Rozdział 1

49 7 1
                                    

   W tym momencie wydaje mi się że to w jakie kształty układają się chmury, jest o wiele ciekawsze niż lekcja historii i drzewo genealogiczne rodziny królewskiej.
-Panno Evans...
-Tak już słucham pani profoser.-odwróciłam się na chwilę, zapisałam coś w zeszycie o znowu oddałam się poprzedniemu zajęciu.
-Sophie co ty dzisiaj taka zamyślona...-zapytała moja przyjaciółka Jo.
Jedyna jaką tu miałam. Byłam w tej szkole od miesiąca, a nadal nie znam większości imion, chociaż myślę że, oni też nie są mi dłużni. W poprzedniej szkole tez nie byłam jakaś popularna, ale przynajmniej wiedzieli jak mam na imię.
-Ej Ruda- szepnął ktoś z tyłu dźgajac mnie bezczelnie długopisem.
-Czego...?
-Z szacunkiem do lepszych, ok?-popatrzyłam na osobę za mną z pogardą. To był Jake (czyt. największy dupek w szkole).
Taki typowy bad boy. Oni są chyba wszędzie. Jedyna osoba w tej klasie której imię znam, chociaż wolałabym gdyby w ogóle nie przyszedł na świat. Jest w szkolnej drużynie koszykówki. Wszystkie dziewczyny (oczywiście oprócz mnie) jedzą mu z ręki i ustawiają sobie na tapecie jego zdjęcia. Idealne włosy ułożone na żel i arogancki uśmiech, który chętnie zerwałabym, mu z twarzy. Szczerze go nienawidzę...
-Podnieś to...-wskazał na papierek pod ławką.
Już chciałam się schylić, żeby dał mi spokój, gdy usłyszałam pukanie. Rozejrzałam się ale chyba nikt tego nie zauważył.
-Hej... głucha jesteś?- to przywróciło mnie do rzeczywistości.
-Już!!!- podałam mu papierek i odwróciłam się.
-Dziwadło... -usłyszałam jeszcze, ale nie zwróciłam na to uwagi.
Spojrzałam za okno i... oniemiałam. Na parapecie siedział biały gołąb ( i nie byłoby, w tym nic dziwnego) gdyby, nie fakt że, owy ptak się na mnie gapił. Przez chwilę patrzyłam mu prosto w oczy, było w nim coś dziwnego.
- Sophie Evans...masz 1. Jesteś tutaj cały miesiąc, a jeszcze nie nauczyłaś się, że na lekcjach trzeba uważać.
- Przepraszam, pani profesor.-(ale niech się pani odczepi) pomyślałam.
Jeszcze raz spojrzałam za okno, ale nic nie zobaczyłam.
- Oj Sophie, Sophie psorka się teraz na ciebie nieźle uweźmie.
- Cichaj Jo!
Jo była jedną z niewielu popularnych dziewczyn w szkole, które były w miarę normalne. Interesowała się modą i (szczerze) była w tym, całkiem niezła. Kilka razy doradzała mi zmianę garderoby, ale ja to olałam. Lubię wyglądać inaczej niż wszyscy, i nic na to nie poradzę. Jo jest niską blondynką o szarych oczach. Nie może odpedzic się od tłumu wielbicieli i zawsze jest w centrum uwagi.
   To była ostatnia lekcja i ostatni dzień szkoły. WOLNOŚĆ! WAKACJE!
Tak wiem, dziwnie zmieniać szkołę miesiąc przed wakacjami,ale mama dostała ( znowu) jakąś ofertę pracy. Jest dobrym fotografem i chyba, trochę ją rozumiem. Sama nigdy, nie rozstaje się ze swoim polaroidem.
                              ***
Masz 1 nową wiadomość:
Jo: Gdzie jesteś?
Sophie: A wy?
Gary: My już czekamy pod biblioteką, rusz tyłek i się pośpiesz.
Już miałam mu odpisać, że nie zamierzam do nich lecieć na łeb na szyję, kiedy stała się najgorsza rzecz na świecie.  Zza rogu wyłoniła się pani Green (moja nowa wychowawczyni).
-Panno Evans, możemy porozmawiać?
Czemu musiało mi się to przytrafić?! Pewnie zrobi mi godzinny wykład na temat uważania na lekcji.
-Panno Evans?
-Tak, oczywiście możemy...
-To dobrze zapraszam cię do klasy.
Szłam przez korytarz. Przed sobą widziałam zarys postaci po czterdziestce. Miała na sobie pomarańczową marynarkę  (pewnie po babci) i szarą, dopasowaną spódnicę za kolano. Bardzo denerwował mnie stukot jej drewnianych trzewików, odbijających się głuchym echem. Po chwili jej z lekka pomarszczona dłoń, ozdobiona złotymi pierścionkami chwyciła za klamkę.
-Proszę za mną. -powiedziała chłodno.
-Się robi proszę, pani. -w tym momencie spojrzała na mnie głupawo.
Nigdy, nie zrozumiem tej kobitki.
-Niech pani siada, Panno Evans.
-Oczywiście...
-Chciałam powiedzieć, że jestem zawiedziona twoim zachowaniem, jednak nie będę jeszcze...
-Słyszała pani?- zapytałam.
Spojrzała na mnie niczym psychiatra który, nie potrafi poradzić sobie ze swoją podopieczną poczym powiedziała:
-Ale co?
-No... zresztą to i tak nie ma sensu. Niech pani mówi dalej, trochę mi się spieszy.
-Wiesz... Sophie tak?
-Tak.
-Idź już lepiej po prostu zadzwonię do twoich rodziców. Do widzenia.
-Do wiedzenia (nareszcie).
To zaczyna się robić dziwne. Ja chyba naprawdę zaczynam wariować zresztą nic dziwnego, wystarczy spojrzeć na moich rodziców.
-Hahaha- roześmiałam się sama do siebie, mijając sekretarkę. (Ale miała minę)
Po paru minutach, pchnęłam drzwi szkoły i znalazłam się na świeżym powietrzu.
Do: Jo, Gary
-Już idę, zaraz będę. P.Green mnie zatrzymała.
                               ***
-No nareszcie...-powiedziała Jo.
-Myśleliśmy, że Cię tam torturuje!
Gary jak zwykle w humorze.
Pierwszego dnia gdy, go zobaczyłam myślałam, że będzie taki jak, Jake ale pozory mylą.
Ten zielonooki brunet okazał się całkiem  (nie w miarę) "normalny". Jest od nas o rok starszy i jak, to lubi mówić chodzi do klasy z bandą człekokształtnych. Naszą jedyną rozrywką w tej instytucji niszczącej naszą kreatywność  (potocznie szkoła) jest nabijanie się z ludzi, którzy prymitywnie gapią się na nas kiedy, ja i Jo ( przeciętne nastolatki) jak oni to nazywają pałętamy się pod nogami chłopaka który jest młodym Harrym Stylesem. /XD/

-Prawie...- prychnęłam; nie było tak źle
-To co idziemy się rozejrzeć po bibliotece.

C.D.N

Gołąb na Arlington Row 13 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz