6

30 6 0
                                    

Vic zaprowadził mnie do części hotelu, w której nigdy nie byłem. Obejmował mnie ramieniem, a ja drżałem w jego objęciach, mimo że na dworze panowały upały. To po prostu było dla mnie za wiele. Mój ojciec nigdy wcześniej nie podniósł na mnie ręki, więc miałem prawo przeżyć mały szok, gdy najpierw mnie spoliczkował, a potem uderzał mną o ścianę. Pewnie gdybym nie uciekł z apartamentu, zrobiłby ze mną jeszcze gorsze rzeczy, chyba że zatrzymałaby go moja matka, jedyna osoba, która zdawała się mną przejmować. Zresztą, oni wszyscy byli tacy sami. Byłem zdany jedynie na siebie. A Kailey... Szkoda mi na nią słów. Myślałem, że chociaż ona mnie wesprze. Sama mi przecież mówiła, że mogę na nią liczyć, a przyczyniła się do mojego cierpienia. Zawiodłem się na niej, zawiodłem się na wszystkich. Najwyraźniej mogłem polegać tylko na Vicu, który trzymał mnie mocno, żebym nie upadł, bo widział, że byłem słaby. Weszliśmy do skrzydła hotelu, gdzie było tylko jedno piętro. Był tu niewielki hol z kanapami i fotelami (no i małymi palmami), od którego odchodził długi korytarz. Po jego obu stronach znajdowały się drzwi do pokoi, 20 po każdej stronie.

 - Skrzydło dla personelu, zamknięte dla gości - wyjaśnił Vic, widząc moje spojrzenie krążące po tym miejscu.- Zabieram cię do mojego pokoju, tam będzie wygodniej - dodał i razem podeszliśmy do drzwi prawie na samym końcu korytarza.

 Vic wyciągnął kartę z kieszeni swoich spodni i otworzył nią drzwi, po czym wpuścił mnie pierwszego do środka. Pokój młodego człowieka: kilka ubrań na podłodze, pustych butelek po przeróżnych napojach, niepościelone łóżka, na stole aparat, portfel i pełno kabli... Artystyczny nieład, ale mi to nie przeszkadzało.

- Przepraszam za bajzel, ale no, tak wyszło, tym bardziej, że mieszkam z bratem, więc on też trochę się do tego przyczynił - powiedział, ścieląc swoje łóżko i przy okazji zbierając kilka rzeczy z podłogi. W pewnym momencie skrzywił się i wystawił język na zewnątrz.- Co za pojeb, mówiłem mu, że ma sprzątać po zapraszaniu do siebie panienek... - mruknął do siebie, myśląc, że go nie usłyszę. Zachichotałem cicho i otarłem łzy z oczu.

- To nic, jestem do tego przyzwyczajony u siebie - powiedziałem cicho, a Vic ruchem ręki zaprosił mnie na swoje łóżko, na którym już siedział po turecku, bez butów, bo to była najwygodniejsza pozycja.

- Ściągaj buty i powiedz mi wszystko. Dosłownie wszystko. Wtedy będę mógł ci pomóc. 

Ściągnąłem swoje tomsy i usiadłem naprzeciwko Vica, również po turecku. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem myśleć, od czego mógłbym zacząć. Nie mogę mu powiedzieć o Royu, bo wtedy mógłby poczuć się urażony, dlatego też postanowiłem zacząć od momentu w apartamencie. To chyba był najlepszy pomysł.

- Zapytałem rodziców, czy mogę wyjść wieczorem, a oni zaczęli się na mnie denerwować, że spędzam z nimi mało czasu, że to rodzinne wakacje, że mam się do nich dostosowywać...

- Kellin, jeśli chcesz spędzać czas ze swoją rodziną, wystarczy powiedzieć, nie musimy spotykać się codziennie.

- Ale właśnie o to chodzi, że nie chcę z nimi nigdzie wychodzić, chcę spotykać się z tobą, bo... bo cię lubię, okej? Lubię spędzać z tobą czas, bo przy tobie dobrze się czuję, a przy nich... tak nie powinno być. Są dla mnie jak obcy ludzie... 

Nie kłamałem. Lubiłem Vica (chociaż nadal chciałem go przelecieć) i o wiele bardziej wolałem spędzać czas z nim, niż z moimi rodzicami. Po tym wszystkim co się wydarzyło, niech nie myślą, że będę chciał przebywać w ich towarzystwie. Nawet jeśliby mi zapłacili, nie zrobiłbym tego. Widzicie, poświęciłbym się, odmówiłbym pieniędzy, więc coś było na rzeczy.

- Też cię lubię, Kellin, bardzo lubię. Ale nadal nie wiem, co stało się dalej.

- No tak - skinąłem głową i poczułem, jak palce Vica splatają się z moimi, dając mi przy tym odrobinę komfortu i znak, że on tu jest, słucha mnie i w każdej chwili mogę liczyć na jego wsparcie.- Co prawda trochę im pyskowałem, przyznam się, ale broniłem się, co miałem zrobić... Mój ojciec wtedy wybuchł, nakrzyczał na mnie i podniósł na mnie rękę - wyszeptałem, wolną dłonią dotykając swojego nadal piekącego i czerwonego policzka.- Nigdy wcześniej tego nie robił, po prostu... od tak mnie uderzył.

Maybe we're just having too much fun 》kellic boyxboyWhere stories live. Discover now