacz. Widząc kto dzwoni, odbieram telefon i gwałtownie przykładam go do ucha.

Bailey? – słyszę dźwięczny głos po drugiej stronie. – To ty, prawda?

— Skąd masz mój numer? — pytam bez ogródek, czym zdobywam cichy śmiech mojego rozmówcy.

Uwierz, że mam swoje sposoby. — brzmi dość tajemniczo. — Wiesz, zmartwiłbym się, gdybyś nie poznał, że to ja dzwonię. Ucieszyłem się.

,,Szlag".

–- Dlaczego do mnie dzwonisz? I to o tej porze? — zadaję kolejne pytania, nie panując nad tonem swojego głosu. Denerwuję się. — Myślałem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko ostatnim razem.

Och, doprawdy? — rozpoznaję ironiczną nutę, tak bardzo dla niego charakterystyczną — Tylko dla ciebie ta sprawa jest załatwiona. Mam jeszcze wiele rzeczy, o których muszę ci powiedzieć, jednak nie przez telefon.

Zdenerwowanie bierze nade mną górę. Moje ręce zaczynają się trząść, a ja sam nie wiem, czy to przez deszcz i zimno, czy może przez stres.
Przybieram postawę obronną, której tak bardzo się wystrzegałem.

— Nie chcę tego słuchać. Nie mam pojęcia skąd znowu wziąłeś mój numer, ale wiedz, że mogę go zmieniać tyle razy, ile będziesz próbował się ze mną kontaktować — łgałem. — Po prostu się rozłącz i zapomnij o wszystkim.

Wydusiłem to wszystko na jednym wdechu, próbując zapanować nad drżeniem głosu. Oparłem dłonie na biurku, jednocześnie zaciskając je w pięści.

Spotkaj się ze mną — poprosił, jakby zupełnie ignorując to, co powiedziałem chwilę wcześniej. — Ten jeden, ostatni raz. Obiecuję, że po tym zostawię cię w spokoju.

Odsunąłem się od biurka, po czym skierowałem się w stronę łóżka. Usiadłem na nim, chwilę później odsunąłem telefon od ucha, spoglądając na wyświetlacz, jakby szukając jakiejś podpowiedzi. Co powinienem zrobić?
Przełknąłem ślinę na tyle głośno, że chyba nawet on był w stanie to usłyszeć. Już miałem zamiar się rozłączyć, udając, że jego propozycja wcale nie wprowadziła zamętu w mojej głowie, jednak coś we mnie się sprzeciwiło.

Wciagnąłem głośno powietrze, podejmując ostateczną decyzję.

— Dobrze. Spotkam się z tobą.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będę tego żałował.









----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej kluseczki!
Przepraszam, że tak długo zwlekałam. Wiem, że postąpiłam bardzo niefair iii możecie mnie za to pobić, czy coś.
Pisałam to tak długo, jednak dopiero w ostatnim czasie dostałam odpowiednią ilość motywacji, żeby to dokończyć. Dedykuję ten rozdział wszystkim, którzy jakimś cudem zostali przy tej historii, a w szczególności _xpium, która dała mi ogromne wsparcie swoimi komentarzami.
Wiem, że jeszcze wszystko jest takie chaotyczne i bardzo dziwne, ale mam plan i postaram się go jak najlepiej zrealizować.
Do następnego rozdziału, xx

TherapyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz