-To co, zabawimy się, Lordzie?-uśmiechnęłam się złośliwie.
-,,Zabawimy się" powiadasz...-powiedział Luke, szczerząc się jak kretyn.
-Ja pierdolę, otaczają mnie zboczeńcy-powiedziałam, przewracając oczami i próbując nie zacząć się śmiać.-Dzięki za koncertowe spieprzenie mojego tekstu, stary.
-Zawsze do usług.
-Idiota.
-I vice versa.
-Spadaj.
-Nawzajem.
-Dziecinada.
-Bo ty taka dorosła jesteś.
-Kolejny jakże inteligentny dialog z kumplem-przewróciłam oczami.-Okay, do rzeczy-spojrzałam na Voldemorta.-Jak tam, wygodnie na tej podłodze?
-Pożałujesz.
-Powtarzasz się. Co jest, Mark?-zapytałam, widząc, że wgapia się w Snape'a.
-Kopę lat, Severusie.
-Że what? Wy się znacie?
-No. Z wakacji, kiedy obaj byliśmy jeszcze nastolatkami. Wkręciłem go na te jedne wakacje do gangu.
-Zamknij się...-wycedził cicho Nietoperz.
-Taki niedojrzały tekst z twoich ust... Świat się kończy-zadrwiła Lestrange.
-Skończyłby się, gdybyś nie odzywała się dłużej niż kwadrans, chociaż jak na ciebie to i tak osiągnięcie-zripostował bez zastanowienia.
-Później ci wyjaśnię-powiedział Mark.-Mogę ją zastrzelić?
-Postrzelić. Sucz rzuciła na mnie torturujące, kulka w łeb byłaby za szybka. Silencio-wzruszyłam ramionami.-Proszę bardzo.
Mark uśmiechnął się wrednie i oddał strzał. Trafił w ramię. Wariatka wydarła się z bólu bezgłośnie.
-Tylko jedna kula?-zapytał Mark.
-Tak. Zabawimy się przy Lordzie.
Minka zrzedła. Bardzo. Prawie się zaśmiałam, widząc czyste przerażenie w oczach Voldemorta. Nie trwało to dłużej niż 5 sekund, ale jednak.
-I czemu wszyscy tak się ciebie boją? Nie ogarniam. Co w tobie niby takiego przerażającego?
-Jestem mordercą.
-Ja też, i co z tego?-wzruszyłam obojętnie ramionami.-Dobrze... To może powiesz jakie plany miałeś?
Milczał.
-Odnośnie Hogwartu, Jasnej Strony... Nic?
Wciąż milczał.
-Jak sobie chcesz-strzeliłam mu w kolano.
Wydarł się i nie upadł na podłogę tylko przez trzymającego go Mike'a.
-Może teraz?-spytałam lekko.
-Ty...
Tym razem wybór padł na ramię. Łzy bólu pojawiły się na jego twarzy, kiedy przestał się szarpać i się drzeć. Nie sądziłam, że zobaczę samego Lorda Voldemorta w takim stanie. Klęczał z pochyloną głową. Spokojnie podeszłam do niego, chwyciłam go za podbródek i uniosłam jego głowę.
-Patrz na mnie, może będę milsza-powiedziałam cicho.
Usłyszałam kilka cichych parsknięć śmiechem.
-Niki, to ma iść na youtube'a?
-Nie. Mugole nie wiedzą magicznym świecie i mogliby się przestraszyć samej jego mordy, nie chcę ich aż tak szokować. Poza tym, z tego co mi wiadomo, zdradzenie się z magią przed mugolami to przestępstwo. To co nagrasz prześlij mi na komórkę.
-Okay.
-To co, Tom, masz już dość?
-Skąd znasz...?-prawie jęknął.
-Twoje prawdziwe imię? Dziennik Toma Riddle'a to dość sławny przedmiot. Wywołał spore zamieszanie.
-Czyli Harry-wycharczał z lekko nieprzytomnym spojrzeniem.
Stracił trochę krwi, ale żeby na tym etapie niemal mdleć?
-Owszem. Czemu ,,Voldemort"?
-Ucieczka od śmierci-mówienie sprawiało mu wyraźny trud.
-To coś chyba nie wyszło, co? Najpierw Lily Potter-co Snape tak drgnął?-teraz ja, później pewnie Wybraniec, bo nie jestem taką optymistką, żeby myśleć, że nikt cię nie wskrzesi, skoro już widzą, że się da...
