Rozdział XXXVII (ONA)

115 16 12
                                    

Trochę tu nudno. Trochę bardzo. Jedynym pocieszeniem było to, że początek września był w Polsce w tym roku bardzo ciepły- nie żeby duchy czuły temperaturę. Chodzi tu o turystów, gdyż paru ich było. Jedyną frajdą jaka mi została, to podążać wszędzie za nimi. Lepsze to, niż siedzenie cały dzień w jednym miejscu. Kiedy tylko jednak chciałam wyjść za miejsce, gdzie kiedyś stał zamek, jakaś nieznana siła odrzucała mnie na dobre parę metrów. Musiałam pogodzić się z myślą, że spędzę tu najbliższy czas...

Postanowiłam jednak poszukać tej róży. Oczywiście, że nigdzie jej nie było. Jednak dopiero totem dotarł do mnie idiotyzm tego czynu. Szukałam kwiatu, który przywracał każdego ze zmarłych. Nic takiego! Zerwę sobie byle różę i BOOM! Powracam do świata żywych. Moi drodzy, no tak łatwo to, to nie jest. Przed chwilą sama miałam taką nadzieję, ale ciii...

Zrezygnowana, usiadłam na murze z nogami zwisającymi swobodnie nad ziemią. Spoglądałam na lekko pofalowany teren, a wspomnienia zaczęły wpływać do mojej głowy.

Obudziłam się na łóżku w jakimś drewnianym, góralskim domku. Spojrzałam w lewo. Obok mnie siedział jakiś chłopak. Miał blond włosy, ułożone tak, jak większość chłopaków- po bokach lekko wygolone, a na środku pas włosów zarzuconych na bok- bardzo podobnie do Justina Biebera, jednak z krótszą grzywką. Jego rysy twarzy były bardzo mocno obrysowane, szczególnie żuchwa. Spojrzałam się w jego szaro-zielone oczy. Ubrany był w niebieski T-shirt, białe spodenki przed kolano i niebieskie Converse'y.

-Gdzie jestem? -spytałam się go.

-W szpitalu Obozu Błogosławionych -pomógł mi się podnieść i oprzeć o ścianę. Miał mocne, umięśnione ręce.- Trzymaj, poczujesz się lepiej -zaczęłam żuć rozpuszczalną gumę o smaku świeżych truskawek w czekoladzie oraz bitej śmietanie i rzeczywiście czułam, jak wracają mi siły.- Nazywam się Aron Trzebiatowski, a to, co jesz, to ambrozja.

-Tak? -uniosłam brwi.- A nie jest to przypadkiem pokarm dla bogów?

-Tak się składa, że tak. Tu w małych ilościach podawany jest w gumie do żucia, a jeżeli potrzeba więcej, to jemy wraz z nektarem w postaci nadziewanych cukierków. Jesteś pierwszą osobą, która w ten sposób zareagowała -miał bardzo ładny i rzucający się w oczy uśmiech.

-Ten, czyli? -odwzajemniłam uśmiech.

-Spokojny, jakbyś wszystko już wiedziała. Wstawaj, łóżko ci już nie potrzebne -wykonałam jego polecenie.- Trzymaj, to leżało koło ciebie, kiedy cię znaleźliśmy -chłopak podał mi wypełniony czymś plecak-worek, który rzeczywiście należał do mnie, ale nie pamiętałam, abym go miała. Zarzuciłam go jednak na plecy.

-Nie wiem wszystkiego, lecz większość -zaskoczyłam go tymi słowami. Mijaliśmy łóżka, na których leżeli nieprzytomni nastolatkowie z bandażami w różnych miejscach na ciele.

-To powiedz, co wiesz -odparł zaskoczony chłopak.

-Wiem, że bogowie greccy istnieją, mają dzieci z śmiertelnikami. Tymi dziećmi jesteśmy my: i ty, i ja, i ta dziewczyna, która leży nieprzytomna. A może to chłopak... Trudno rozpoznać, skoro ma bandaż na twarzy -wybuchliśmy śmiechem.

-Panie przodem -Aron otworzył drzwi i wyszliśmy razem na otwartą przestrzeń.

Dziwnie się czułam, będąc tu na dole, gdy dopiero co patrzyłam na to miejsce z góry. Nie wiem, jaka siła na to działała, ale ludzi było o wiele, wiele więcej, niż myślałam wcześniej. Może to jakiś rodzaj magii, gdyż w ogóle nie widziałam nikogo z góry. Okazało się jednak, że jest tu naprawdę dużo ludzi.

Aron poprowadził mnie w lewo. Nie było osoby, która nie powiedziała mu „Hej", „Cześć", bądź „Elo". Szliśmy drogą leciutko pod górę. Lekko stąpałam po powierzchni gleby, dziwiąc się jak inni mogą robić tak ogromny hałas, wykonując tę samą czynność, co ja teraz. Po niecałych dwóch minutach spacerku stanęliśmy przed dużym, drewnianym budynkiem. Na ganku zamiast pali drewna, dach podtrzymywały greckie kolumny.

-Tu muszę cię zostawić -Aron lekko się uśmiechnął.

-Czemu? -przeczytałam na drzwiach napis: „Διεύθυνση*".

-Zobaczysz sama -uśmiech na jego twarzy się rozszerzył. Już miałam wejść po schodach na ganek, kiedy odwróciłam się, słysząc jego pytanie.- Czy zasłużyłem sobie na twoje imię?

-Hmm... -udawałam, że się zastanawiam, po czym odpowiedziałam.- Nie.

-Dzięki, wiesz! -krzyknął ze mną, kiedy weszłam na schody i położyłam dłoń na zimnej powierzchni klamki. Aron dodał.- Jeżeli zmienisz zdanie... Zostawiam ci zagadkę. Odpowiedź do której dodasz wynik drugiej łamigłówki, to numer domku, którym mieszkam. Pierwsza brzmi: W kwadratowym pokoju  w każdym kącie siedzi myszka. Naprzeciwko każdej myszki siedzi również myszka. Także na ogonku każdej myszki siedzi myszka. Ile myszek znajduje się w pokoju? A druga: Chleb kosztuje 1,75 zł, migdały 5,25 zł, a ciasto 3,50 zł- ile kosztuje czekolada?

-Σ ' ευχαριστώ για την πρόταση, αλλά θα μείνω εδώ που είμαι. **-odpowiedziałam przesadnie uprzejmie.

-Νομίζω ότι μπορείς. ***

Otworzyłam drzwi do dyrekcji.

*gr. diéfthynsi- tu: dyrekcja

**gr. S ' efcharistó gia tin prótasi, allá tha meíno edó pou eímai.- Dobrze. Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam z niej.

***gr. Nomízo óti boreís.- Sądzę, że tak.



___

Hejka mordeczki! ❤️

To już druga retrospekcja naszej głównej bohaterki.

Nieskromnie myślę, że jest to dość fajny pomysł na przybliżenie wam mojej postaci.

Mam nadzieję, że wam się podoba!

Jeżeli cokolwiek wam się nie podoba, napiszcie mi o tym w komentarzu, a ja to uwzględnię.

LuHan- WHAT IF I SAID (Chiny rządzą ❤️)

Do wtorku 😍❤️

N.A.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 23, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Prawda za miłość (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz