To nie był dobry dzień. Nigdy nie jest dobry, kiedy od samego rana chce się płakać. A ja właśnie tak zaczęłam ten dzień. Ten i pięć poprzednich. To był koszmar. Nadal jest. A ja nie potrafię się z niego obudzić. To mnie zabija od środka. Ból jest zbyt silny i nie potrafię sobie z nim poradzić. Ale to musi się kiedyś skończyć. Nie ma innego wyjścia. Martin cały czas mi powtarza, że zapomnę, ale swoje muszę przepłakać. Chciałabym, żeby to minęło bardzo szybko, ale on mówi, że tak się nie da, że to niemożliwe. A ja mu wierzę...
- Lexi?
Słysząc swoje imię, szybko zamknęłam pióro i schowałam do szuflady swój pamiętnik. Mój mały sekret, o którym nikt nie ma pojęcia. W razie gdyby coś się stało, poznają prawdę. To jedyny powód dla którego jeszcze go prowadzę.
- Jak się czujesz Lex? - do pokoju wszedł Matt - Naprawdę chciałbym ci jakoś pomóc
- Wiem - westchnęłam, odgarniając sprzed oczu brązowy kosmyk - Ale teraz to nic nie da
- Dzwonili z kancelarii
- Nie chcę tam wracać
- Wiem Lexi. Ale im szybciej wrócisz do dawnego życia, tym łatwiej się ze wszystkim pogodzisz
W jego głosie była nuta złości, co sprawiło, że spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Ciemne oczy chłopaka wpatrywały się we mnie z mieszaniną współczucia, miłości i wściekłości. Do tej pory tak nie było. Matthew zawsze szanował moją wolę. Pomagał, ale nic nie narzucał.
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam wracać do starego życia. Nie miałam po co. Nie widziałam sensu w powrocie do czegoś, w czym znajdę dwa puste miejsca. Kolejne cienie, których nikt nie zabierze.
Matt postał jeszcze chwilę w drzwiach, po czym odszedł, kręcąc głową. Wiedział, że się poddaję. Widział to w moich oczach. Nigdy nie chciałam go zawieść. Zawsze był przy mnie i mnie wspierał, odkąd tylko się poznaliśmy mogłam na niego liczyć. Miałam szczęście, że spotkałam go na swojej drodze. Ale uporanie się ze stratą nigdy nie jest lekkie. Tym razem też nie będzie łatwo, ale przynajmniej przygotuje mnie na kolejne razy. Bo to oczywiste, że będą następne.
Zerknęłam z nadzieją na telefon. Minęło pięć dni odkąd ze mną zerwał. Zniknął bez wyjaśnienia. Nie... Nie zniknął. Nadal był w tym mieście, na tej uczelni, ale nie chciał rozmawiać, nie powiedział dlaczego, mijał z obojętnością w oczach, chociaż tak wiele razy mówił, że mnie kocha, trzymając ciasno w swoich ramionach. Nie robiło mu różnicy czy jest ze mną, czy nie. Przestałam być mu potrzebna. Spełniłam swoje zadanie, bo dostał to, czego chciał. Byłam przydatna, gdy załatwiałam dla niego ważne sprawy, ratując przed wyrzuceniem z uczelni. Kiedy czegoś nie możesz zrobić, idź do Lexi. Za to ja zostałam sama ze złamanym sercem i niedopowiedzeniami, które nie pozwalały się na niczym skupić, zaprzątając mi umysł w każdej minucie dnia i spędzając sen z powiek. Chociaż widywaliśmy się przelotnie na uczelni, od tamtego dnia nie rozmawialiśmy. Ostatni raz spotkaliśmy się przed tygodniową przerwą zimową. Miałam wrażenie, że między nami nie może być lepiej. Ale zaraz po powrocie dostałam od niego wiadomość, że przez ten tydzień długo myślał i że to koniec. Żadnych wyjaśnień, żadnego przepraszam, żadnego spotkania twarzą w twarz. Miałam tylko szczęście, że byli przy mnie Matt, Amalie i Martin. Na nich naprawdę mogłam liczyć. Ale żadne nie potrafiłoby zabrać tego, co we mnie było. Nie było zaklęcia, które sprawiłoby, że zapomnę. To prawdziwy świat, a nie baśń dla dzieci, w której wszystko jest możliwe.
Dźwięk dzwonka rozbrzmiewający z telefonu przerwał moje przemyślenia. Na ekranie widniało zdjęcie Jensena, który uśmiechnięty trzymał na rękach bliźniaków. Był drugą pustką, której nie potrafiłam wypełnić od kilku miesięcy. A teraz dzwoni jak gdyby nigdy nic.
- Tak?
- Lexi? Lex, bardzo cię przepraszam - usłyszałam w słuchawce jego piękny głos. Był roztrzęsiony.
- Jensen, coś się stało?
Jednak nie otrzymałam odpowiedzi, bo połączenie zostało przerwane.
- Mówiłaś coś? - do pokoju ponownie wszedł Matt.
Wróciłabym do domu, ale on w życiu mnie stąd nie wypuści, kiedy jestem w takim stanie. Chyba że Amalie wróci z podróży. Wtedy odda mnie w jej opiekuńcze ręce. Jak do tej pory za każdym razem słyszałam, że nie nadaję się do życia i ktoś mnie musi pilnować.
- Jensen dzwonił - odparłam, wstając z łóżka.
- Lex, daj spokój
- Daj spokój?! Matt, on mnie potrzebuje!
- A gdzie był, kiedy ty go potrzebowałaś?
- Nie o tym teraz rozmawiamy
- Właśnie, że o tym - odpowiedział, łapiąc mnie za ramię, kiedy chciałam minąć go w przejściu.
Przerwał nam dzwonek mojego telefonu. Nie patrząc na ekran, odebrałam połączenie. Prawdopodobnie tylko po to, żeby zdenerwować Matta.
- Tak?
- Lexi, hej tu Martin. Wracamy jutro z Kalifornii. Mogłabyś przyjechać po nas na lotnisko?
- Nie ma sprawy. A po kogo konkretnie? - słysząc moje słowa, Matt odetchnął. Jak mniemam z ulgą. Nigdy nie lubił Jensena, chociaż otwarcie się do tego nie przyznawał. Było jednak oczywiste, że przeszkadza mu różnica wieku między nami.
- Mnie, Daniela i Lionela
- Martin...
- Proszę Lex, ty masz najbliżej
- Lionel nie chce mnie znać, nie będę wchodzić w jego życie - mruknęłam - Zresztą ja w jego też - dodałam znacznie ciszej.
- Nie musisz. Po prostu nas podwieź do domu
Na chwilę zapadła między nami cisza. Perspektywa spędzenia godziny w jednym aucie z byłym chłopakiem nie była przekonująca. Ale Martin mnie potrzebował, a on zawsze był przy mnie. Szczególnie teraz...
- A Alison nie może po was przyjechać?
- Ona...
- To twoja dziewczyna
- Ale nie ma samochodu. Ani prawa jazdy. I ma dopiero 18 lat
- Ja też miałam 18 jak robiłam prawko
- Lexi.. Proszę... Przyjedziesz?
- Dobra. Na lotnisko w Miami?
- W Jacksonville
- Martin!
Chciałam na niego nakrzyczeć za to, że wybrał chyba najdalej leżące lotnisko od naszego miasta, ale ten szybko się rozłączył. Teraz nie miałam wyjścia, musiałam po nich pojechać. Pięć godzin w jednym samochodzie... Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. Ten dzień w jednej chwili stał się jeszcze gorszy. Po chwili dostałam SMS-a.
Przylecimy o 15. Dziękuję
CZYTASZ
Jeden strzał || J.Ackles (Zakończone)
FanfictionChwila, w której musiałam nauczyć się walczyć nie była ciężka. Gorsza była świadomość, dlaczego muszę to zrobić. A ci dwaj w ogóle tego nie ułatwiali. Nie żebym tego oczekiwała. Oni nie potrafią niczego ułatwić. Po prostu wszyscy znaleźliśmy się w n...