Rozdział2

36 12 12
                                    


KAITO

Życie jest piękne, pomyślałem wciągając głęboko w płuca poranne powietrze.  Jak zwykle wstałem wcześnie rano, żeby móc zobaczyć wschód, niestety przez moją głupią współlokatorke i jej podopieczną musiałem jeszcze zrobić coś innego, a mianowicie pozbyć się szczura. Nie rozumiałem tych dziewczyn, obie stawaiały czoła przeróżnym potworą  (m.in. sobie samym), a bały się małego zwierzaczka. Podobna sprawa była z pająkami. Kiedy mieszkałem sam, nie wiedziałem, że mam w domu pająki, a kiedy te dwie ze mną zamieszkały nagle okazało, że aż się od nich u mnie roi. No ludzie, to normalne, że jest tu mnóstwo małych stworzeń, przecież mieszkałem w lesie! A mogłem się nie zgadzać, żeby tu zamieszkały, przemkneło mi przez myśl. Wtedy życie byłoby jeszcze piękniejsze. Nie mogłem jednak im odmówić, kiedy patrzyły na mnie tymi szczęnięcymi oczami. Jestem żałosny, westchnąłem w myślach, należę do jednych z najpotężniejszych rycerzy w tym królestwie, a nie potrafię sprzeciwić się dwóm dziewczyną. Nie zmienia to faktu, że powinny już ruszać w drogę, myślałem manewrując między drzewami. Mieszkają ze mną już prawie dwa miesiące i jak dotąd nie zrobiły nic w kierunku dokończenia misji. Czasami odnosiłem wrażenie, że nie chciały dokończyć tej gry, to znaczy jedna z nich. Bardzo się do siebie zbliżyły i zaprzyjaźniły, a mi się serce  krajało na myśl,że będą musiały kiedyś się rozstać. Nie było innego wyjścia, biorąc pod uwagę fakt, że jedna z nich była człowiekiem z krwi i kości, który dostał się do gry,  a druga należała do postaci zwanych NPC, czyli innymi słowy istniała tylko w grze. Każdemu NPC zostawał przydzielony gracz, któremu trzeba było pomóc odnaleźć i zrozumieć własne przeznaczenie, żeby mógł się z tąd wydostać. Nie wiem jak byli łczeni NPC i gracze, ale podejrzewałem, że to ma coś wspólnego z ich mocą. Im silniejszy gracz tym potężniejszego NPC potrzebował do pomocy. W tej grze cziły się stwory tak straszne, że człowiek, który co zaczął grę nie dałby sobie rady, a śmierć tutaj, to śmierć na zawsze. Ja sam również byłem postacią NPC, ale odkąd obudziłem się w tym lesie prawie dwa lata temu z ogromną luką w pamięci, nikogo mi nie przydzielili. Nie to, że mi to przeszkadzało. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że oboje możemy się do siebie przywiązać, a potem rozstanie będzie niezwykle bolesne. Nie chciałem tego, a poza tym, gdyby przydzielono mi gracza, oznaczałoby to, że koniec oglądania wchodów  słońca oraz łażenia po lesie. Musiałbym się zająć zwalczaniem potworów w drodze, która miałaby pomóc mu lub jej (błagam niech to będzie on!) w zrozumieniu i zaakceptowaniu swojego przeznaczenia.
   A tak w ogóle to chyba nie nadawałbym się do tej roboty, dodałem wymachyjąc mieczam.
Byłem typem samotnika, który cenił sobie ciszę i spokój. Specjalnie przeniosłem się z zamku do tej małej leśniczówki, żeby móc pobyć sam. Nie obchodziło mnie to, że byłem jednym z najpotężniejszych wojowników, dopóki królestwo nie potrzebowało mojej pomocy, mogłem robić co mi się żywnie podoba. 

-Kaito!- zawołał ktoś za moimi plecami. Odwróciłem się akurat w tym samym momencie kiedy potnęła się o wystający korzeń i jak długa rozłożyła się na ziemi. Roześmiałem się na co ona posłała mi mordercze spojrzenie.

- Pomóż mi wstać, a nie się śmiej- warknęła Haruka, a ja dalej krztusząc się ze śmiechu podszedłem do niej i podałem jej rękę.

-Powiesz mi może, jakim cudem przeżyłaś tutaj ten rok?-spytałem, a ona burknęła coś pod nosem o wrednych facetach.

-Przecież Stella mi pomaga- zauważyła.

-Racja-zgodziłem się i przyjrzałem jej poziomowi mocy. Może Haruka nie wyglądała na groźną z zaledwie 150 centymetrami wzrostu , różowymi włosami i wesołymi niebieskimi oczkami, była jednak bardzo silnym magiem. Nie raz dawała  mi na to dowód, dodałem w myślach, krzywiąc się na wspomnienie tego co mi robiła. Według statystyk byłem od niej znacznie silniejszy, ale z doświadczenia wiedziałem, że statystyki to bzdura. Już wolałem walczyć z potworem pierwszej generacji niż stawić czoła którejś z nich.

-Po co tu przyszłaś?

-Stella wysłała mnie z wiadomością, że skończyła się miętą.

-A co ja mam z tym wspólnego?

- Kto niby dziś rano wykorzystał cały zapas?-spytała patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. Nie powiem, ładna była, ale zamiast przyprawić mnie o szybsze bicie serca z zachwytu, powodowała , że się jej potwornie bałem.

- Czyli mam iść na polanę i ją nazbierać,  prawda? - westchnąłem z rezygnacją kiedy dziewczyna przytakneła i wcisnęła mi do ręki mały koszyk (jaki cudem wcześniej go nie zauważyłem?!)

-Miłej zabawy!-zawołała na odchodnym, a na pożałowałem, że w tym lesie nie było żadnych potworów, które by mogły ją pożreć. Gdzieś słyszałem,  że potwory to kanibale.

                           ***

Zbliżało się już południe, a ja wciąż zbierałem tą cholerną miętę. Następnym razem nie dam się w to wrobić, podjąłem postanowienie, ale i tak wiedziałem, że nie będę mieć za dużo do gadania. Może by tak je poszczyć tym szczurem lub innym małym zwierzątkiem? Nie, natychmiast odrzuciłem tę myśl, jeszcze lubię swoje życie.
  Spojrzałem na koszyk. Na szczęście był niemal cały zapełniony co oznacza, że mogę wrócić do domu na obiad (chyba jedyny plus mieszkania z dwoma dziewczynami). Właśnie kiedy zbierałem się już do odejścia nad łąką rozległ się potężny grzmot.  Zaskoczony spojrzałem w górę i aż jęknąłem widząc co dzieje się na niebie. Chmury zrobiły się całe czarne i zaczęły poruszać się tworząc wir, którego wylot był skierowany prosto na mnie. Prawdopodobnie powinienem uciec,ale byłem zbyt ciekawy co się wydarzy, żeby ruszyć się z miejsca. Pierwszy raz widziałem coś podobnego, było to piękne, ale i przerażające. W końcu przybył, pomyślałem. Zaraz kto przybył? Akurat w tym momencie, w którym to pomyślałem z wiru wyłoniła się czarna postać, która krzycząc leciała w strone ziemi. A dokładniej rzecz ujmując leciała na mnie, ale zanim do końca zdałem sobie z tego sprawę, chłopak który dosłownie spadł z nieba wleciał na mnie, przewalając na ziemię.
   Bólu co prawda nie poczułem przy zdeżeniu z ziemią, ale ogłuszyło mnie to trochę.

-Ja żyje?-szepnął ktoś cicho.

- Ty tak, ale ja być może umrę - warknąłem i natychmiast ciężar zelżał.  Podniosłem się na równe nogi i spojrzałem na chłopaka. Aż dech mi zaparło na jego widok. Był piękny! Długie, czarne włosy, piękne brązowo-czerwone oczy, jasna cera.

-Przepraszam!- zawołał, kłaniając się, a ja dopiero teraz zwróciłem uwagę na to co on miał na sobie. Nie, to nie możliwe, żeby mnie się trafił tak potężny podoopieczny, pomyślałem przerażony. Chłopak miał na sobie czarną zbroję z dziwnymi złotymi znakami, a na ręku miał srebrną bransoletkę, która i u mnie się pojawiła. Czyli to prawda! Moim podopiecznym jest arcymag! Tylko dlaczego jest taki przerażony.

Kończę rozdział 2. Jej

Dedykuję go
FallenAngelWithWings

Wirtualna RzeczywistośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz