Rozdział 7.

313 16 17
                                    

Minęły już 3 dni odkąd Bellamy, Lincoln i Kane nie wrócili do Arkadii. Clarke mimo smutku po tym, jak zareagował Bellamy. Bardzo się o niego martwiła i zachodziła w głowę, co może się z nim dziać. Nie wiedziała nawet, czy jest żywy. Od czasu wyjścia w poszukiwaniu Octavii dziewczyna całe dnie spędzała w medycznym, można powiedzieć, że prawie stamtąd nie wychodziła. Cały czas próbowała zająć czymś głowę, aby nie
Myśleć o tym, co może dziać się z chłopakiem, bo gdy tylko zostawała sama. W jej głowie kłębiły się myśli co się z nim teraz dzieje? Czy znalazł Octavię?

Do medycznego wbiegła przerażona Raven.
-Clarke promieniowanie nas zabija!!
-I czym ty mówisz?
- Tym, że właśnie w bramie stoi Luna cała w bąblach od promieniowania.
-Szybko musimy tam iść!!

Dziewczyna szybko wybiegła z Arkadii, kierując się do wejścia, w którym ujrzała Lunę. Całą w po promiennych bąblach.
-Luna co się stało?
-Po ostatnim zjedzeniu ryby zaczęli chorować.
- Te ryby były na promieniowania. Zaczęliśmy robić się w bąblach, a niektórzy od razu umierali.
-Jak to na promieniowanie?
-Mamy niecały rok na przetrwanie. Reaktory, które wybuchły 97 lat temu, topią się i wybuchnąć jeszcze raz.
-Musimy coś zrobić, by przetrwać.
-Właśnie próbujemy odbudować Arkadię, aby to w niej można było przetrwać. Luna mówiłaś, że było was więcej gdzie reszta?
- Umarła po drodze.
-Tak mi przykro. Chodź ze mną, do medycznego tam cię przebadamy i dokładnie dowiemy się, co ci jest.
Dobrze.

Clarke zaprowadziła Lunę do medycznego tam była Abby. Widząc twarz ciemno krwistej, przeraziła się, nie wiedziała, że to tak szybko nadejdzie.
-Co jej dolega?-Zapytała Clarke
-Jest to choroba popromienna -Stwierdziła Abby.
-Czy jest coś od czego, moglibyście się na promieniować?-Zapytała Abby
-Tak ryby i owady to one pierwsze się na promieniowały. Wszyscy zaczęli chorować po zjedzeniu ryb.
-Dobrze połóż się, za niedługo przyjdę i zobaczę, w jakim jesteś stanie- Powiedziała Abby, wskazując na łóżko, stojąc obok.
-Dobrze- Odpowiedziała Luna i od razu zasnęła.

Clarke i Abby wyszły z medycznego i zmierzały ku jadalni. Między nami była cisza obie nie wiedziały co, mają zrobić z Luną jak jej pomóc. Wtedy Abby postanowił poruszyć temat gorszy dla Clarke od tematu jak oclić świat.
-Miałaś jakieś wieści od Bellamy'ego.
-Nic, nawet nie wiem, czy znaleźli Octavię.
- Myślałam, że ty coś wiesz, bo Kane też się nie odzywał.
W takiej napiętej atmosferze Matka z córką doszły do jadalni, usiadły na wolnych miejscach i zaczęły jeść. Ich posiłek przerwał przerażony Monty.
-Clarke chodź szybko, znaleźli Jaspera nieprzytomnego nad brzegiem jeziora.
Clarke wybiegła z jadalni z zarządem za nią Monty i Abby.
Gdy dobiegła, nad brzegiem zobaczyły nieprzytomnego chłopaka. Na szczęście oddychał. Zanieśli go szybko do Medycznego i położyli na łóżku obok Luny, która leżała do nich tyłem. Gdy zorientowała się, że nie jest sama, odwróciła się do nich.
-Abby, spójrz na Lunę- Powiedziała Clarke.
ze zdziwieniem w głosie.
-Luna, Twoja twarz.-Powiedziała z niedowierzaniem Abby.
- Coś z nią nie tak?-Zapytała lekko przerażona dziewczyna.
-Nie, właśnie twoja twarz wygląda normalnie, nie ma śladu po promieniowaniu.- Odrzekła Abby-Czym się leczyłaś ? Zapytała Clarke. 

-Niczym- Odpowiedziała czarnokrwista.

-Zaraz, my też jej nie wyleczyliśmy- powiedziała Abby.
-Co różni Lunę od reszty- Wtrącił się Monty.
-Czarna Krew -Odpowiedział Clarke poważnym tonem.
-W takim razie jej krew sama radzi sobie z promieniowaniem, jest na nie odporna- Powiedziała Abby.

Ich rozmowę przerwał jednak przeraźliwie duszący kaszel Jaspera
Mamo co się z nim dzieje? - Krzyknęła Blondynka.

***

Bellamy Kane i Lincoln siedzieli pod ścianą na środku całej celi, w której byli zamknięci leżała konająca z bólu Octavia. Bell nie mógł patrzeć na cierpiącą siostrę, próbował jej pomóc, jednak nie wiedział jak. Od zawsze jej pilnował i nie mógł wybaczyć sobie, że przez to, że kłócił się z Clarke, a nie pilnował siostry. Jego przemyślenia przerwało wejście dwóch strażników.
-Bellamy Blake idziesz z nami.-Powiedział jeden ze strażników.
Chłopak nie wiedział, co się dzieje, bał się, że chcą go zabić. Octavia krzycząca, że mają go zostawić, wcale mu nie pomagała. Założyli chłopakowi płócienny worek na głowę i wyprowadzili z celi.

W głowie chłopaka kłębiły się myśli. Gdzie go prowadzą co się z nim stanie czy przeżyje, czy go zabiją, nie wiedział, co ma myśleć. Usłyszał, jak otwierają się drzwi, czyli został wprowadzony do jakiegoś pomieszczenia. Czuł, że nie jest tam sam i ktokolwiek tam jest, to nie będzie miłe spotkanie. Chłopak został rzucony na kolana. Poczuł jak w jednej chwili, z głowy ściągali mu worek. Bellamy ujrzał wtedy przed sobą siedzącą na tronie dziewczynę o bardzo długich prostych brązowych włosach. Jej skóra nie była jasna, jednak nie była też ciemna, miała podobny kolor do jego. Dziewczyna miał owalną twarz i duże brązowe oczy oraz pełne usta i zgrabny nos, oraz rysy twarzy, które już kiedyś widziałem. Ubrana była czarny kombinezon, jaj twarz w odróżnieniu od innych była czysta, wszyscy się jej kłaniali, musiała być dowódcą, pomyślał. Nagle ciemnowłosa się odezwała.
Powiedziała kilka słów w języku ziemian, a wszyscy strażnicy wyszli.
Kolejne słowa były skierowane już do chłopaka.
-Witaj Bellamy Blake.-Powiedziała.
- Skąd znasz moje imię?-Zapytał. Wtedy w oczy rzuciła mu się oczy bransoletka, którą miała na ręce, wyglądała tak samo, jak te, co mieli na arce.
-Tak jak myślałam, Kane ci nie powiedział.
- Czego mi nie powiedział? Skąd masz tę bransoletkę?
-Nazywam się Nicole, jest córką Kane, a zarazem twoją siostrą. Spadłam na ziemię razem z Arką. Jednak z mojej stacji nikt nie przeżył, wtedy znaleźli mnie, Shallow Valley wyszkolili i stwierdzili, że nadaję się na przywódcę.
-Co?? O czym ty mówisz?-Bellamy był zszokowany, tym co usłyszał. Od dziewczyny nie mógł uwierzyć w to, że Kane jest jego ojcem, a on ma jeszcze jedną siostrę.
-To, co słyszysz. Kane nie przyznawał się do ciebie, bo zabiliby go za posiadanie dwójki dzieci, zresztą dobrze o tym wiesz. Łatwiej było mu się nie przyznawać do ciebie niż do mnie, bo byłam zbyt do niego podobna.

Nicole widział, że Bellamy nie dowierza, w to, co słyszysz, jednakże wciąż boi się, że zginie.
-Nie zabiję was, pozwolę wam odejść. Nie masz się czego bać, ale pod jednym warunkiem.

Bellamy nie wiedział, co ma myśleć. W jednym dniu okazało się, że Jego ojciec wcale nie umarł, a oprócz tego ma jeszcze jedną siostrę, o której nie miał pojęcia.

GIVE ME LOVEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz