Fight Like a Girl || Pansy Parkinson

170 10 2
                                    

Kiedy wojna w końcu wybuchła, Pansy Parkinson była na nią gotowa jak tylko mogła - o ile oczywiście na wojnę można jakkolwiek się przygotować.

Wbrew wszelkim oczekiwaniom, gdy tylko udało jej się skontaktować z ludźmi Zakonu Feniksa i chociaż względnie udowodnić oddanie ich sprawie - włączyła się w ich szeregi. Niedługo potem, dziewczyna oraz (ku jej początkowemu niemałemu zdumieniu) Dracon zostali główną siłą wywiadowczą Zakonu wśród ludzi Czarnego Pana. Żeby jednak być skutecznymi i dostarczać jasnej stronie istotnych informacji - z dnia na dzień musieli piąć się coraz wyżej w hierarchicznej drabinie Śmierciożerców co zdecydowanie nie należało do prostych, bo najistotniejsze stanowiska w ciągu dalszym zajmowali ludzie ''starszego pokolenia'', którzy byli wierni Voldemortowi jeszcze za czasów, w których ich dwójka uczyła się mówić i chodzić.  Jak się jednak okazało, samozaparcie zaczynało dawać efekty, a Pansy i Draco ku skrywanemu obrzydzeniu, zaczynali być coraz bardziej doceniani ''za świeżość umysłu, unikatowe pomysły i niepodważalną wierność'' - jak któregoś razu zdarzyło im się usłyszeć od Dołohowa, który przydzielał im zadanie pozbycia się dowodów wymordowania mugolskiej rodziny jednego z Londyńskich lordów.

Jeśli jednak dziewczyna miała być szczera przed sobą samą - pracowanie na dwa fronty nie było w żadnym stopniu ani przyjemne, ani też nigdy momencie nie sprawiło jej jakiejkolwiek uciechy. Musiała jednak przy okazji przyznać, że w jakiś pokrętny sposób wydało jej się to dziwne bo gdzieś w podświadomości wydawało jej się, że bycie podwójnym agentem to niezwykłe, łamiące prawa fizyki pościgi i wybuchy jak w mugolskich filmach, które ukradkiem oglądała z opiekunką jeszcze we wczesnym dzieciństwie (zanim jej rodzice się o tym nie dowiedzieli i biedna kobieta została oskarżona o niestworzone rzeczy byleby tylko mogli bez konsekwencji zwolnić ją na przysłowiowy zbity pysk).

Nic jednak nie było takim, jakim wydawało jej się lata temu, a szpiegostwo okazało się długimi godzinami spędzonymi z zaciśniętym ze stresu żołądkiem i papierosami odpalanymi właściwie jeden od drugiego, bo Pansy musiała zająć czymś trzęsące się dłonie. (Któregoś razu, kiedy zapomniała ze sobą białej paczki z Marlboro - jej ulubioną mugolską marką - tak bardzo nie mogła się opanować, że zaczęła uderzać pięściami w ścianę aż do momentu, w którym ból z obitych kostek promieniował przez całe ramiona a ona tylko dzięki temu się opamiętała.). Dziewczyna nie byłaby też w stanie zliczyć, ile butelek czerwonego półwytrawnego wina wypili razem z Draco przez ostatnie kilka miesięcy, kiedy to oboje jakiekolwiek ukojenie zszarganych nerwów znajdowali tylko i wyłącznie w stanie zamroczenia, wywołanym zbawiennym wpływem czerwonego płynu na ich przepracowane mózgi. Nie pomagał też fakt, że jedynymi osobami, którym ufali w stu procentach - byli oni nawzajem, a zwierzenie się z aktualnych problemów komukolwiek spoza ich dwuosobowego grona nawet nie śmiało przejść któremukolwiek z nich przez myśl. 


Teraz jednak dziewczyna siedziała na ławce w jednym z Londyńskich parków dmuchając w skostniałe palce odziane tylko w cienkie, skórzane rękawiczki zdecydowanie nieprzystosowane do minusowych temperatur i bezskutecznie próbując chociaż minimalnie ocieplić dłonie. Parę minut wcześniej spaliła ostatniego papierosa z pogniecionej paczki i teraz w nieprzyjemnym półmroku wypatrywała młodego Malfoya, z którym miała się spotkać dobre dziesięć minut temu. Biała czupryna jednak nie pojawiała się na horyzoncie, dlatego dziewczyna pozwoliła sobie z powrotem zatopić się w niezbyt przyjemnych myślach, które pomimo usilnych starań nie chciały opuścić jej przemęczonej głowy i poplątanych myśli, z którą główna brzmiała po prostu ''przeżyć''.

Wojna trwała już prawie trzy lata, a Wielka Brytania była stopniowo wyniszczana od środka przez niekończące się walki, masowe mordy i przesiedlenia mugoli, które każdemu zdrowo myślącemu człowiekowi kojarzyły się ni mniej ni więcej tylko z początkami eksterminacji europejskich żydów w latach czterdziestych ubiegłego wieku (Pansy nie była wyjątkiem mimo, że o niemagicznej historii nie wiedziała zbyt wiele z oczywistych przyczyn i patrzyła na korowody ludzi w zimowych płaszczach narzuconych na piżamy, a których Śmierciożercy siłą wyciągnęli z łóżek i dali dosłownie parę zdecydowanie zbyt krótkich chwil na opuszczenie mieszkań tylko po to, żeby przetransportować ich do wydzielonych i strzeżonych dzielnic - Merton, Croydon, Bromley i Sutton). Parkinson mimowolnie właśnie była świadkiem jednej z takich sytuacji i z przerażeniem głęboko skrywanym pod maską obojętności obserwowała ją z bezpiecznej odległości, a przy tym bardzo wiarygodnie udawała, że nawet w najmniejszym stopniu nie jest jej żal ludzi pozbawianych tożsamości i dotychczasowego życia. Wymusił to na niej reżim kultywowany wśród ludzi Czarnego Pana, którego musiała bezwzględnie przestrzegać, jeśli chciała dożyc kolejnego tygodnia a przy okazji też nadal sukcesywnie szpiegować dla jasnej strony.

strange stuffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz