Rozdział 9

1.9K 115 37
                                    

-To co, zabawimy się, Lordzie?-uśmiechnęłam się złośliwie.
-,,Zabawimy się" powiadasz...-powiedział Luke, szczerząc się jak kretyn.
-Ja pierdolę, otaczają mnie zboczeńcy-powiedziałam, przewracając oczami i próbując nie zacząć się śmiać.-Dzięki za koncertowe spieprzenie mojego tekstu, stary.
-Zawsze do usług.
-Idiota.
-I vice versa.
-Spadaj.
-Nawzajem.
-Dziecinada.
-Bo ty taka dorosła jesteś.
-Kolejny jakże inteligentny dialog z kumplem-przewróciłam oczami.-Okay, do rzeczy-spojrzałam na Voldemorta.-Jak tam, wygodnie na tej podłodze?
-Pożałujesz.
-Powtarzasz się. Co jest, Mark?-zapytałam, widząc, że wgapia się w Snape'a.
-Kopę lat, Severusie.
-Że what? Wy się znacie?
-No. Z wakacji, kiedy obaj byliśmy jeszcze nastolatkami. Wkręciłem go na te jedne wakacje do gangu.
-Zamknij się...-wycedził cicho Nietoperz.
-Taki niedojrzały tekst z twoich ust... Świat się kończy-zadrwiła Lestrange.
-Skończyłby się, gdybyś nie odzywała się dłużej niż kwadrans, chociaż jak na ciebie to i tak osiągnięcie-zripostował bez zastanowienia.
-Później ci wyjaśnię-powiedział Mark.-Mogę ją zastrzelić?
-Postrzelić. Sucz rzuciła na mnie torturujące, kulka w łeb byłaby za szybka. Silencio-wzruszyłam ramionami.-Proszę bardzo.
Mark uśmiechnął się wrednie i oddał strzał. Trafił w ramię. Wariatka wydarła się z bólu bezgłośnie.
-Tylko jedna kula?-zapytał Mark.
-Tak. Zabawimy się przy Lordzie.
Minka zrzedła. Bardzo. Prawie się zaśmiałam, widząc czyste przerażenie w oczach Voldemorta. Nie trwało to dłużej niż 5 sekund, ale jednak.
-I czemu wszyscy tak się ciebie boją? Nie ogarniam. Co w tobie niby takiego przerażającego?
-Jestem mordercą.
-Ja też, i co z tego?-wzruszyłam obojętnie ramionami.-Dobrze... To może powiesz jakie plany miałeś?
Milczał.
-Odnośnie Hogwartu, Jasnej Strony... Nic?
Wciąż milczał.
-Jak sobie chcesz-strzeliłam mu w kolano.
Wydarł się i nie upadł na podłogę tylko przez trzymającego go Mike'a.
-Może teraz?-spytałam lekko.
-Ty...
Tym razem wybór padł na ramię. Łzy bólu pojawiły się na jego twarzy, kiedy przestał się szarpać i się drzeć. Nie sądziłam, że zobaczę samego Lorda Voldemorta w takim stanie. Klęczał z pochyloną głową. Spokojnie podeszłam do niego, chwyciłam go za podbródek i uniosłam jego głowę.
-Patrz na mnie, może będę milsza-powiedziałam cicho.
Usłyszałam kilka cichych parsknięć śmiechem.
-Niki, to ma iść na youtube'a?
-Nie. Mugole nie wiedzą magicznym świecie i mogliby się przestraszyć samej jego mordy, nie chcę ich aż tak szokować. Poza tym, z tego co mi wiadomo, zdradzenie się z magią przed mugolami to przestępstwo. To co nagrasz prześlij mi na komórkę.
-Okay.
-To co, Tom, masz już dość?
-Skąd znasz...?-prawie jęknął.
-Twoje prawdziwe imię? Dziennik Toma Riddle'a to dość sławny przedmiot. Wywołał spore zamieszanie.
-Czyli Harry-wycharczał z lekko nieprzytomnym spojrzeniem.
Stracił trochę krwi, ale żeby na tym etapie niemal mdleć?
-Owszem. Czemu ,,Voldemort"?
-Ucieczka od śmierci-mówienie sprawiało mu wyraźny trud.
-To coś chyba nie wyszło, co? Najpierw Lily Potter-co Snape tak drgnął?-teraz ja, później pewnie Wybraniec, bo nie jestem taką optymistką, żeby myśleć, że nikt cię nie wskrzesi, skoro już widzą, że się da...
-A wtedy pożałujesz.
-Być może. Widzisz jak bardzo się przejmuję?-zapytałam drwiąco.
W tym czasie Lestrange krzywiła się z bólu i nieporadnie próbowała zatamować krwawienie. Coś tam próbowała powiedzieć, ale Silencio wciąż działało.
-Jakie jest uśmiercające?-zapytałam Voldemorta.
-Co?
-Mogę ją po prostu zastrzelić albo zabić zaklęciem, którego jeśli mi go nie podasz teraz, nauczę się później.
Milczał. Wzruszyłam ramionami i strzeliłam jej prosto w twarz. Wyciągnęłam komórkę i zrobiłam jej zdjęcie.
-Pięknie-skomentowałam, chowając telefon.-A uśmiercającego nauczę się później.
-Avada Kedavra-podpowiedział Mark.
Spojrzałam na niego.
-Nie mogłeś trochę wcześniej?
-To co zrobiłaś było dużo bardziej efektowne-wzruszył ramionami.
-Dzięki-uśmiechnęłam się lekko.-Voldemort, zaczniesz gadać czy nie?
Milczał. Jego oddech stał się nierówny i chrapliwy.
-Crucio.
Ledwo miał siłę krzyczeć, co dopiero się rzucać. Hm, od tego mogłam zacząć, strzały dałyby jeszcze lepszy efekt.
-Żałuję, że nie znam żadnych klątw poza cruciatusem.
-W Hogwarcie ponoć jest niezła biblioteka. Zakazany Dział powinien cię zainteresować.
-Mark, całą tą wiedzę masz od Snape'a?
-Tak.
-Nie kłam.
-Czy ty masz, kurwa, wbudowany jakiś cholerny wykrywacz kłamstw?-wściekł się.-Później.
-Nie wkurzaj się, tylko łaskawie wyjaśnij o co chodzi.
-Jestem charłakiem, lepiej?-warknął.
Żebym ja jeszcze wiedziała co to znaczy... Poza tym Mark jeszcze nigdy na mnie nie warknął. To było dziwne.
-Czym? Co to ,,charłak", Mark?
-Niemagiczny urodzony w magicznej rodzinie-wycedził.
-I to przede mną ukrywałeś? Kretyn. Moi rodzice nie byli magiczni, więc jestem, jak to mówią ślizgoni, szlamą. No i co z tego?
Jego wzrok momentalnie złagodniał. Zaskoczenie zastąpiło złość.
-Nie wiesz co to tu znaczy.
-Może nie wiem, ale jakoś niespecjalnie mnie to obchodzi. Ogarnij się, stary.
Śmierciożercy nie ogarniali, co się dzieje. W sumie im się nie dziwiłam.
-Pamiętasz, co ci obiecałam?-zapytałam cicho Voldemorta (który przedstawiał teraz dość żałosny widok), celując mu w twarz z odległości kilku centymetrów.
Milczał twardo. Na podłodze była niewielka kałuża jego krwi, która stopniowo się powiększała. Uśmiechnęłam się zimno i pociągnęłam za spust.
-Fuck!-syknęłam, kiedy krew i płyn mózgowy rozbryzły się wokół, w tym na moją szatę.
Dobrze, że czarna.
Voldemort upadł bez życia na podłogę, waląc o nią twarzą. Jej urodzie i tak już nic nie zaszkodzi.
-Naprawdę się tego nie spodziewałaś?-Mike uśmiechnął się drwiąco.
-Nie aż tak... Nowa szata. Shit. Mogłam nie strzelać z tak małej odległości. Kurwa, czy ja myślę?
-Pytanie retoryczne?-Mark uśmiechnął się kpiąco.
-Spieprzaj-wytarłam policzek rękawem.-Fuj.
-Jaka delikatna...-zadrwił Thomas.
Luke wyłączył kamerę i schował ją.
-Nie ,,delikatna", ale to obrzydliwe.
-Dobra, a co z resztą?-spytał Patrick.
-No i tu mam problem. Nie mogę ich zabić, bo połowa z nich ma dzieci w Hogwarcie, a ja ich znam.
-Mają tu własną psiarnię?