-A wtedy pożałujesz.
-Być może. Widzisz jak bardzo się przejmuję?-zapytałam drwiąco.
W tym czasie Lestrange krzywiła się z bólu i nieporadnie próbowała zatamować krwawienie. Coś tam próbowała powiedzieć, ale Silencio wciąż działało.
-Jakie jest uśmiercające?-zapytałam Voldemorta.
-Co?
-Mogę ją po prostu zastrzelić albo zabić zaklęciem, którego jeśli mi go nie podasz teraz, nauczę się później.
Milczał. Wzruszyłam ramionami i strzeliłam jej prosto w twarz. Wyciągnęłam komórkę i zrobiłam jej zdjęcie.
-Pięknie-skomentowałam, chowając telefon.-A uśmiercającego nauczę się później.
-Avada Kedavra-podpowiedział Mark.
Spojrzałam na niego.
-Nie mogłeś trochę wcześniej?
-To co zrobiłaś było dużo bardziej efektowne-wzruszył ramionami.
-Dzięki-uśmiechnęłam się lekko.-Voldemort, zaczniesz gadać czy nie?
Milczał. Jego oddech stał się nierówny i chrapliwy.
-Crucio.
Ledwo miał siłę krzyczeć, co dopiero się rzucać. Hm, od tego mogłam zacząć, strzały dałyby jeszcze lepszy efekt.
-Żałuję, że nie znam żadnych klątw poza cruciatusem.
-W Hogwarcie ponoć jest niezła biblioteka. Zakazany Dział powinien cię zainteresować.
-Mark, całą tą wiedzę masz od Snape'a?
-Tak.
-Nie kłam.
-Czy ty masz, kurwa, wbudowany jakiś cholerny wykrywacz kłamstw?-wściekł się.-Później.
-Nie wkurzaj się, tylko łaskawie wyjaśnij o co chodzi.
-Jestem charłakiem, lepiej?-warknął.
Żebym ja jeszcze wiedziała co to znaczy... Poza tym Mark jeszcze nigdy na mnie nie warknął. To było dziwne.
-Czym? Co to ,,charłak", Mark?
-Niemagiczny urodzony w magicznej rodzinie-wycedził.
-I to przede mną ukrywałeś? Kretyn. Moi rodzice nie byli magiczni, więc jestem, jak to mówią ślizgoni, szlamą. No i co z tego?
Jego wzrok momentalnie złagodniał. Zaskoczenie zastąpiło złość.
-Nie wiesz co to tu znaczy.
-Może nie wiem, ale jakoś niespecjalnie mnie to obchodzi. Ogarnij się, stary.
Śmierciożercy nie ogarniali, co się dzieje. W sumie im się nie dziwiłam.
-Pamiętasz, co ci obiecałam?-zapytałam cicho Voldemorta (który przedstawiał teraz dość żałosny widok), celując mu w twarz z odległości kilku centymetrów.
Milczał twardo. Na podłodze była niewielka kałuża jego krwi, która stopniowo się powiększała. Uśmiechnęłam się zimno i pociągnęłam za spust.
-Fuck!-syknęłam, kiedy krew i płyn mózgowy rozbryzły się wokół, w tym na moją szatę.
Dobrze, że czarna.
Voldemort upadł bez życia na podłogę, waląc o nią twarzą. Jej urodzie i tak już nic nie zaszkodzi.
-Naprawdę się tego nie spodziewałaś?-Mike uśmiechnął się drwiąco.
-Nie aż tak... Nowa szata. Shit. Mogłam nie strzelać z tak małej odległości. Kurwa, czy ja myślę?
-Pytanie retoryczne?-Mark uśmiechnął się kpiąco.
-Spieprzaj-wytarłam policzek rękawem.-Fuj.
-Jaka delikatna...-zadrwił Thomas.
Luke wyłączył kamerę i schował ją.
-Nie ,,delikatna", ale to obrzydliwe.
-Dobra, a co z resztą?-spytał Patrick.
-No i tu mam problem. Nie mogę ich zabić, bo połowa z nich ma dzieci w Hogwarcie, a ja ich znam.
-Mają tu własną psiarnię?
-Aha, tutaj to aurorzy... ale niech się sami z nimi męczą. Popilnujcie ich, co?-poszłam do lochów.
Moi znajomi wciąż grzecznie siedzieli w celi.
