-To było dziwne... -pomyślałam kiedy już opadłam zmęczona na poduszki w swoim pokoju.
Trochę mi się zeszło w lesie, a słońce już dawno zaszło za horyzont.
Gdy, dotarłam pod dom tylko,księżyc oswietlał mi drogę.
Wdrapałam się po drzewie, w środku ogrodu do domu i zaczęłam myśleć o dzisiejszym dniu. Ten gołąb i ciągłe uczucie czyjegoś wzroku.
Nie mogłam zasnąć więc, jeszcze wstałam żeby, obejrzeć to zdjęcie z lasu, ale chyba mi się przysnęło bo, kiedy obudziło mnie ciche pukanie do drzwi leżałam z głową na biurku. Po chwili ktoś uchylił drzwi i do mojego pokoju w toczyła się mała włochata kulka.
Z początku lekko się przestraszyły, ale potem zauważyłam jak, owa kulka wyciąga do mnie język, a na szyi ma obrożę.
Zaraz po psie do pokoju weszli rodzice.
- Wszystkiego najlepszego Sophie! !!
Podbiegłam do nich i mocno ich uściskałam, a zaraz potem podeszłam do mojej Kulki.
-Statyw...(ładne imię ) pomyślałam.
Piesek najpierw był trochę zdezorientowany a, potem chyba skapnął się o co chodzi i do mnie przyszedł.
-Zejdź zaraz na dół... masz gości.
-Jo, Gary!!! -ucieszyłam się widząc swoich przyjaciół.
-Co wy...
-NIESPODZIANKA!!! -przerwali mi i wyjęli zza pleców ładnie opakowane pudełka.
Od razu zabrałam się za pierwsze z nich i ujrzałam grube, wełniane skarpetki ze wzorem mapy.
Spojrzałam wymownie na Jo.
-No co... z najnowszej kolekcji.
Przewróciłam oczami i ją uściskałam.
Teraz prezent od Gary'ego...
Otworzyłam prezent i po chwili zaczęłam się histerycznie śmiać. W opakowaniu była koszulka z wielkim napisemGARY JEST BOGIEM!!!
Założyłam koszulkę i skarpetki i poszliśmy oglądać jakiś film do salonu.
***
Gary i Jo wyszli dopiero rano bo zasneliśmy na kanapie. Pożegnałam przyjaciół i poszłam do kuchni gdzie zastałam kartkę od rodziców
"Wrócimy jutro... ciocia znowu robi remont. Śniadanie masz w lodówce. Pomóż potem w bibliotece.
Rodzice"Poczułam głód więc postanowiłam sprawdzić co mama zostawiła na moje przetrwanie.
Mmmm... pycha, kolejny, kulinarny eksperyment mojej kochanej mamy. Tym razem było to coś na kształt papki ze słoiczków.
-Nie mogę się doczekać aż tego spróbuję.- rozmarzyłam się sarkastycznie.
Postanowiłam że jednak zostawię to... coś do skonsumowania komuś innemu. Odłożyłam podejrzaną miseczkę i podeszłam do szafki ze słodyczami. Kiedy sięgałam po m&m poczułam że moja NOWIUSIEŃKA skarpetka nasiąka jakaś niezidentyfikowaną substancją.
-Statyw... - pomyślałam na głos.
Z lekkim obrzydzeniem podniosłam nogę i ściągnęłam materiał z mojej stopy (w tym stanie nie można było tego nazwać skarpetką).
Poczułam wewnętrzną ochotę nakrzyczenia na mojego nowego przyjaciela ale jakaś cząstka mojego serca hamowała te zapędy. W końcu sama chciałam mieć psa.
Po chwili usłyszałam piskliwy szczek mojego husky. Stał przy przeszklonej ścianie i wpatrywał się w pustą przestrzeń. Podeszłam bliżej, żeby zobaczyć co go zabiepokoiło.
-Nic tam nie ma... uspokój się Statyw.
Pewnie jakaś wiewiórka przebiegła przez podwórko.***
Sophie Evans... była podobna do babci. To samo czujne spojrzenie gdy, usłyszała łamaną gałąź. Ma rude, długie włosy i granatowe, głębokie oczy. Czy, nigdy się nie zastanawiała czemu, w ogóle nie jest podobna do rodziców. I to jej hobby.
Ciekawe czy, ma takie moce jak jej przodkowie? Napewno jest bystra, może... idzie. Muszę uciekać.
***-Statyw! Chodź na dwór...-odparłam zmęczona.
Powoli robiło się ciemno, nie chciałam wychodzić, ale nie poświęcę już ani jednej pary skarpetek.
Otworzyłam dębowe drzwi, a już po chwili dreptało za mną małe stworzonko.
Szliśmy sobie ścieżką wzdłuż mojego podwórka. Nie chciałam odchodzić zbyt daleko od domu.
-Nie odchodź za daleko...
Mój pies niesamowicie szybko zaczął się mnie słuchać.
Zaraz... coś mi się przykleiło do buta. Chwyciłam nieznajomy mi przedmiot i podniosłam do wysokości oczu. To był... skrawek mapy.
Robi się ciekawie...
CZYTASZ
Gołąb na Arlington Row 13
FantasyZ pozoru zwykłe życie, zwykłej pietnastolatki. Które zmienia się o 180° po poznaniu korzeni swojej rodziny. Czy, Sophie poradzi sobie z brzemieniem jakie zostawili na niej przodkowie. Podczas gdy, Łowca jest tuż za rogiem.