12

26 5 0
                                    

Staliśmy tak obaj, wlepiając wzrok w niską szatynkę, która patrzyła swoimi dużymi, prawie czarnymi oczami to na Vica, to na mnie. Nie miałem pojęcia, który z nas miał większe zdziwienie wymalowane na twarzy. Dodatkowo, na mojej można było zauważyć strach. No bo, do kurwy nędzy, Clara była ostatnią osobą, z którą chciałem się spotkać. Postanowiłem w ogóle się nie odzywać, bo jeśli dziewczyna pozna mój głos, będę w wielkim, ale to wielkim gównie. Vic próbował coś powiedzieć, ale nie mógł wydusić z siebie ani słowa. W ciemnych oczach Clary zaczęły pojawiać się łzy, które następnie spłynęły po jej policzkach. Odwróciła się i zniknęła w szczelinie między skałami.
- Nie, nie, nie, kurwa mać! - powiedział szybko Vic, po czym wypuścił mnie z objęć i pobiegł za dziewczyną. Och, czyli woli gonić swoją byłą, a nie zostać ze mną i wyjaśnić mi chociaż, dlaczego się tu pojawiła? No, może tego nie wiedział, ale pewnie posiadał informacje, kiedy Clara wracała z Hiszpanii. Zresztą, nie byli już razem. Więc dlaczego tak się nią przejął i za nią pobiegł? Nie miałem zamiaru dłużej tu siedzieć, dlatego podszedłem do szczeliny i wszedłem do labiryntu ze skał. Nie pamiętałem dokładnie drogi powrotnej, dlatego szedłem tam, gdzie poprowadziły mnie nogi. Nie miałem zamiaru płakać, nie przesadzajmy. Vic był moim chłopakiem, a nie jej. Po prostu byłem trochę zazdrosny. Trochę bardzo. Skręciłem w prawo i przekląłem siarczyście pod nosem, gdy wszedłem w ślepy zaułek. Musiałem zawrócić i wybrać inną drogę. W końcu wyszedłem na plażę, gdzie słyszałem szybką i ożywioną hiszpańską rozmową. Po chwili głosy ucichły i zobaczyłem Vica z Clarą... którzy się całowali. Cóż, może to bardziej ona całowała jego, ale sam fakt. Nie byliśmy razem nawet dzień, a on już całuje się ze swoją byłą? Coś we mnie pękło. Mimo że Vic szybko odepchnął od siebie Clarę i spojrzał na mnie, ja zacząłem biec wzdłuż morza, próbując nie zwracać uwagi na chłopaka, który zaczął mnie gonić. Poczułem, jak do oczu nachodzą mi łzy, mimo że powiedziałem sobie, że je powstrzymam. Nie dałem rady. Nie byłem dość silny. Vic to mój pierwszy chłopak i już pierwszego dnia spotkała mnie dosyć przykra sytuacja. - Kellin, czekaj!
Zignorowałem go i biegłem dalej. Niestety, jako że Vic był lepiej wysportowany ode mnie, dogonił mnie i chwycił w pasie, przez co razem wylądowaliśmy w wodzie. Odepchnąłem go od siebie i spojrzałem na niego z mordem w oczach. Słona morska woda wymieszała się z moimi łzami. Podniosłem się, woda skapywała z moich ubrać, a ja dotknąłem swoich włosów.
- Tylko nie włosy, kurwa jasna! - jęknąłem, zaczynając rozczesywać je palcami. Vic stanął naprzeciwko mnie i chciał ująć moją twarz w swoje dłonie, ale mu się wyrwałem. Kilka metrów od nas stała Clara, która patrzyła na nas ze łzami w oczach. Cholera jasna, co nas naszło na ten płacz? Najwyraźniej tylko Vic miał jaja, żeby się nie złamać.
- Kellin...
