Sherlock niemal nieruchomo siedział przy ciele kolejnej ofiary zabójstwa. Czuł, że dłużej tak nie wytrzyma, rozmyślając nad kolejnymi sprawami, w końcu siedzi w tym bagnie już sporo czasu. Był jeszcze młody, chciał poszaleć, może nie od razu założyć rodzinę, spłodzić dzieci i wybudować dom, ale zawrzeć nowe znajomości. Chciał zwrócić się do kogoś z prośbą o pomoc, lecz nie był typem takiej osoby, która ze wszystkimi małymi sprawami lata do kogoś jak sikorka i próbuje błagać o ten dobry uczynek! Nagle z nieba spadł mu John. John Watson. Jego współlokator. Stary, ale jary. Stary, ale dosyć nowy.
-John
-Sherlock – odpowiedział niestrudzony, wyżej wspomniany John – czego dusza pragnie?
- Załóżmy rodzinę.
John miał wyraz twarzy jak fretka na własnym pogrzebie. Nie spodziewał się tak głębokiego wyznania i jednocześnie tak bezpośredniego.
-Sherlock, nie jest to najlepszy moment, zważywszy na to, że jesteś pijany i pod wpływem plastrów nikotynowych – słusznie zauważył mężczyzna – Połóż się, odpocznij, nalej kubeł zimnej wody na głowę i przemyśl swoje karygodne zachowanie
-Co? Ja? Pijany? – powiedział, po czym spadł z łóżka – Nie jestem pijany, to był tylko jeden wieczór z panią Hudson, nic więcej.
-To z nią załóż rodzinę. Powodzenia Sherlock, idź spać – powiedział John, ale niezbyt stanowczo – A tymczasem ja wrócę do siebie, skonsumuję to, co mamy w lodówce, poczytam i odpocznę. Dobranoc.
-John, proszę, zostań ze mną, nie chcę być sam. Boję się. Please save me from the monsters.
-Dobranoc Sherlocku.
-Do zobaczenia misiaczku
Po spędzeniu wieczoru w dość dziwny sposób, John długo nie mógł zasnąć. Dręczyły go pytania, czemu jego współlokator zdecydował się zrezygnować z zawodu, myślał o Sherlocku, o jego męskich pośladkach, o pani Hudson. Właściwie to sam nie wiedział co się z nim dzieje, miał nadzieję, że te marzenia kryminalisty spowodowane są tylko późną porą i imprezą pod patronatem pani Hudson. W sumie nie wiedział, że Sherlock i ta miła pani robią Spam Party i go nie zaprosili. Był bardzo zawiedziony tym faktem, iż nie widział tańczącego zumby z talerzem na głowie Lesterade'a. Bo on na pewno też tam był. On i jego donut.