-Okay, oficjalna wersja jest taka: porwali nas, śmierciożercy to kretyni, więc udało nam się uciec, Voldzio trup, bo przez przypadek odbiłam zaklęcie. Tyle.
-On na serio nie żyje?-zapytał zszokowany Dean.
-Tak. I żadnego wspominania o moich kumplach. Nadążacie?
Skinęli głowami niemal jednocześnie.
-Więc co będziemy mówić?-zapytałam spokojnie.
-Że zabiłaś go przez przypadek, odbijając zaklęcie, w co jakoś nie chce mi się wierzyć...
-Brawo za domyślność
-Jak ci się to udało?
-Kula w łeb. Pistolet to skuteczna broń. O ile wiesz co to jest.
-Tak, wiem... Ale jak mają uwierzyć w dalszą część? Porwanie-okay, to prawda, ale to z ucieczką?
-Zdajcie się na mnie. Wy będziecie tylko powtarzać, mówić jakie to było przerażające i mi przytakiwać. To wszystko co macie zrobić.
-Możemy już wrócić do Hogwartu?-zapytał jakiś inny chłopak, drżąc.
-Jasne-wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Marka.
-No co jest?
-Odstawię ich do Hogwartu i wrócę.
-Dobra.
Deportowałam się razem z nimi na błonia.
-Czekacie na mnie-stwierdziłam i deportowałam się z powrotem do Riddle Manor.
Wyszczerzyłam się na widok śmierciożerców skutych kajdankami. Tylko jeden Snape ręce trzymał na kolanach, z kluczykiem w dłoni. Typowe. Ktoś musiał ich uwolnić, a oprócz nas nie miał kto. No chyba że zostawilibyśmy ich samych sobie, żeby sami spróbowali się uwolnić, ale w tej chwili to nie miało sensu.
Usiadłam na miejscu Voldemorta i założyłam nogę na nogę.
-Podobno straszni z was fanatycy. To prawda?
Większość zaczęła gorączkowo zaprzeczać. Uśmiechnęłam się lekko.
-To dobrze. No już, zrozumiałam.
Momentalnie się uciszyli.
-Voldemort karał was cruciatusem, co nie? Nie odpowiadajcie, pytanie retoryczne-powiedziałam, kiedy część już otworzyła usta.-Rozumiem, że czasy jego terroru nie były specjalnie przyjemne i nie będziecie chcieli do tego wracać? Nie będziecie próbowali go wskrzeszać, co?
Cisza. Cholera, nie tego się spodziewałam.
-Co wy, masochiści?
Kącik ust Snape'a zadrgał niebezpiecznie, a on sam wyglądał jakby na chwilę wstrzymał oddech, żeby tylko powstrzymać się od śmiechu.
-Niki, czemu po prostu nie przejmiesz kontroli?-zapytał cicho Jack, kiedy do mnie podszedł.
-Nie zapanuję nad nimi bez cruciatusa, skoro już przyzwyczaili się do takiego sposobu rządzenia, a nie mam zamiaru go rzucać co kilka dni-odpowiedziałam równie cicho.-Byliby jak szczeniaki pierwszy raz spuszczone ze smyczy. Tyle że szczeniaki nie rozniosłyby wszystkiego w pył, a oni mogą.
-Racja.
-Dobrze, inaczej. Jeśli nie chcecie mieć we mnie wroga, nie wskrzesicie go. A widzieliście, co potrafię.
-Już?-zapytał Mark, unosząc brwi.
-Chyba tak.
-Może przeszukamy ten dworek?
-Innym razem, Mark. To... do zobaczenia-rzuciłam lekko i deportowałam siebie na hogwarckie błonia, a moich kumpli do naszej nory.
-Żyją?-zadał krótkie pytanie Dean, widząc mój uśmiech.
-Żyją, żyją... Nie wkopcie Snape'a, okay?
-Cokolwiek, bylebyśmy już znaleźli się w Hogwarcie.
-Moment, dlaczego niby mamy go nie wsypać? Jest zdrajcą, zasługuje na Azkaban.
CZYTASZ
Nastoletnia Gangsterka W Hogwarcie
FanfictionNicole to 15-latka z nienajszczęśliwszą przeszłością, ale nie lubi się nad sobą użalać (yeah, typowa Mary Sue). Do gangu trafiła właściwie przez przypadek. Nigdy tego nie planowała. Po prostu tak wyszło. Gangster, który polubił ją przez jej charakte...