- Idź się do niej przyssij, może lubisz całować się ze swoimi byłymi? - warknąłem, nadal poprawiając swoje włosy. Gdy stwierdziłem, że są już w miarę ułożone, skrzyżowałem ręce na torsie i odwróciłem się do niego plecami. On objął mnie od tyłu w pasie, a ja nie potrafiłem się przemóc i go od siebie odepchnąć. Po prostu coś do niego czułem, był dla mnie ważną osobą, której nie chciałem od siebie odtrącać. Westchnąłem głośno i zamknąłem oczy. Vic pocałował mnie w czubek głowy.
- Próbowałem wszystko jej wytłumaczyć, ale ona się na mnie rzuciła i zaczęła całować - powiedział cicho.- Nie chciałem tego zrobić, dlatego ją od siebie odpychałem. Kellin, spójrz na mnie.
Odwróciłem się do niego i spojrzałem ze smutkiem w oczach. Vic dotknął dłonią mój policzek, który zaczął gładzić kciukiem, po czym czule pocałował mnie w usta. Na początku nieco się opierałem, ale w końcu się poddałem i zacząłem poruszać wargami. Niestety, to wszystko nie trwało długo, bo podbiegła do nas Clara, która chwyciła Vica za koszulkę i odciągnęła go ode mnie, po czym obdarowała chłopaka mocnym uderzeniem w policzek z otwartej dłoni. Zakryłem usta ręką, a Clara łypała spode łba na swojego byłego chłopaka.
- Clara, co do...
- Ja ci powiem! - krzyknęła.- Najpierw mnie zdradzasz, potem jakiś koleś do mnie dzwoni, a teraz ty obściskujesz się z... Z... Z tym lalusiem!
Uniosłem brwi i opuściłem dłoń z ust. Okej, co za dużo to nie zdrowo. Może nazywać mnie jak chce, ale "laluś" to chyba przegięcie. Czy facet, który o siebie dba, od razu musi być lalusiem? Co to w ogóle jest za określenie? Gdyby Clara nie była kobietą, pewnie bym się na nią rzucił i utopił w tej wodzie, w której nadal staliśmy. Sięgała nam do kostek.
- Nigdy cię nie zdradziłem! - krzyknął Vic. - Nie wiem, kto naopowiadał ci takich bzdur, ale to już nie jest mój problem, że wierzysz jakimś przypadkowym idiotom, którzy do ciebie dzwonią! Chciałem ci się oświadczyć zaraz po twoim powrocie do Meksyku. Chciałem. Ale wszystko spieprzyłaś. I wiesz co? Zdążyłem o tobie zapomnieć. I nie mam zamiaru zaprzątać sobie tobą głowy, bo teraz jestem z Kellinem, którego kocham i nie chcę, żeby jakaś wiedźma jak ty nazywała go lalusiem i mnie oczerniała!
Co? Kocha mnie? Rozchyliłem nieco wargi i spojrzałem na Vica, do którego dopiero teraz dotarło, co właśnie powiedział. Kochał mnie. Cholera, nikt wcześniej mnie nie kochał. To było dziwne uczucie, ale zaliczało się raczej do tych przyjemniejszych. Może i nie powiedział mi tego w twarz, tylko wykrzyczał to Clarze, ale... Powiedział to. Powiedział, że mnie kocha. Zarumieniłem się i opuściłem głowę w dół, patrząc na swoje buty pod wodą. Dlaczego nadal tu staliśmy, nie mam pojęcia, ale nie chciałem proponować wyjścia na brzeg, bo wtedy musiałbym się odezwać i Clara mogłaby mnie poznać.
- Kochasz go? - prychnęła dziewczyna. - Zresztą, od kiedy ty oglądasz się za facetami? Umawiałam się z GEJEM?!
No czego ja się jeszcze dzisiaj dowiem? Vic nie powiedział Clarze o Jaime'em? Ciekawie.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to jestem biseksualny, z większym pociągiem seksualnym do mężczyzn, niespodzianka. Nie chce mi się z tobą rozmawiać. Chodź, Kells, nie traćmy na nią czasu - mruknął, chwytając moją dłoń i prowadząc mnie w stronę piasku. Obejrzałem się przez ramię i ostatni raz spojrzałem na rozwścieczoną Clarę. W sumie to nie wiedziałem, czy była załamana, smutna, zła, czy może te wszystkie emocje kłębiły się w niej jednocześnie. Zacisnąłem mocniej palce na dłoni Vica i przeniosłem wzrok na drogę.
- Dlaczego się nie odezwałeś, gdy nazwała cię lalusiem? zapytał mnie.
- Bo nie chciałem się wtrącać - odparłem, wzruszając ramionami.- Umm, Vic?
Vic skinął głową, dając mi do zrozumienia, że słucha. Zastanowiłem się chwilę, jakich słów użyć, żeby to wszystko zabrzmiało sensownie. - Gdy krzyczałeś na Clarę i powiedziałeś, że mnie kochasz... To była prawda?
Vic zatrzymał się i odwrócił w moją stronę, po czym chwycił delikatnie moją twarz w swoje dłonie i spojrzał prosto w moje jasne oczy. W jego czekoladowych mogłem zobaczyć odpowiedź na moje pytanie, ale chciałem to usłyszeć. Chciałem, żeby powiedział to mi, a nie krzycząc na Clarę.
- Kellin - zaczął spokojnie.- Jesteś wspaniałym chłopakiem. Naprawdę. Cieszę się, że cię poznałem. W ciągu tych dwóch tygodni zdarzyło się tak dużo, ale najważniejszy był początek. Wtedy, gdy się poznaliśmy. I może to trochę za wcześnie, żeby to powiedzieć, ale jakiś mały głosik w moim sercu mówi mi, że to chyba odpowiedni moment. Tak Kells, kocham cię. Zdążyłem cię polubić, od czasu tego pocałunku na plaży, gdy trochę za dużo wypiłem, ale wszystko pamiętałem. Potem problemy z twoją rodziną. Miałem wrażenie, że teraz ja się tobą opiekuję i za ciebie odpowiadam. Teraz odpowiadam. I te pocałunki, i nasz seks, i to, jak się przytulamy... Tak. Kocham cię i wszystko, co z tobą związane.
Uśmiechnąłem się do niego, moje policzki były ozdobione szkarłatem, a oczy zaczęły wilgotnieć. Nigdy nikt mi czegoś takiego nie powiedział. To było piękne samo w sobie, takie zwykłe słowa, ale wiedziałem, że płynęły prosto z jego serca. To było wspaniałe uczucie. Jak mogłem to od siebie odtrącać? Byłem taki głupi. Musiałem polecieć aż do Meksyku, żeby odnaleźć szczęście. Żeby odnaleźć swój promyczek. Objąłem Vica w pasie i po prostu mocno się w niego wtuliłem, chcąc wdychać zapach jego wody kolońskiej, słyszeć jego bicie serca i czuć jego unoszącą się klatkę piersiową. To był mój Vic. Nikt nie mógł mi go zabrać. Czułem się, jakbym ukradł wszystkie skarby świata i właśnie trzymał je w swoich ramionach. Vic był dla mnie wszystkim i właśnie w tym momencie to sobie uświadomiłem.
- Dlaczego musisz być wszystkim co pierwsze w moim życiu? - zapytałem cicho, a on zaczął głaskać moje nadal mokre włosy.
- Pierwsze w sensie?
- Pierwszy seks, gdy byłem na dole, pierwszy chłopak, pierwsza osoba, która się mną przejęła, która została moim przyjacielem, która... Która powiedziała mi, że mnie kocha - uniosłem głowę i spojrzałem na jego uśmiechniętą twarz.- Jesteś cudowny. I będziesz pierwszą osobą, której to powiem: też cię kocham. Dziękuję, za pokazanie mi tego uczucia. Kocham cię, Vic. Cholera, to tak fajnie brzmi - zaśmiałem się cicho.- Kocham cię.
Wow.Vic zaśmiał się i pocałował mnie w usta, obejmując mnie w pasie. Przeniosłem ręce na jego kark, a gdy próbowaliśmy się przemieścić w tej pozycji, wylądowaliśmy na piasku. Leżałem na plecach, Vic unosił się nade mną, nawet na chwilę nie odrywając się od moich ust. Językiem rozchylił moje wargi, po czym wsunął go między nie i zaczął pieścić nim mój własny język. Szybko mu uległem i uśmiechnąłem się w pocałunku, gdy poczułem, że rozpina guziki mojej koszuli. Oderwałem się od niego i pokręciłem głową.
- Nie - powiedziałem stanowczo i zrzuciłem go w siebie.- Nie chcę.
Vic westchnął głośno i skinął głową ze zrozumieniem. Wiedziałem, że nie będzie mnie do niczego zmuszał. Kolejna cecha, którą dodam do listy "Dlaczego Vic jest idealny". Był taki przynajmniej dla mnie. Położył się obok mnie i chwycił moją dłoń. Razem patrzyliśmy na bezchmurne niebo i po prostu rozkoszowaliśmy się chwilą.
- Kells?
- Vic?
- Dziękuję za to, że jesteś.
- To ja powinienem podziękować. Kocham cię, wiesz?
- Też cię kocham, Kells. Też cię kocham.
Kolejne dwa dni nie przyniosły żadnych nagłych i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Mieszkaliśmy z rodzicami Vica, którzy chyba mnie polubili (cóż, przynajmniej Vivian bardzo energicznie to okazywała, Victor Senior raczej podchodził do tego z dystansem), czasem odwiedzał nas Mike, który zaczął chodzić z Carmen, do której tak go ciągnęło. Clara tylko czasem dzwoniła i pisała do Vica, ale ten całkowicie ja ignorował i wolał zająć się mną. Jedynym minusem tego wszystkiego był mój powrót do Stanów za cztery dni. Czasem przykrywałem się kocem i nie chciałem z nikim rozmawiać. Wiedziałem, że Vic widzi, jak czasem płaczę, gdy jestem sam, bo po prostu nie chcę wrócić do swojego starego życia. Chciałem zostać tutaj, ale wiedziałem, że to niemożliwe. To było w cholerę trudne - zostawić osobę, którą się kochało, gdzieś kilka tysięcy kilometrów od siebie. Nie wiedziałem, czy po moim powrocie do domu kiedykolwiek zobaczę Vica. Nie dopuszczałem do siebie takiej wiadomości, że pożegnanie za cztery dni będzie naszymi ostatnimi słowami wypowiedzianymi do siebie, ale zdawałem sobie sprawę, że tak prawdopodobnie będzie. Rozmowa przez telefon czy skype to nie było to samo. Nie mogła się równać z pocałunkami, przytulaniem czy seksem. Jeśli to ma tak wyglądać, to nie wiem, co będzie się ze mną działo przez ten czas. Nagle wszystko stracę. Jaki będzie sens życia bez niczego? Zacząłem drżeć, mimo że leżałem pod kocem i kołdrą. Nagle zrobiło mi się zimno, a po policzkach spłynęły kolejne i większe łzy. Leżałem w ciemnej sypialni, sam, myśląc nad tym, co będzie dalej. Uciekłem z kolacji, nie zjadając ani kęsa, usprawiedliwiając się, że źle się czułem i musiałem trochę odpocząć. Leżałem tak pół godziny, gdy usłyszałem pukanie do drzwi i zmartwiony głos Vica.
- Kells, wszystko w porządku? Mogę wejść?
Wychrypiałem tylko słabe "tak", ale nie byłem pewien, czy on to usłyszał. Tak czy siak, wszedł do pokoju, zamknął za sobą drzwi i położył się na łóżku obok mnie. Objął mnie w pasie, przytulając się do moich pleców.
- Cały drżysz, co się dzieje? Jesteś chory? Mam zadzwonić do lekarza?
