Gdzie jest szef?!

44 6 0
                                    

Biegliśmy i biegliśmy. Naprawdę długo.

- Daleko jeszcze? Mój brzuch długo nie zwytrzyma. - Spytałam lekko zła.

- Nie, to już tutaj. - Powiedział i wskazał na mały budynek. Była nim pizzeria. Tego, to się nie spodziewałam. Powstrzymywałam się przed wybuchem śmiechu.

Tim rzadko kiedy był taki pomysłowy i nie chciałam w jakikolwiek sposób go urazić. A uwierzcie, że o to wcale nie tak trudno

Ze względu, że dziś niedziela,(czyli lokal zamknięty), a ulica była zupełnie pusta, mogliśmy bez problemu włamać się do środka.

Weszliśmy tylnym oknem, i znaleźliśmy się w kuchni. W sumie to nie do końca weszliśmy... Wybiliśmy tylko szybę w oknie, a potem dostaliśmy się do środka. Ech... Mało ważne.

Tim zapalił światlo, a ja wzięłam się za wałkowanie ciasta. Po chwili na naszej 50 centymetrowej pizzy znalazły się dodatki przez niego znalezione. Między innymi ser, szynka, pieczarki i kukurydza. Nie zabrakło też sosu pomidorowego.

Wstawiliśmy nasze ciasto do rozgrzanego wcześniej pieca i przez następne pół godziny, prowadziliśmy dyskusje, na tematy związane ze sposobami zabijania.

Ja zachwycałam się tym, jak wspaniale wygląda wypruty układ nerwowy i wciąż bijące serce trzymane w ręce. Natomiast Laughter Death zafascynowany był tym, jak łatwo można złamać ludzką kość i urwać głowę.

Mieliśmy jeszcze wiele wspólnych tematów, ale obecnie nie byliśmy w stanie poruszyć żadnego innego, gdyż jutro szykuje się prawdopodobnie wielka rzeź lub przynajmniej przygotowanie do niej.

Nie zauważyliśmy, jak szybko zleciał nam czas na rozmowie. Usłyszeliśmy pikanie piekarnika. Tim wyjął upragniony posiłek, który podzieliliśmy na połowę. Jedna dla mnie, a druga dla niego, ale i tak nie byliśmy w stanie zjeść wszystkiego.

- A co z zabijaniem? Powiedziałeś, że "przy odrobinie szczęścia zabijemy kogoś". - Spytałam z nadzieją w głosie.

- Myślałem, że może przypadkiem natkniemy się na policję. Może to nawet lepiej, że tak się nie stało. Musimy mieć wystarczająco dużo siły na jutro. Chodź już, zciemnia się. - Oznajmił i wyszliśmy tak samo jak weszliśmy, czyli przez wybite okno.

Szliśmy spokojnie do mojego mieszkania. Nie odzywaliśmy się do siebie trwając w przyjemnej ciszy. Wiedzieliśmy, co się jutro szykuje.

Kiedyś mówiłam, że cisza jest po morderstwie, ale przed nim również, lecz w nieco innym wydaniu...

Jedna nie dająca spokoju i wierąca dziurę w brzuchu, prosząc o krzyk bólu i strachu. Druga zaś kojąca i wyciszająca - świadcząca o tym, że już po wszystkim. Że już zaspokojono jej potrzebę poczucia ludzkiego cierpienia.

My z Timem właśnie przeżywaliśmy ta pierwszą. Na zewnątrz spokojni, a w środku nas rozsadzało z podekscytowania i niecierpliwości

Kiedy znaleźliśmy się już pod blokiem, weszliśmy dobrze znaną nam drogą po drzewie.

Wzięłam szybki prysznic, po czym przebrałam się w koszule do spania i wskoczyłam pod kołdrę. Po chwili dołączył do mnie mój współlokator.

Wtuliłam się w niego i zasnęłam.
- Jutro wielki dzień. - Powtarzałam sobie w myślach.

Obudził mnie budzik. Spojrzałam na godzinę - 5.00. Przecież ja go nie nastawiałam.

- Tim... - Powiedziałam. Już miałam walnąć go w ramie, ale obok mnie nikogo nie było.

The Shadow of SufferingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz