Tym rozdziałem miałam wszystko zakończyć... tyle, że się nie udało. Prezentuję więc przedostatni (tym razem już naprawdę) rozdział, który mam nadzieję przypadnie wam do gustu...
-Mamo... mamo, obudź się...
Do Christine jak przez mgłę docierał ten łzawy, dziecięcy szept, który błagał ją, by otworzyła oczy. Nie miała najmniejszej ochoty wypełnić jego prośby. Wolałaby w nieskończoność dryfować w ciemności, w której się znalazła, a która pozbawiona była wszystkiego...
Ale poczucie powinności, jakiś ślad przywiązania, które przewijały się w jej nieświadomym ciele, zmusiła ją do rezygnacji z tego przyjemnego, wygodnego stanu.
W końcu, z najwyższą niechęcią, uchyliła powieki, by pozwolić oślepić się przejmującemu światłu. Tuż przed jej twarzą tkwiły wielkie, brązowe, pełne egzaltowanej niewinności oczy, oprawione ciemną zasłoną rzęs. Uśmiechnęła się z rozkoszą i uniosła bladą, drżącą dłoń. Opuszkami palców przejechała po miękkich, różowych policzkach syna.
-Mamo... -powtarzał wciąż niespokojny Eryk –Co ci jest mamo?!
Jego naciski długo nie odnosiły skutku. Dopiero po jakimś czasie z ust Christine spłynął głupkowaty, nieświadomy, pełen prostolinijnej słodyczy uśmiech. Otrzepała się niczym kot i zerwała do pozycji siedzącej. Natychmiast w jej umysł uderzyła fala bólu.
-N... nic... nic Eryku!
Chłopiec zmarszczył brwi, gdy tym niespotykanym tonem wykrzyczała jego imię, które znów, jak dawniej, brzmiało dziwnie.
-Czemu krzyczysz?
Christine nie dosłyszała pytania. Niespokojnie rozglądała się po pokoju. W sercu drżącego Eryka Gustawa wzbierał lęk.
-Mamo –chwycił jej blade dłonie. Wzdrygnęła się –Mamusiu... mamusiu...
W jego pięknych, dziecinnych, słodkich oczach wezbrały łzy. Christine spojrzała na niego z bojaźnią rozszerzającą źrenice. Jego lament, tak przypominał inne żale składane na jej ręce. Jak... jak może być tak... tak niewiarygodnie...
-Gdzie jesteśmy Gustawie?
Chłopiec pobladł, usłyszawszy to osobliwe w swej zwyczajności, pytanie padające z ust matki.
-W tawernie, mamusiu. Tej, do której przyjechaliśmy wczoraj.
Jego głos był niesamowicie słaby. Odpowiedź Christine ograniczyła się do lekkiego, ledwie widocznego skinienia głową.
-Gdzie byłaś, mamusiu?
Oczy kobiety poruszyły się niespokojnie. Zwróciła na swoje dziecko surowe, zagadkowe spojrzenie. Chłopiec wzdrygnął się. Nigdy nie widział jeszcze matki w tak rozpaczliwym stanie. Nie wiedział nawet jak go nazwać. To roztrzęsienie, rozstrój duszy...
-Jak to: gdzie byłam, Eryku?
Chłopiec pociągnął nosem.
-Nie było cię, kiedy się obudziłem... -szepnął nieśmiało, by wyjaśnić o czym mówi Christine, która najwyraźniej zapomniała –Dopiero parę godzin później przyprowadził cię jakiś pan, w czarnym ubraniu, z pomocą pani z recepcji...
-Pan? –przerwała mu gwałtownie Christine, której wzrok nagle wyostrzył się, a twarz stężała. Chwyciła syna za ramię –Jaki pan?
Eryk zmarszczył się z bólu, ale nie poskarżył się, zbyt przerażony, by zwrócić matce uwagę.
-Nie wiem... Był bardzo wysoki –odpowiedział szybko –Na głowie miał kapelusz, a na twarz nasunięty szalik. Trzymał cię z jednej strony, a z drugiej ta pani...
CZYTASZ
Pigmalion
Romance"-Christine, MUSISZ mnie kochać! I dał się słyszeć głos Christine, bolesny, drżący, czuć było, że towarzyszą mu łzy: -Czemu mi pan to mówi? Mnie, która śpiewa tylko dla pana? (...) Męski głos podjął rozmowę: -Musisz być bardzo wyczerpana? -Och, dzis...