- N-nie, jest w porządku - wyszeptałem, zamykając oczy.
- Odwróć się, proszę. Powoli odwróciłem się w jego stronę i zamknąłem oczy. Byłem zmęczony, było mi zimno, a na dodatek dręczyły mnie myśli o moim prawdziwym, szarym życiu. Vic przyłożył dłoń do mojego czoła, które następnie pocałował.
- Jesteś lodowaty - stwierdził zaniepokojony. -Zrobić ci coś na rozgrzanie? Herbatę?
- Nie, V-Vic, to tylko chwilowe, naprawdę. Zaraz mi przejdzie.
- No nie wiem, to wygląda poważnie. Martwię się o ciebie.
- Nie musisz - wyszeptałem, prawie niedosłyszalnie. Vic wstał z łóżka i zapalił światło, po czym spojrzał na moją twarz.
- Jesteś bledszy niż zazwyczaj, a nie miałem pojęcia, że to jest w ogóle możliwe - powiedział, ponownie naciskając włącznik i wyłączając przy tym lampę. Położył się obok mnie i przytulił do siebie.- Daj sobie pomóc. Nie jest w porządku, widzę to po tobie.
- M-muszę iść do łazienki - mruknąłem. Vic wypuścił mnie ze swoich objęć, a ja powoli usiadłem na łóżku. Zakręciło mi się w głowie, świat zaczął niebezpiecznie wirować, a ja skrzywiłem się i chwyciłem za włosy. Vic usiadł obok mnie i zaczął gładzić moje plecy. Po chwili zebrałem się w sobie i wstałem z łóżka, co było złym pomysłem. Zachwiałem się na nogach, ale utrzymałem równowagę. Gdy zbliżałem się do drzwi, moje nogi odmówiły posłuszeństwa i po prostu się pode mną ugięły, a ja upadłem na podłogę. Słyszałem tylko krótki krzyk i zarys jego twarzy, a następnie wszystko stało się czarne i odleciałem. Nie wiem, ile czasu byłem nieprzytomny. Obudziły mnie zdenerwowane głosy i jasne światło. Leżałem na kanapie w salonie, obok mnie, na fotelu przysuniętym bliżej sofy, siedział Vic, który trzymał moją dłoń i gładził ją kciukiem. Widziałem też państwo Fuentes, Mike'a z Carmen oraz jakiegoś nieznanego mi mężczyznę. Jęknąłem cicho, co zwróciło na mnie uwagę. Cholernie bolała mnie głowa i reszta ciała, pewnie przez upadek.
- Hola, panie Bostwick - przywitał mnie nieznajomy.- Jestem doktor Martinez, przyjaciel rodziny Fuentes i zostałem wezwany właśnie do ciebie. Odpowiedziałem mu jedynie cichym mruknięciem, bo nie miałem siły na nic więcej. - Zemdlałeś, bo twój organizm jest zmęczony i osłabiony, a ty zestresowany. Przyznaj się, ostatnio mało jesz i śpisz, co?
Skinąłem lekko głową.
- Denerwujesz się czymś, prawda? Musisz jeść, Kellin, nawet jeśli żyjesz w stresie. Vic - mężczyzna zwrócił się do chłopaka, a on oderwał ode mnie wzrok.- Przypilnuj go, żeby jadł i się wysypiał. I nie pozwól mu się stresować. To chyba wszystko z mojej strony. Buenas noches.
Vivian odprowadziła go do wyjścia. Vic westchnął głośno i spojrzał na mnie z troską.
- Czym się denerwujesz? - zapytał cicho.
- Nie chcę wyjeżdżać - wyszeptałem.- Nie chcę zostać sam. Nie chcę cię tu zostawić. Vic pochylił się nade mną i przytulił mnie do siebie.
- Coś wymyślimy. Na pewno coś wymyślimy, razem, Kells, razem.

Maybe we're just having too much fun 》kellic boyxboyWhere stories live. Discover now