-Aha, tutaj to aurorzy... ale niech się sami z nimi męczą. Popilnujcie ich, co?-poszłam do lochów.
Moi znajomi wciąż grzecznie siedzieli w celi.
-Okay, oficjalna wersja jest taka: porwali nas, śmierciożercy to kretyni, więc udało nam się uciec, Voldzio trup, bo przez przypadek odbiłam zaklęcie. Tyle.
-On na serio nie żyje?-zapytał zszokowany Dean.
-Tak. I żadnego wspominania o moich kumplach. Nadążacie?
Skinęli głowami niemal jednocześnie.
-Więc co będziemy mówić?-zapytałam spokojnie.
-Że zabiłaś go przez przypadek, odbijając zaklęcie, w co jakoś nie chce mi się wierzyć...
-Brawo za domyślność
-Jak ci się to udało?
-Kula w łeb. Pistolet to skuteczna broń. O ile wiesz co to jest.
-Tak, wiem... Ale jak mają uwierzyć w dalszą część? Porwanie-okay, to prawda, ale to z ucieczką?
-Zdajcie się na mnie. Wy będziecie tylko powtarzać, mówić jakie to było przerażające i mi przytakiwać. To wszystko co macie zrobić.
-Możemy już wrócić do Hogwartu?-zapytał jakiś inny chłopak, drżąc.
-Jasne-wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Marka.
-No co jest?
-Odstawię ich do Hogwartu i wrócę.
-Dobra.
Deportowałam się razem z nimi na błonia.
-Czekacie na mnie-stwierdziłam i deportowałam się z powrotem do Riddle Manor.
Wyszczerzyłam się na widok śmierciożerców skutych kajdankami. Tylko jeden Snape ręce trzymał na kolanach, z kluczykiem w dłoni. Typowe. Ktoś musiał ich uwolnić, a oprócz nas nie miał kto. No chyba że zostawilibyśmy ich samych sobie, żeby sami spróbowali się uwolnić, ale w tej chwili to nie miało sensu.
Usiadłam na miejscu Voldemorta i założyłam nogę na nogę.
-Podobno straszni z was fanatycy. To prawda?
Większość zaczęła gorączkowo zaprzeczać. Uśmiechnęłam się lekko.
-To dobrze. No już, zrozumiałam.
Momentalnie się uciszyli.
-Voldemort karał was cruciatusem, co nie? Nie odpowiadajcie, pytanie retoryczne-powiedziałam, kiedy część już otworzyła usta.-Rozumiem, że czasy jego terroru nie były specjalnie przyjemne i nie będziecie chcieli do tego wracać? Nie będziecie próbowali go wskrzeszać, co?
Cisza. Cholera, nie tego się spodziewałam.
-Co wy, masochiści?
Kącik ust Snape'a zadrgał niebezpiecznie, a on sam wyglądał jakby na chwilę wstrzymał oddech, żeby tylko powstrzymać się od śmiechu.
-Niki, czemu po prostu nie przejmiesz kontroli?-zapytał cicho Jack, kiedy do mnie podszedł.
-Nie zapanuję nad nimi bez cruciatusa, skoro już przyzwyczaili się do takiego sposobu rządzenia, a nie mam zamiaru go rzucać co kilka dni-odpowiedziałam równie cicho.-Byliby jak szczeniaki pierwszy raz spuszczone ze smyczy. Tyle że szczeniaki nie rozniosłyby wszystkiego w pył, a oni mogą.
-Racja.
-Dobrze, inaczej. Jeśli nie chcecie mieć we mnie wroga, nie wskrzesicie go. A widzieliście, co potrafię.
-Już?-zapytał Mark, unosząc brwi.
-Chyba tak.
-Może przeszukamy ten dworek?
-Innym razem, Mark. To... do zobaczenia-rzuciłam lekko i deportowałam siebie na hogwarckie błonia, a moich kumpli do naszej nory.
-Żyją?-zadał krótkie pytanie Dean, widząc mój uśmiech.
-Żyją, żyją... Nie wkopcie Snape'a, okay?
-Cokolwiek, bylebyśmy już znaleźli się w Hogwarcie.
-Moment, dlaczego niby mamy go nie wsypać? Jest zdrajcą, zasługuje na Azkaban.

Nastoletnia Gangsterka W HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz